10 Gru 2018, Pon 18:42, PID: 774902
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10 Gru 2018, Pon 21:18 przez BlankAvatar.)
myślę, że problemem w takich dyskusjach jest niski poziom empatii (nawet tej intelektualnej), gdy ktoś piszę o grupie do której nie przynależy. Stad ta męcząca skłonność do generalizacji.
Nie jestem dziewczyną 10/10, ale mogę sobie dość łatwo wyobrazić negatywne strony bycia dziewczyną 100/10: choćby większe ryzyko molestowania, gwałtu czy nawet spotkania natarczywych/podpitych/naćpanych podrywaczy, którzy, na dokładkę, na odrzucenie reagują agresją. Pewnie równie częste są oskarżenia o niesprawiedliwe friendzonowanie wytaczane przez kolegów ze spektrum. Albo przyciąganie narcyzów/psychopatów, którzy chcą mięć trophy girlfriend. Kolejnym potencjalnym negatywem są pewnie nierzadkie oskarżenia o to, że wszystkie sukcesy wynikają z ładnego wyglądu. O dziwo, dziewczyna 1000/10 może mieć też dószę i potrzebę rozwoju osobistego (oczywiście poza potrzebą zaliczania dziesiątek chadów [inb4 my redpill bros]). Zapewne nierzadko dziewczyna 10000/10 spotyka się z opiniami, że dobre oceny w szkole, to miała za ładne oczy, a awans w pracy - za quickie w pokoju socjalnym z szefem. Jak srogo się wysilę i wytężę moją empatię na 100/10, to może nawet przemknie mi przez głowę myśl, że można mieć z powodu takich życzliwych ludzi, niezłe kompleksy na temat swojej inteligencji czy zdolności w ogóle. Jak się już tak wysilę, że aż wyleczę z autyzmu, to może nawet wpadnę na to, że są i takie dziewczyny 10000000/10, które wpadają z podobnych powodów w depresję.
Mimo to, jest dość jasne, że pewnie lepiej być ładnym jak brzydkim.
Jak pogodzić te dwa spostrzeżenia? Jak żyć ze świadomością tej sprzeczności? Nie wiem, ale słyszałem że dzieci uczą się przeżywać ambiwalentne emocje około dwunastego roku życia. Skoro dzieci mogły, to nam też pewnie się uda.
Nie jestem dziewczyną 10/10, ale mogę sobie dość łatwo wyobrazić negatywne strony bycia dziewczyną 100/10: choćby większe ryzyko molestowania, gwałtu czy nawet spotkania natarczywych/podpitych/naćpanych podrywaczy, którzy, na dokładkę, na odrzucenie reagują agresją. Pewnie równie częste są oskarżenia o niesprawiedliwe friendzonowanie wytaczane przez kolegów ze spektrum. Albo przyciąganie narcyzów/psychopatów, którzy chcą mięć trophy girlfriend. Kolejnym potencjalnym negatywem są pewnie nierzadkie oskarżenia o to, że wszystkie sukcesy wynikają z ładnego wyglądu. O dziwo, dziewczyna 1000/10 może mieć też dószę i potrzebę rozwoju osobistego (oczywiście poza potrzebą zaliczania dziesiątek chadów [inb4 my redpill bros]). Zapewne nierzadko dziewczyna 10000/10 spotyka się z opiniami, że dobre oceny w szkole, to miała za ładne oczy, a awans w pracy - za quickie w pokoju socjalnym z szefem. Jak srogo się wysilę i wytężę moją empatię na 100/10, to może nawet przemknie mi przez głowę myśl, że można mieć z powodu takich życzliwych ludzi, niezłe kompleksy na temat swojej inteligencji czy zdolności w ogóle. Jak się już tak wysilę, że aż wyleczę z autyzmu, to może nawet wpadnę na to, że są i takie dziewczyny 10000000/10, które wpadają z podobnych powodów w depresję.
Mimo to, jest dość jasne, że pewnie lepiej być ładnym jak brzydkim.
Jak pogodzić te dwa spostrzeżenia? Jak żyć ze świadomością tej sprzeczności? Nie wiem, ale słyszałem że dzieci uczą się przeżywać ambiwalentne emocje około dwunastego roku życia. Skoro dzieci mogły, to nam też pewnie się uda.