25 Lip 2019, Czw 8:44, PID: 799879
W forumowym kwestionariuszu AQ wyszło, jak zwykle z resztą, moje niezmienne 49/50
A w Quizie to co poniżej:
Żeby było ciekawiej, to czuję się całkiem normalny, bo wiem, że jestem inny i tego nie zmienię
W moim przypadku diagnoza spektrum autyzmu nastąpiła bardzo późno, bo dopiero rok temu i to w wieku 29 lat. Od tamtego czasu, można powiedzieć, że uczę się "życia na nowo" i po drodze przeszedłem największy stan depresyjny w całym swoim życiu, z którego wygrzebałem się dopiero na początku kwietnia tego roku.
Po tym, jak dowiedziałem się co tak naprawdę jest ze mną "nie tak", najbardziej pomogło mi odcięcie się od ludzi i skupienie się wyłącznie na własnych problemach oraz na tej "nowej" sytuacji.
Rzuciłem również w tamtym okresie moją etatową pracę w zawodzie, przez którą więcej się nacierpiałem niż zyskałem, a obecnie poszedłem w kierunku samozatrudnienia oraz własnej działalności gospodarczej.
Kluczowe w takim przypadku okazuje się głębsze zrozumienie siebie, swojej natury oraz potrzeb. Z racji, że za bardzo potrafię zrozumieć się z innymi "normalnymi" ludźmi, postawiłem na "samotność" oraz na kontakty wyłącznie przez internet.
Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy w moim życiu
Kochającą rodzinę mam, dwóch przyjaciół, z którymi zawsze mogę się spotkać, mam i tak naprawdę więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Reszta osób może być pikselami na moim monitorze
Obecnie większość spraw można załatwić przez internet i nawet nie ma potrzeby używania tego "wstrętnego", stresującego mnie telefonu. Ba, mój smartfon na jednym ładowaniu trzyma około dwóch tygodni i raczej służy mi jako "wyświetlacz" mojej ulubionej tapety z dodatkową funkcją zegara oraz datownika. Całą resztę załatwiam z poziomu komputera.
Największą przykrością jaka mnie w życiu spotkała, to właśnie inni ludzie i "szalenie trudne" oraz skomplikowane kontakty międzyludzkie, które dosłownie mogłyby mnie wpędzić do grobu.
Stany depresyjne, nawracające myśli samobójcze, poczucie beznadziejności i braku swojego miejsca na tym świecie - nic to nie jest mi obce. He he, w tamtym roku już nawet zacząłem spisywać mój testament. Tak, wiem, teraz się z tego śmieję, ale wtedy autentycznie nie było mi do śmiechu...
A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze?
Nikt nigdy nie powiedział mi wprost, że coś jest ze mną nie tak. Nawet tak trywialnej rzeczy, że jestem introwertykiem, musiałem dowiedzieć się samemu z lektury zasobów internetu.
I tak w wieku około 25 lat dowiedziałem się, że jestem intro, ale to niestety nadal nie odpowiadało mi na całą masę pytań dotyczącą mojej osoby, moich zachowań oraz niektórych poglądów.
Co do poglądów, to nadal uważam, że nic co obecnie robimy na tym świecie nie ma najmniejszego sensu, bo i tak Słońce prędzej, czy później wszytko "wciągnie"
No dobra, czyli powiedzmy, że mam te 26 lat, stałą pracę w zawodzie, dwóch wiernych przyjaciół, własny samochód i te sprawy, a dodatkowo wiem, że jestem introwertykiem, więc kolejnym krokiem było dla mnie poszukiwanie, jak to mawiają: tej własnej "drugiej połówki".
I tutaj zaczęły się schody, bo jak się później okazało, kompletnie błędnym było podejście do poszukiwań kogokolwiek, zawężając wyniki do wspólnych zainteresowań. To było i nadal jest dla mnie bardzo logiczne, jak się na to spojrzy w szerszej perspektywie, no ale niestety przyniosło mi to po raz kolejny więcej cierpienia niż dobrego.
