26 Lut 2009, Czw 0:28, PID: 127522
Rock 89 napisał(a):Ponadto bądź trochę cierpliwa, leki zaczną działać (często działają dopiero po kilku tygodniach, czy miesiącach na tym akurat nie znam się za dobrze). Nadejdzie wiosna, odprężysz się, poznasz kogoś. I jakoś się wszystko ułoży, takie kryzysy się zdarzają i wierz mi, że można z nich wychodzić. Trzeba mieć tylko kogoś i coś, co pochłania, nurtuje i uniemożliwia myślom atakowanie.Właściwie to ja prawie te same leki łykam już od paru lat, czasem psychiatra cos z nimi kombinuje jakieś zmainy, ale mu to nie wychodzi. Po za tym jakieś tabletki mają mi przywrócić ochotę do życia?
krys840 napisał(a):Może wal co Ci leży na wątrobie. Co Cię na ogół wkurza?Ta okorpna niechęć do wszystkiego, do istnienia, niechęc do życia bez względu na to jakie ono jest. Niechęć do codzienności. Tak cholernie nie chcę tu być, istnieć. Bezradność, nawet wobec prostych rzeczy.
No i troche to, że tu jest okropny bajzel a ja nie umiem tego postrzątać.
I to, że nikt prawie nie dba o to, żeby ten dom jakoś wyglądał.
razviedka napisał(a):Drugi raz zakładasz taki sam temat. Minęło, zdaje się, ok. półtora miesiąca. Ten psycholog Twój to jest ślepy czy głuchy? Czy może nie opowiadasz mu wszystkiego, co powinien wiedzieć?A niby co on może zrobić?
Powiedziałam mu, że czuje się nie zdolna do życia, powiedziałam mu o sytuacji jaka jest w domu, że nie chce mi się żyć, że jak wstaje to już myśle o tym żeby była noc i żebym poszła spać i żeby już to wszystko się skończyło.
A ona na to tylko, że wszystko można zmienić. Że dzieje się tak, iż ulegam psychicznym atakom ze strony taty, że się nade mną znęca psychicznie, że nie mam w domu spokoju. A ta moja niechęć do wszystkiego wynika z monotnii i z tego że robie rzeczy których nie chce robić. Powiedziała mi że to jest tak jak z książką, jak jakś ciekawa to się zaczytujemy bez opamiętania, a jak nie ciekawa, a musimy ją przeczytać to robimy to tak na odpieprz byle jak. Ja właśnie też tak żyje byle jak na odpieprz, żeby jakoś mi tak zleciało...