10 Lip 2022, Nie 17:35, PID: 859807
Mam ten problem odkąd pamiętam. Począwszy od wizyt u lekarza na szczepienie czy u dentysty. Stresowałem się cały dzień wizytą, która trwała może max. 5 minut, a szczepienie 5 sekund. Noo stres przed wizytą u dentysty jestem w stanie zrozumieć, choć jak trzeba to trzeba. Potem w podstawówce we wtorki mieliśmy lekcje dopiero od 11:50. Co robiłem przed lekcjami? Siedziałem w ciszy w domu. Nic nie robiłem, tylko czekałem i się stresowałem. W następnych latach jak były jakieś wizyty u lekarzy czy jakieś inne błahe sprawy, to stresowałem sie że hej.
Obecnie mam nadal ten sam problem. Jak coś niecodziennego się szykuje za parę dni, to już dzisiaj mózg mi robi jatkę. Najgorszy jest dzień przed tym wydarzeniem. Prawie nic nie jem ze stresu. Brzuch mnie boli, nie myślę o niczym innym, w głowie ciągle mam to wydarzenie oraz nie śpię. Stresuję się zwykłą wizytą u lekarza np. na szybkie pobranie krwi, pójściem na pocztę, załatwieniem jakiejś sprawy, wybraniem się w gości i innymi błahymi sprawami. A co się dzieje, gdy już jestem u lekarza? W mózgu cisza. Nie ma lęku. Grr!
Dobrze się przygotowywuję na wydarzenia oraz wyobrażam sobie najlepsze scenariusze. Odgrywam w głowie pozytywne scenki. Nie obawiam się zwykle jakiejś wtopy. Myślę dosyć realistycznie, więc wiem, że nic złego się nie stanie, a jeśli tak, to coś się wymyśli heh. Przerobiłem również parę autoterapii, dzięki temu się doszkoliłem w zakresie wiedzy o lęku, jego działaniu i tym, że można stać się silniejszym od niego. Wziąłem do serca te rady. Mimo tego mój mózg uparcie daje mi te wszystkie symptomy lęku przed tymi sytuacjami. Nic do niego nie dociera, grr!. Coś się szykuje, to nic nie robię, tylko siedzę sztywno i się zamartwiam. Nawet nie słucham muzyki. Jeszcze jeden objaw jaki mam to poczucie winy, który pojawia się, gdy spróbuję mimo lęku zrobić coś fajnego. Wyciągam rolki, a mózg ,,O ty łapserdaku. Pojutrze masz dentystę. Ani mi się waż się zabawiać!".
O ile się nie mylę (poprawcie mnie jak coś), to lęk antycypacyjny. To jest lęk, który objawia się nie w trakcie stresującego wydarzenia, a przed. Może pojawić się nawet tydzień wcześniej i męczyć człowieka każdego dnia aż do momentu tego planowanego wydarzenia. Po stresującym wydarzeniu mówi ,,do następnego razu!" i ucieka.
Myślę, że pośród moich zaburzeń, ten lęk jest moim największym problemem. Gdybym odczuwał lęk tylko w trakcie sytuacji społecznej, a nie dłuuugo przed, to moje życie byłoby znacznie lepsze. Do tej pory robię to samo, czyli siedzę w ciszy i myślę o tej sytuacji. Zwykłego dnia posłucham muzyki, poczytam książkę, pogram w coś, a tego stresującego dnia te rzeczy schodzą na dalszy plan mimo, że nie jestem zajęty i jestem w pełni przygotowany do tej sytuacji. Pomyślałem, że pora z tym skończyć.
Wymyśliłem pewien sposób i chciałbym, żebyście powiedzieli mi co o tym myślicie. Zanim go wdrożę w życie, chciałbym się upewnić czy mi nie zaszkodzi, nie pogłębi lęku, nie doprowadzi do żadnej zmiany na lepsze. Może wasi psychologowie coś na temat wspomnieli jak sobie z tym radzić?
Sposobem tym jest życie na codzień tak jakby nie szykowała się żadna stresująca sytuacja. Co prawda, w pierwszej kolejności się do niej przygotuję, czyli sprawdzę jak tam dojechać, ustawię sobie alarm w komórce, przygotuję jakieś rzeczy i tyle. Jak już to zrobię, to powinienem nie myśleć o tym więcej, bo jestem przygotowany i wtedy zachowywać się tak jakby to był normalny sielankowy dzień. Czyli wyciągam rolki, czytam książkę, puszczam jakąś fajną muzykę, pojeżdżę na koniu w kingdom come deliverance. Robię na przekór te czynności, które na codzień sprawiają mi przyjemność lecz przed stresującym wydarzeniem wywołują większy lęk i poczucie winy. Naturalnie pewnie przez jakiś czas lęk wraz z poczuciem winy się nasilą, ale być może potem coś się przestawi w mózgu. Udowodnię mu, że lęk który mi funduje jest kompletnie bezwartościowy i że mogę robić to co chcę i mnie przed tym nie powstrzyma. Fakt, postraszy na początku większym lękiem, ale może po paru takich razach przestanie.