To właśnie wspólne zainteresowania pomogłyby mi poniekąd w utrzymaniu zdrowej relacji z drugą osobą i chociaż obecnie sądzę, że resztę życia spędzę raczej w samotności, to tli się we mnie jeszcze mała iskierka nadziei, która sądzi, że kiedyś jeszcze będzie mi dane poznać tę drugą osobę.
Jest to właśnie moja największa przeszkoda, przez którą odpycham większość ludzi, bo z jednej strony rozmowy o niczym mnie strasznie nudzą i dawno wyrzuciłem je ze swojego życia, a sztuczne zainteresowanie się życiem drugiej osoby, która nie posiada podobnych zainteresowań, niczemu nie służy i na dłuższą metę nie potrafiłbym z taką osobą utrzymać znajomości.
Z drugiej zaś strony, na moje częste pytanie: "I jak się z tym czujesz?" zamiast rzeczowej odpowiedzi dostaję odpowiedź w stylu: "że jestem nieczuły" lub "to nie miłe z mojej strony", to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że faktycznie tak jest.
Problemem jest fakt, że ja faktycznie chciałbym się niekiedy dowiedzieć w tych momentach jak się dana osoba czuje, bo nie byłem w jej sytuacji i przy okazji dowiedziałbym się pewnie czegoś nowego. Dla nieco zdziwionych moją postawą odsyłam do Wikipedii -> fraza: "Aleksytymia".
Nie raz, nie dwa zdarzyło mi się "googlować" moje uczucia, bo nie potrafiłem do końca ich samemu zrozumieć. Głupio co nie?
Empatię, to ja również mam nieco "skopaną", bo właśnie poniekąd przez to, że bardziej przywiązuję się do przedmiotów niż do ludzi, to bardziej potrafię zrozumieć "cierpienia" mojego komputera lub innych moich przedmiotów, w szczególności kiedy używane są przez inne osoby. Empatię również bardziej potrafię odczuwać do fikcyjnych postaci z gier lub z anime niż ze zwykłych filmów lub seriali, a jeżeli płaczę na jakimś filmie, to tylko dlatego, że wzruszyła mnie muzyka, a nie że ktoś umarł lub stało się coś strasznego lub przeciwnie i film zakończył się piękną sceną happy end'u.
O pogrzebach na których byłem, to wolałbym nie pisać, bo tak naprawdę wewnątrz mnie panował istny cyrk, ale podzielę się jedną rzeczą: na zdjęciach okazało się, że praktycznie za każdym razem wyszedłem z "wkurzoną miną" i zdecydowanie bardziej praktyczne byłoby zastosowanie "poker face'a". Z drugiej strony mój wyraz twarzy idealnie odwzorowywał to jak się naprawdę wtedy czułem, bo tyle rzeczy mi się nie podobało, że głowa mała.
I dlatego wolę unikać takich "okazji"
Od urodzenia byłem osobą wrażliwą na wiele czynników: bałem się dźwięku miksera, odkurzacza, wszelakich narzędzi warsztatowych, w szczególności szlifierki kątowej oraz panicznie bałem się syreny strażackiej (mieszkałem około 200m od straży pożarnej). Z wiekiem część z tych rzeczy zanikła, ale w dalszym ciągu przeszkadzał mi np. dźwięk piszczącego telewizora kineskopowego parę pokoi dalej.
Dodatkowo od zawsze byłem wrażliwy na silne światło słoneczne oraz bardzo przeszkadzały mi jarzeniówki (nie potrafiłem tego wytłumaczyć). Obecnie nie za bardzo lubię się z oświetleniem ledowym, bo po prostu widzę jak zamiast świecić jednostajnie, to mruga. W dalszym ciągu jedynym światłem, którym się zadowalam jest światło żarowe, ponieważ wolfram "pali" się w miarę jednostajnie i ma dużą bezwładność.
Podróżując nocą samochodem, za każdym razem byłem oślepiany przez samochód jadący z przeciwka, a jak zebrała się kolejka np. pięciu samochodów z przeciwka, to dosłownie musiałem zamknąć oczy na chwilę. Nie widziałem w tym nic dziwnego, poza faktem, że mojemu ojcu jakoś to nie przeszkadzało i prowadził samochód normalnie. Oczywiście wszyscy uczestnicy ruchu używali świateł mijania, a nie razili drogowymi.
