22 Maj 2009, Pią 14:56, PID: 150993
Ojciec nie był nałogowym alkoholikiem ale pić lubił...kilka było sytuacji że np w nocy go policja przyprowadziła albo z pogotowia dzwonili że wpadł pod samochód. Awantury zdarzały się owszem...ale raczej bez fizycznej przemocy, kończyło się na wrzaskach, wyzwiskach i roztrząsaniu jakichś tam spraw z przeszłości, oczywiście bez żadnego ładu i składu. Z matką nie potrafili się porozumieć w ogóle, ojciec się zachowywał jakby nią gardził, nawet jak zrobiła i zaniosła mu obiad to potrafił warknąć, że szczena opada, już o najmniejszej kulturze osobistej nie wspominając. Nie wspominając też o tym, że nie wychodzili razem ani w ogóle razem czasu nie spędzali. Matka cierpiała ale nigdy nie wyciągnęła żadnych wniosków ("bo on nie potrafi wyrażać uczuć"). Matka była z kolei nadopiekuńcza wobec mnie, ponieważ od dziecka jestem alergikiem i astmatykiem dla matki byłem zawsze kimś wymagającym specjalnej troski. Do późnego wieku: byłem kąpany przez matkę, nie miałem własnych kluczy, matka kupowała mi ubrania itd. Nie mogłem nic ruszać w domu bo zepsuję, bo pożar wywołam...albo że sam się pokaleczę, połamię nogi, przepukliny dostanę... Zawsze musiałem uważać na wszystko i wszystkich bo "tyle zła na świecie". Nie widziała we mnie dorastającego człowieka, mającego potrzeby emocjonalne, zainteresowania, swoje zdanie. Dawała mi odczuć, że to co ja robię albo mówię to dziecięce głupoty. Nie pochwalała mnie nigdy... zawsze się znalazło coś do przyczepienia się, zawsze coś źle, zawsze coś za mało dokładnie. Przy nawet najbardziej bzdurnych sprawach ciągle mi chciała tłumaczyć, dawać porady albo i za mnie wszystko robić. Nie rozumiała nigdy jak próbowałem jej powiedzieć... zwrócić uwagę, że mnie to boli, że sam chcę to zrobić. Miała jeden nieśmiertelny argument który prawie zawsze kończył rozmowę "bo mama zawsze chce dobrze". Prawie bo parę razy, idąc dalej, naruszyłem jej "twierdzę" czyli przekonanie o swojej nieomylności jako matka, skończyło się niemałą awanturą.