29 Mar 2010, Pon 20:54, PID: 200161
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Mar 2010, Pon 20:56 przez Empty Space.)
Dokończę jeszcze, bo czuję, że coś pominąłem Pod koniec liceum zakochałem się w koleżance z klasy i wtedy odkryłem, czego mi brakowało. Miłości. Niestety nie potrafiłem tego okazać, kolegujemy się (fuuu). A raczej kolegowaliśmy, bo kontakt się urwał. Zakochanie było takie konkretne, ale w końcu przeszło, tyle, że wyszedłem z tego słabszy, choć może mądrzejszy.
stap!inesekend, studiowałem pół roku, teraz zakończyłem ten etap i w październiku powtórka z rozrywki, tyle, że na innym kierunku.
Jak było? Pierwszy dzień bardzo trudny - czułem się nieswojo, bo na auli z 1000 osób, a że kierunek był duży, to ludzie się ze sobą zapoznawali i było mi głupio.
Następnego dnia podszedłem do jakiegoś gościa którego kojarzyłem, podałem rękę, przedstawiłem się i już miałem kolegę Później trochę dużo ludzi do nas się przyczepiło i wiadomo - pojawiło się napięcie, ale wyklarowała się sześcioosobowa grupka, która była naprawdę w porządku i czułem się z tymi ludźmi dobrze. Była też w tej grupie dziewczyna, która się do mnie przystawiała , ale niestety w ogóle mnie nie kręciła.
I grupa ta złożona była z samych "silnych osobników". Ludzi dojrzałych emocjonalnie, lecz bardzo wyluzowanych, takich, na których lecą dziewczyny, kontaktowych, ciekawych... a ja między nimi, uważany za takiego samego. I też się takim człowiekiem czułem
Pamiętam dobrze jedną rzecz: jeden z tych kolegów miał taki charakter, że był strasznie wyluzowany jak mówił. Mówił wolno, chciało się go słuchać. I ja to jakoś zaadaptowałem do siebie: mówiłem woooolno, spokojnie. Nie bałem się popełnić błędu, byłem rozluźniony. Myślę, że to dało mi luz i to pokazało innym, jaki jestem wyluzowany. Genialny sposób.
stap!inesekend, studiowałem pół roku, teraz zakończyłem ten etap i w październiku powtórka z rozrywki, tyle, że na innym kierunku.
Jak było? Pierwszy dzień bardzo trudny - czułem się nieswojo, bo na auli z 1000 osób, a że kierunek był duży, to ludzie się ze sobą zapoznawali i było mi głupio.
Następnego dnia podszedłem do jakiegoś gościa którego kojarzyłem, podałem rękę, przedstawiłem się i już miałem kolegę Później trochę dużo ludzi do nas się przyczepiło i wiadomo - pojawiło się napięcie, ale wyklarowała się sześcioosobowa grupka, która była naprawdę w porządku i czułem się z tymi ludźmi dobrze. Była też w tej grupie dziewczyna, która się do mnie przystawiała , ale niestety w ogóle mnie nie kręciła.
I grupa ta złożona była z samych "silnych osobników". Ludzi dojrzałych emocjonalnie, lecz bardzo wyluzowanych, takich, na których lecą dziewczyny, kontaktowych, ciekawych... a ja między nimi, uważany za takiego samego. I też się takim człowiekiem czułem
Pamiętam dobrze jedną rzecz: jeden z tych kolegów miał taki charakter, że był strasznie wyluzowany jak mówił. Mówił wolno, chciało się go słuchać. I ja to jakoś zaadaptowałem do siebie: mówiłem woooolno, spokojnie. Nie bałem się popełnić błędu, byłem rozluźniony. Myślę, że to dało mi luz i to pokazało innym, jaki jestem wyluzowany. Genialny sposób.