Nocą po domu od zawsze chodziłem po ciemku, bo tak czułem się najlepiej, a przy okazji oszczędzałem prąd i nie przeszkadzałem innym domownikom. Obecnie mój pokój to praktycznie zawsze "ciemna nora", a najlepiej czuję się pracując w nocy, kiedy nikt mi nie przeszkadza, a za oknem jest ciemno.
Owszem, można określić taką osobę jako osobę wysoko wrażliwą, bo również praktycznie wszystko się zgadza, czego dowiedziałem się z ciekawej książki pt. "Wysoko wrażliwi".
Dobrze, a jeżeli dodać do tego fakt, że przez większość czasu nie rozumiem innych ludzi, w sensie sposobu ich funkcjonowania, bo wydają mi się za mało logiczni i konkretni, a najlepiej "dogaduję się" z komputerami, dodać do tego fakt, że nie lubię rozmów telefonicznych, bo niekiedy nie rozumiem co druga osoba do mnie mówi i muszę się domyślać, dodać to, że nie lubię patrzeć ludziom w oczy kiedy z nimi rozmawiam, dodać to, że praktycznie od zawsze wykręcam lub wyłamuję sobie palce (strzelam palcami) lub obgryzam paznokcie próbując się skupić np. na oglądaniu filmu, niekiedy nawet bujam się na krześle chociaż nie leci w tle żadna piosenka, że nienawidzę jak mi dokucza metka na mojej ładnej bluzce i poprawiam ją z 1000 razy, bo nie chcę jej tak szybko usuwać, że praktycznie nie mam znajomych, a od dziecka zawsze bawiłem się w pojedynkę, miałem i cały czas mam swoje pasje, które bardziej można uznać za uzależnienie niż zwykłe hobby, lubię, a wręcz uwielbiam wykonywać różne rzeczy perfekcyjnie oraz w taki sam sposób, w dzieciństwie zamiast czytać książki dla dzieci siedziałem z nosem w encyklopedii kosmosu oraz studiowałem kodeks drogowy (nie mając nawet karty rowerowej) zapamiętując oznaczenia wszystkich znaków drogowych.
Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać, o mojej wybredności co do jedzenia, o tej śmiesznej empatii, o wstręcie do poszczególnych zapachów lub braku entuzjazmu (wręcz złość) na niezapowiedziane wizyty znajomych oraz drastyczne zmiany w moich planach.
Od zawsze byłem odludkiem, frajerem oraz nerdem. Można powiedzieć, że nie za bardzo lubiłem ludzi. Było mi z tym dobrze do momentu, w którym nie wszedłem w dorosłość i nie musiałem być bardziej wystawiony na kontakt z drugą osobą. Mowa tutaj oczywiście o podjęciu pierwszej pracy zarobkowej. Nie chcę się rozpisywać na temat szkoły, ponieważ był to dla mnie horror oraz droga przez mękę.
Jestem w miarę zaradny życiowo, prawo jazdy zdałem za pierwszym razem i uwielbiam kierować samochodem, nauki szkolne ukończyłem, może nie wybitnie ale z całkiem przyzwoitą średnią, umiem o siebie zadbać i samodzielnie dokonywać decyzji życiowych. Przepracowałem na etacie ponad 8 lat, a obecnie rozwijam własną działalność gospodarczą. Największy problem mam jednak z ludźmi oraz przede wszystkim z poszukiwaniem drugiej połówki, bo na tym straciłem najwięcej czasu i nic poza kolejną depresją tym nie zyskałem.
Dlaczego piszę to wszystko na tym forum?
Ponieważ jeszcze rok temu myślałem, że jestem tylko dziwniejszym introwertykiem i nie wiedziałem dlaczego tak bardzo się wyróżniam w społeczeństwie, a po lekturze niektórych z obecnych tutaj tematów, stwierdziłem, że najbliżej mi właśnie do zaawansowanej fobii społecznej.
