02 Wrz 2010, Czw 21:55, PID: 221054
Pamiętam, że będąc w przedszkolu oprócz zabaw zabawkami przeznaczonymi dla chłopców (robociki, resoraki), w kręgu moich zainteresowań znalazły się lalki. Nie widziałem w tym nic zdrożnego, wynikało to z mojej ciekawości :-P Wśród męskiej części dzieciarni stałem się z tego powodu pośmiewiskiem, ale przeżyłem to raczej bez większej traumy.
Ale od jednego wydarzenia z tej placówki zaczęło się chyba całe moje jąkanie i lęk społeczny. Pamiętam jak dziś: ojciec mnie odprowadzał i weszliśmy nie do tej sali, co trzeba; do jakichś "średniaków", a ja byłem "starszakiem" (5 albo 6 lat). A tam jakaś dziewczynka do mnie z gębą: "Nie wchodź tu, twoja grupa jest gdzie indziej, idź sobie!" itp. Brzmi banalnie, ale co to było dla kilkuletniego dziecka. Przestraszyłem się, zawstydziłem, zasmuciłem. W płacz i w ramiona taty... Nie wiem, co bym zrobił, gdybym się dowiedział, gdzie ona teraz mieszka
Potem chodziłem do prywatnej szkoły (podstawówkę i gimnazjum) i całe szczęście, bo w publicznej na pewno nie ominęłaby mnie przemoc fizyczna. Zawsze mniej lub bardziej źle czułem się w klasie, przez 13 lat (!!! bo potem jeszcze liceum) miałem tylko jednego dobrego kolegę (choć nie przyjaciela), z którym siedziałem w ławce i najwięcej rozmawiałem. Zawsze byłem takim popychadłem, kozłem ofiarnym, kimś do dokuczania. Ci śmielsi mogli mnie zawsze przegadać, a ja nie potrafiłem walnąć im ciętej riposty, oni bezbłędnie odczytywali moje zawstydzenie i tak dalej. Wuefy w miarę lubiłem, ale w np. grach zespołowych popełniałem sporo błędów i często mi się za to obrywało. Nie byłem aktywny na lekcjach, bo bałem się zająknięć.
Ale fobia szkolna to mimo wszystko chyba za mocne określenie w moim przypadku; nie czułem jakiegoś panicznego lęku przed szkołą, choć parę razy po powrocie do domu płakałem. FS przyszła wraz z dojrzalszym wiekiem i zbiegła się raczej z pójściem na studia.
Ale od jednego wydarzenia z tej placówki zaczęło się chyba całe moje jąkanie i lęk społeczny. Pamiętam jak dziś: ojciec mnie odprowadzał i weszliśmy nie do tej sali, co trzeba; do jakichś "średniaków", a ja byłem "starszakiem" (5 albo 6 lat). A tam jakaś dziewczynka do mnie z gębą: "Nie wchodź tu, twoja grupa jest gdzie indziej, idź sobie!" itp. Brzmi banalnie, ale co to było dla kilkuletniego dziecka. Przestraszyłem się, zawstydziłem, zasmuciłem. W płacz i w ramiona taty... Nie wiem, co bym zrobił, gdybym się dowiedział, gdzie ona teraz mieszka
Potem chodziłem do prywatnej szkoły (podstawówkę i gimnazjum) i całe szczęście, bo w publicznej na pewno nie ominęłaby mnie przemoc fizyczna. Zawsze mniej lub bardziej źle czułem się w klasie, przez 13 lat (!!! bo potem jeszcze liceum) miałem tylko jednego dobrego kolegę (choć nie przyjaciela), z którym siedziałem w ławce i najwięcej rozmawiałem. Zawsze byłem takim popychadłem, kozłem ofiarnym, kimś do dokuczania. Ci śmielsi mogli mnie zawsze przegadać, a ja nie potrafiłem walnąć im ciętej riposty, oni bezbłędnie odczytywali moje zawstydzenie i tak dalej. Wuefy w miarę lubiłem, ale w np. grach zespołowych popełniałem sporo błędów i często mi się za to obrywało. Nie byłem aktywny na lekcjach, bo bałem się zająknięć.
Ale fobia szkolna to mimo wszystko chyba za mocne określenie w moim przypadku; nie czułem jakiegoś panicznego lęku przed szkołą, choć parę razy po powrocie do domu płakałem. FS przyszła wraz z dojrzalszym wiekiem i zbiegła się raczej z pójściem na studia.