06 Paź 2018, Sob 9:49, PID: 766830
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Paź 2018, Sob 9:52 przez Ksenomorf.)
(06 Paź 2018, Sob 8:03)damiandamianfb napisał(a): No to niestety. Jestem chyba pierwszy. Zrezygnowałem ze studiów.
Co prawda nie tak do końca bo znalazłem nauczanie E-learningowe w tym samym kierunku i chyba na nie sie zapiszę, ale na ten moment jestem tylko wypisany z tamtych i nie czuje jakoś ulgi. Bardziej żal i rozczarowanie, że tak łatwo odpuściłem. Może przejdzie
No, łatwo odpuściłeś. Ja po pierwszym dniu czy tam dwóch dniach też chciałem odpuścić. I to tak w wymiarze ogólnym – stojąc na przystanku i czekając na autobus mający mnie, nieboskie stworzenie, zawieźć z powrotem do smutnego, wynajętego pokoju, pewną ulgę znajdowałem w wyobrażaniu sobie siebie pod kołami tego autobusu. A to dlatego, że na wszystko prawie zapisałem się jako ostatni i mój plan zajęć wyglądał tragicznie. Trochę głupio było już wołać "mame, pomusz", ale też nie byłem przygotowany na takie ekstremalne sytuacje, niemalże na granicy życia i śmierci. Byłem jak mały bocianek wyrzucony z gniazda. Sytuacja wydawało mi się bez wyjścia. Wtedy nie było zapisywania się na zajęcia via internet (bo teraz chyba już tylko tak się to robi), trzeba było sobie skakać po głowach i ciągnąć się za włosy i uszy. A że u mnie była znaczna przewaga dziewczyn, nie chciałem ryzykować bycia rozszarpanym. Stałem sobie więc gdzieś na drugim planie, gdy dochodziło do tych dantejskich scen.
Następnego dnia jednak zdobyłem się na przedstawienie swojej rzewnej historii przewodniczącej roku (tej, co zapisywała na zajęcia) i powciskała mnie tu i ówdzie, dzięki czemu poniedziałki miałem od 7 do 18:30 (na końcu jeszcze wf), a resztę dni dość luźną (wtorki od drugiego semestru wolne). Z tego, co pamiętam, gryzło mnie trochę po tym, że tak bez walki osiągnąłem, co chciałem. No ale mniej już mi się chciało kończyć po kołami autobusu. Ach! Wspomnień czar!