Przy okazji chciałem również szerzyć informacje na temat autyzmu oraz fakt, że nie wszystkie autystyczne osoby są takie jak Sheldon Cooper z "Teorii wielkiego podrywu", jak Sam z serialu Netflixa pt. "Atypowy" lub główny bohater z filmu "Rain Man". Każdy jest inny oraz posiada inne cechy. Nie każdy również daje po sobie poznać, że jest "jakiś inny", w sensie nie da się tego rozpoznać po wyglądzie zewnętrznym.
Niektóre osoby niczym się nie odróżniają w tłumie od innych i nie można komuś zarzucić, że "nie wyglądasz jakbyś miał autyzm". Jest to bardzo bliźniacze do problemów z depresją. Najczęściej osoba z depresją również niczym nie odróżnia się od innej, zwykłej, zdrowej osoby. Ludzie doskonale potrafią maskować swoje problemy.
Za czasów szkolnych otrzymałem tylko diagnozę dysleksji, dysgrafii oraz dysortografii oraz byłem podejrzewany o obecność ADHD.
W tej chwili wiem, że jestem introwertyczną osobą ze spektrum autyzmu z diagnozą ADHD/ADD, lękiem społecznym oraz dysleksją i dopiero teraz czuję się w 100% sobą i doskonale rozumiem moje potrzeby.
Od zawsze mi się wydawało, że po prostu za mało się staram, że za mało pracuję nad sobą, bo patrząc na innych ludzi, im wiele rzeczy przychodziło dużo bardziej naturalnie oraz wykonywały czynności dużo swobodniej, nawet jeżeli byli postrzegani jako introwertycy.
Wiem również, że skoro jestem mężczyzną, to idealnie wpasowuję się w kryterium, że 3/4 diagnoz otrzymuje właśnie płeć męska, jednakże wiele kobiet również ma problemy podobne do moich, ale od zawsze była w stanie lepiej się z tym "maskować" i nie mieć możliwości diagnozy.
Podkreślę jeszcze raz: 29 lat czekałem na tę odpowiedź.
Dziękuję za lekturę moich wypocin
Część z tego tekstu została przeniesiona z innego forum, na którym się również wypowiadałem i resztę zostawiam pod linkiem:
KLIK
A w Quizie to co poniżej:
Żeby było ciekawiej, to czuję się całkiem normalny, bo wiem, że jestem inny i tego nie zmienię
W moim przypadku diagnoza spektrum autyzmu nastąpiła bardzo późno, bo dopiero rok temu i to w wieku 29 lat. Od tamtego czasu, można powiedzieć, że uczę się "życia na nowo" i po drodze przeszedłem największy stan depresyjny w całym swoim życiu, z którego wygrzebałem się dopiero na początku kwietnia tego roku.
Po tym, jak dowiedziałem się co tak naprawdę jest ze mną "nie tak", najbardziej pomogło mi odcięcie się od ludzi i skupienie się wyłącznie na własnych problemach oraz na tej "nowej" sytuacji.
Rzuciłem również w tamtym okresie moją etatową pracę w zawodzie, przez którą więcej się nacierpiałem niż zyskałem, a obecnie poszedłem w kierunku samozatrudnienia oraz własnej działalności gospodarczej.
Kluczowe w takim przypadku okazuje się głębsze zrozumienie siebie, swojej natury oraz potrzeb. Z racji, że za bardzo potrafię zrozumieć się z innymi "normalnymi" ludźmi, postawiłem na "samotność" oraz na kontakty wyłącznie przez internet.
Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy w moim życiu
Kochającą rodzinę mam, dwóch przyjaciół, z którymi zawsze mogę się spotkać, mam i tak naprawdę więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Reszta osób może być pikselami na moim monitorze
Obecnie większość spraw można załatwić przez internet i nawet nie ma potrzeby używania tego "wstrętnego", stresującego mnie telefonu. Ba, mój smartfon na jednym ładowaniu trzyma około dwóch tygodni i raczej służy mi jako "wyświetlacz" mojej ulubionej tapety z dodatkową funkcją zegara oraz datownika. Całą resztę załatwiam z poziomu komputera.
