06 Mar 2009, Pią 19:53, PID: 130317
Do fobii nie - bo nie jest przyjemna niemożność robienia rzeczy, które dla innych są niczym pstryknięcie palcami, wkurza mnie to wszystko straszliwie i nie sądze żebym się do tego przyzwyczaiła. Natomiast przyzwyczaiłam się do samotności, i tutaj dokładnie tak mam, że myśle sobie o tym jak to miło by było się z kimś zakumplować, a potem dochodzi do mnie, że tak na prawdę to mi się nie chce, że dobrze mi jest jak jest. Czasem wręcz jak wspominam przeszłość, to jaka byłam kiedyś, jak chciało mi się obcować z ludźmi, owszem lubiłam spędzanie czasu samemu ale mimo wszystko ciągnęło mnie do nich, to w kontekście tego co jest dzisiaj czasem aż nie mogę uwierzyć, że wtedy w ogóle miałam na to ochotę. Nie wiem jak to nazwać, czy to jest skończone dziwactwo czy ja się od ludzi aż tak odzwyczaiłam. Męczą mnie straszliwie, nie wiem kim już ja jestem, że tak reaguje. Dzisiaj jechałam autobusem z jedną dziewczyną z którą mam w-f, już zanim wsiadłyśmy rozpoczęła się rozmowa, gdzie zauważyłam, że ona jest z tych co lubią sobie pogadać. W momencie kiedy wsiadałam do autobusu pomyślałam "heh czeka mnie teraz 15min uśmiechania się i zmuszania do rozmowy, wolałabym pogapić się przez okno"... <- trzy kropki to chyba właściwy komentarz. Często tak mam, że uciekam, unikam osób, które wiem, że bedą chciały pogadać. Jeezuu ja potrafiłam iść slalomem, czyli co rusz to przechodzić na drugą stronę ulicy, kiedy tylko wiedziałam, że ktoś znajomy się zbliża >_> i to nie z żadnych względów fobicznych, a broń Boże, mi sie po prostu nie chce z nimi rozmawiać V_V Jestem już skończonym dziwadłem... zagaduje mnie współlokatorka a ja tylko myśle "niech się to skończy" i z niecierpliwością myśle kiedy wreszcie będe mogła znaleść w swoim pokoju, w tej pieczarze bez światła xPP I coś co zrobiłam najdziwniejszego, przynajmniej ostatnio. Po egzaminie wracałam z dwiema koleżankami i one mnie zaczęły zapraszać do siebie. Ja odmawiałam, bardzo długo odmawiałam dodajmy, bo one też były uparte, wręcz w którymś momencie zaczęły mnie na siłe ciągnąć żebym poszła Ale jakoś im uciekłam. Jak szłam do domu to czułam się dziwacznie, zastanawiałam sie co ja właściwie robie, dlaczego? To były osoby, które lubie, są jak najbardziej w porządku, idealne warunki, żeby się "pozachowywać jak normalny człowiek", więc czemu nie poszłam, posiedzieć z nimi, pogadać, pośmiać się... jedyny powód jaki znajdywałam to ten, że mi się nie chce, nie chce mi się spędzać czasu z ludźmi, że już na samą myśl czuje zmęczenie.
Napisze coś jeszcze, wiem, że sto milionów ludzi powiedziałoby mi w tym momencie, że powinnam to zmienić, otwierać się i inne takie, tylko tak właściwie to ja to lubie, może nie w 100%, tak kolorowo nie jest, ale gdzieś tam jednak odpowiada mi takie życie, nie chce być towarzyska, nie potrzebuje tak za wszelką cenę ludzi... ja chyba nie chcę być "normalna"...
Napisze coś jeszcze, wiem, że sto milionów ludzi powiedziałoby mi w tym momencie, że powinnam to zmienić, otwierać się i inne takie, tylko tak właściwie to ja to lubie, może nie w 100%, tak kolorowo nie jest, ale gdzieś tam jednak odpowiada mi takie życie, nie chce być towarzyska, nie potrzebuje tak za wszelką cenę ludzi... ja chyba nie chcę być "normalna"...