Obecnie mam nadal ten sam problem. Jak coś niecodziennego się szykuje za parę dni, to już dzisiaj mózg mi robi jatkę. Najgorszy jest dzień przed tym wydarzeniem. Prawie nic nie jem ze stresu. Brzuch mnie boli, nie myślę o niczym innym, w głowie ciągle mam to wydarzenie oraz nie śpię. Stresuję się zwykłą wizytą u lekarza np. na szybkie pobranie krwi, pójściem na pocztę, załatwieniem jakiejś sprawy, wybraniem się w gości i innymi błahymi sprawami. A co się dzieje, gdy już jestem u lekarza? W mózgu cisza. Nie ma lęku. Grr!
Dobrze się przygotowywuję na wydarzenia oraz wyobrażam sobie najlepsze scenariusze. Odgrywam w głowie pozytywne scenki. Nie obawiam się zwykle jakiejś wtopy. Myślę dosyć realistycznie, więc wiem, że nic złego się nie stanie, a jeśli tak, to coś się wymyśli heh. Przerobiłem również parę autoterapii, dzięki temu się doszkoliłem w zakresie wiedzy o lęku, jego działaniu i tym, że można stać się silniejszym od niego. Wziąłem do serca te rady. Mimo tego mój mózg uparcie daje mi te wszystkie symptomy lęku przed tymi sytuacjami. Nic do niego nie dociera, grr!. Coś się szykuje, to nic nie robię, tylko siedzę sztywno i się zamartwiam. Nawet nie słucham muzyki. Jeszcze jeden objaw jaki mam to poczucie winy, który pojawia się, gdy spróbuję mimo lęku zrobić coś fajnego. Wyciągam rolki, a mózg ,,O ty łapserdaku. Pojutrze masz dentystę. Ani mi się waż się zabawiać!".
O ile się nie mylę (poprawcie mnie jak coś), to lęk antycypacyjny. To jest lęk, który objawia się nie w trakcie stresującego wydarzenia, a przed. Może pojawić się nawet tydzień wcześniej i męczyć człowieka każdego dnia aż do momentu tego planowanego wydarzenia. Po stresującym wydarzeniu mówi ,,do następnego razu!" i ucieka.
Myślę, że pośród moich zaburzeń, ten lęk jest moim największym problemem. Gdybym odczuwał lęk tylko w trakcie sytuacji społecznej, a nie dłuuugo przed, to moje życie byłoby znacznie lepsze. Do tej pory robię to samo, czyli siedzę w ciszy i myślę o tej sytuacji. Zwykłego dnia posłucham muzyki, poczytam książkę, pogram w coś, a tego stresującego dnia te rzeczy schodzą na dalszy plan mimo, że nie jestem zajęty i jestem w pełni przygotowany do tej sytuacji. Pomyślałem, że pora z tym skończyć.
Wymyśliłem pewien sposób i chciałbym, żebyście powiedzieli mi co o tym myślicie. Zanim go wdrożę w życie, chciałbym się upewnić czy mi nie zaszkodzi, nie pogłębi lęku, nie doprowadzi do żadnej zmiany na lepsze. Może wasi psychologowie coś na temat wspomnieli jak sobie z tym radzić?
Sposobem tym jest życie na codzień tak jakby nie szykowała się żadna stresująca sytuacja. Co prawda, w pierwszej kolejności się do niej przygotuję, czyli sprawdzę jak tam dojechać, ustawię sobie alarm w komórce, przygotuję jakieś rzeczy i tyle. Jak już to zrobię, to powinienem nie myśleć o tym więcej, bo jestem przygotowany i wtedy zachowywać się tak jakby to był normalny sielankowy dzień. Czyli wyciągam rolki, czytam książkę, puszczam jakąś fajną muzykę, pojeżdżę na koniu w kingdom come deliverance. Robię na przekór te czynności, które na codzień sprawiają mi przyjemność lecz przed stresującym wydarzeniem wywołują większy lęk i poczucie winy. Naturalnie pewnie przez jakiś czas lęk wraz z poczuciem winy się nasilą, ale być może potem coś się przestawi w mózgu. Udowodnię mu, że lęk który mi funduje jest kompletnie bezwartościowy i że mogę robić to co chcę i mnie przed tym nie powstrzyma. Fakt, postraszy na początku większym lękiem, ale może po paru takich razach przestanie.