Największą przykrością jaka mnie w życiu spotkała, to właśnie inni ludzie i "szalenie trudne" oraz skomplikowane kontakty międzyludzkie, które dosłownie mogłyby mnie wpędzić do grobu.
Stany depresyjne, nawracające myśli samobójcze, poczucie beznadziejności i braku swojego miejsca na tym świecie - nic to nie jest mi obce. He he, w tamtym roku już nawet zacząłem spisywać mój testament. Tak, wiem, teraz się z tego śmieję, ale wtedy autentycznie nie było mi do śmiechu...
A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze?
Nikt nigdy nie powiedział mi wprost, że coś jest ze mną nie tak. Nawet tak trywialnej rzeczy, że jestem introwertykiem, musiałem dowiedzieć się samemu z lektury zasobów internetu.
I tak w wieku około 25 lat dowiedziałem się, że jestem intro, ale to niestety nadal nie odpowiadało mi na całą masę pytań dotyczącą mojej osoby, moich zachowań oraz niektórych poglądów.
Co do poglądów, to nadal uważam, że nic co obecnie robimy na tym świecie nie ma najmniejszego sensu, bo i tak Słońce prędzej, czy później wszytko "wciągnie"
No dobra, czyli powiedzmy, że mam te 26 lat, stałą pracę w zawodzie, dwóch wiernych przyjaciół, własny samochód i te sprawy, a dodatkowo wiem, że jestem introwertykiem, więc kolejnym krokiem było dla mnie poszukiwanie, jak to mawiają: tej własnej "drugiej połówki".
I tutaj zaczęły się schody, bo jak się później okazało, kompletnie błędnym było podejście do poszukiwań kogokolwiek, zawężając wyniki do wspólnych zainteresowań. To było i nadal jest dla mnie bardzo logiczne, jak się na to spojrzy w szerszej perspektywie, no ale niestety przyniosło mi to po raz kolejny więcej cierpienia niż dobrego.
To właśnie wspólne zainteresowania pomogłyby mi poniekąd w utrzymaniu zdrowej relacji z drugą osobą i chociaż obecnie sądzę, że resztę życia spędzę raczej w samotności, to tli się we mnie jeszcze mała iskierka nadziei, która sądzi, że kiedyś jeszcze będzie mi dane poznać tę drugą osobę.
Jest to właśnie moja największa przeszkoda, przez którą odpycham większość ludzi, bo z jednej strony rozmowy o niczym mnie strasznie nudzą i dawno wyrzuciłem je ze swojego życia, a sztuczne zainteresowanie się życiem drugiej osoby, która nie posiada podobnych zainteresowań, niczemu nie służy i na dłuższą metę nie potrafiłbym z taką osobą utrzymać znajomości.
Z drugiej zaś strony, na moje częste pytanie: "I jak się z tym czujesz?" zamiast rzeczowej odpowiedzi dostaję odpowiedź w stylu: "że jestem nieczuły" lub "to nie miłe z mojej strony", to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że faktycznie tak jest.
Problemem jest fakt, że ja faktycznie chciałbym się niekiedy dowiedzieć w tych momentach jak się dana osoba czuje, bo nie byłem w jej sytuacji i przy okazji dowiedziałbym się pewnie czegoś nowego. Dla nieco zdziwionych moją postawą odsyłam do Wikipedii -> fraza: "Aleksytymia".
Nie raz, nie dwa zdarzyło mi się "googlować" moje uczucia, bo nie potrafiłem do końca ich samemu zrozumieć. Głupio co nie?
Empatię, to ja również mam nieco "skopaną", bo właśnie poniekąd przez to, że bardziej przywiązuję się do przedmiotów niż do ludzi, to bardziej potrafię zrozumieć "cierpienia" mojego komputera lub innych moich przedmiotów, w szczególności kiedy używane są przez inne osoby. Empatię również bardziej potrafię odczuwać do fikcyjnych postaci z gier lub z anime niż ze zwykłych filmów lub seriali, a jeżeli płaczę na jakimś filmie, to tylko dlatego, że wzruszyła mnie muzyka, a nie że ktoś umarł lub stało się coś strasznego lub przeciwnie i film zakończył się piękną sceną happy end'u.
O pogrzebach na których byłem, to wolałbym nie pisać, bo tak naprawdę wewnątrz mnie panował istny cyrk, ale podzielę się jedną rzeczą: na zdjęciach okazało się, że praktycznie za każdym razem wyszedłem z "wkurzoną miną" i zdecydowanie bardziej praktyczne byłoby zastosowanie "poker face'a". Z drugiej strony mój wyraz twarzy idealnie odwzorowywał to jak się naprawdę wtedy czułem, bo tyle rzeczy mi się nie podobało, że głowa mała.
I dlatego wolę unikać takich "okazji"
Od urodzenia byłem osobą wrażliwą na wiele czynników: bałem się dźwięku miksera, odkurzacza, wszelakich narzędzi warsztatowych, w szczególności szlifierki kątowej oraz panicznie bałem się syreny strażackiej (mieszkałem około 200m od straży pożarnej). Z wiekiem część z tych rzeczy zanikła, ale w dalszym ciągu przeszkadzał mi np. dźwięk piszczącego telewizora kineskopowego parę pokoi dalej.
Dodatkowo od zawsze byłem wrażliwy na silne światło słoneczne oraz bardzo przeszkadzały mi jarzeniówki (nie potrafiłem tego wytłumaczyć). Obecnie nie za bardzo lubię się z oświetleniem ledowym, bo po prostu widzę jak zamiast świecić jednostajnie, to mruga. W dalszym ciągu jedynym światłem, którym się zadowalam jest światło żarowe, ponieważ wolfram "pali" się w miarę jednostajnie i ma dużą bezwładność.
Podróżując nocą samochodem, za każdym razem byłem oślepiany przez samochód jadący z przeciwka, a jak zebrała się kolejka np. pięciu samochodów z przeciwka, to dosłownie musiałem zamknąć oczy na chwilę. Nie widziałem w tym nic dziwnego, poza faktem, że mojemu ojcu jakoś to nie przeszkadzało i prowadził samochód normalnie. Oczywiście wszyscy uczestnicy ruchu używali świateł mijania, a nie razili drogowymi.
Nocą po domu od zawsze chodziłem po ciemku, bo tak czułem się najlepiej, a przy okazji oszczędzałem prąd i nie przeszkadzałem innym domownikom. Obecnie mój pokój to praktycznie zawsze "ciemna nora", a najlepiej czuję się pracując w nocy, kiedy nikt mi nie przeszkadza, a za oknem jest ciemno.
Owszem, można określić taką osobę jako osobę wysoko wrażliwą, bo również praktycznie wszystko się zgadza, czego dowiedziałem się z ciekawej książki pt. "Wysoko wrażliwi".
Dobrze, a jeżeli dodać do tego fakt, że przez większość czasu nie rozumiem innych ludzi, w sensie sposobu ich funkcjonowania, bo wydają mi się za mało logiczni i konkretni, a najlepiej "dogaduję się" z komputerami, dodać do tego fakt, że nie lubię rozmów telefonicznych, bo niekiedy nie rozumiem co druga osoba do mnie mówi i muszę się domyślać, dodać to, że nie lubię patrzeć ludziom w oczy kiedy z nimi rozmawiam, dodać to, że praktycznie od zawsze wykręcam lub wyłamuję sobie palce (strzelam palcami) lub obgryzam paznokcie próbując się skupić np. na oglądaniu filmu, niekiedy nawet bujam się na krześle chociaż nie leci w tle żadna piosenka, że nienawidzę jak mi dokucza metka na mojej ładnej bluzce i poprawiam ją z 1000 razy, bo nie chcę jej tak szybko usuwać, że praktycznie nie mam znajomych, a od dziecka zawsze bawiłem się w pojedynkę, miałem i cały czas mam swoje pasje, które bardziej można uznać za uzależnienie niż zwykłe hobby, lubię, a wręcz uwielbiam wykonywać różne rzeczy perfekcyjnie oraz w taki sam sposób, w dzieciństwie zamiast czytać książki dla dzieci siedziałem z nosem w encyklopedii kosmosu oraz studiowałem kodeks drogowy (nie mając nawet karty rowerowej) zapamiętując oznaczenia wszystkich znaków drogowych.
Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać, o mojej wybredności co do jedzenia, o tej śmiesznej empatii, o wstręcie do poszczególnych zapachów lub braku entuzjazmu (wręcz złość) na niezapowiedziane wizyty znajomych oraz drastyczne zmiany w moich planach.
Od zawsze byłem odludkiem, frajerem oraz nerdem. Można powiedzieć, że nie za bardzo lubiłem ludzi. Było mi z tym dobrze do momentu, w którym nie wszedłem w dorosłość i nie musiałem być bardziej wystawiony na kontakt z drugą osobą. Mowa tutaj oczywiście o podjęciu pierwszej pracy zarobkowej. Nie chcę się rozpisywać na temat szkoły, ponieważ był to dla mnie horror oraz droga przez mękę.
Jestem w miarę zaradny życiowo, prawo jazdy zdałem za pierwszym razem i uwielbiam kierować samochodem, nauki szkolne ukończyłem, może nie wybitnie ale z całkiem przyzwoitą średnią, umiem o siebie zadbać i samodzielnie dokonywać decyzji życiowych. Przepracowałem na etacie ponad 8 lat, a obecnie rozwijam własną działalność gospodarczą. Największy problem mam jednak z ludźmi oraz przede wszystkim z poszukiwaniem drugiej połówki, bo na tym straciłem najwięcej czasu i nic poza kolejną depresją tym nie zyskałem.
Dlaczego piszę to wszystko na tym forum?
Ponieważ jeszcze rok temu myślałem, że jestem tylko dziwniejszym introwertykiem i nie wiedziałem dlaczego tak bardzo się wyróżniam w społeczeństwie, a po lekturze niektórych z obecnych tutaj tematów, stwierdziłem, że najbliżej mi właśnie do zaawansowanej fobii społecznej.
Przy okazji chciałem również szerzyć informacje na temat autyzmu oraz fakt, że nie wszystkie autystyczne osoby są takie jak Sheldon Cooper z "Teorii wielkiego podrywu", jak Sam z serialu Netflixa pt. "Atypowy" lub główny bohater z filmu "Rain Man". Każdy jest inny oraz posiada inne cechy. Nie każdy również daje po sobie poznać, że jest "jakiś inny", w sensie nie da się tego rozpoznać po wyglądzie zewnętrznym.
Niektóre osoby niczym się nie odróżniają w tłumie od innych i nie można komuś zarzucić, że "nie wyglądasz jakbyś miał autyzm". Jest to bardzo bliźniacze do problemów z depresją. Najczęściej osoba z depresją również niczym nie odróżnia się od innej, zwykłej, zdrowej osoby. Ludzie doskonale potrafią maskować swoje problemy.
Za czasów szkolnych otrzymałem tylko diagnozę dysleksji, dysgrafii oraz dysortografii oraz byłem podejrzewany o obecność ADHD.
W tej chwili wiem, że jestem introwertyczną osobą ze spektrum autyzmu z diagnozą ADHD/ADD, lękiem społecznym oraz dysleksją i dopiero teraz czuję się w 100% sobą i doskonale rozumiem moje potrzeby.
Od zawsze mi się wydawało, że po prostu za mało się staram, że za mało pracuję nad sobą, bo patrząc na innych ludzi, im wiele rzeczy przychodziło dużo bardziej naturalnie oraz wykonywały czynności dużo swobodniej, nawet jeżeli byli postrzegani jako introwertycy.
Wiem również, że skoro jestem mężczyzną, to idealnie wpasowuję się w kryterium, że 3/4 diagnoz otrzymuje właśnie płeć męska, jednakże wiele kobiet również ma problemy podobne do moich, ale od zawsze była w stanie lepiej się z tym "maskować" i nie mieć możliwości diagnozy.
Podkreślę jeszcze raz: 29 lat czekałem na tę odpowiedź.
Dziękuję za lekturę moich wypocin
Część z tego tekstu została przeniesiona z innego forum, na którym się również wypowiadałem i resztę zostawiam pod linkiem:
KLIK