06 Cze 2010, Nie 14:34, PID: 209222
3 lata temu mamulka zmarła mi na raka, od tamtej pory jestem praktycznie sam. Dodam, że już po kilku razach stania na krześle ze sznurem na szyi. Jednakże coś mi zabroniło skoczyć z tego krzesła i powiesić się. Nie wiem moze lęk przed duszeniem się, bólem , a może chęć spróbowania dalej życ. Moja rodzina jest dla mnie udręką. Z ojcem nonstop mam kłótnie i ubliżanie. Pozostała mi jeszcze siostra, ale pomoc jest tylko taka, że jak pójdę, posiedzę u nich, to dadzą napić mi się herbaty. Potrafią nie odezwać się do mnie przez pół godziny. Czy to jesytnormalne. Jak mówię, to widzę pogardę w ich oczach i patrzą na mnie jak na obłąkanego. Kolegów praktycznie nie mam przyjaciół. Od ukończenia studiów, i nie radzenia sobie, moi koledzy odwrócili się ode mnie. Prawdopodobnie wstydząc się mnie, że mają takiego nieudolnego kolegę. Powiedzcie czy to jest normalne mając taką rodzinę, ktora nie poradzi czy isc do szpitala, leczyć się. Dla mnie to jest chora sytuacja. Czasami myslę, ze moja mama w grobie przewraca się od podejscja ojca i siostry w stosunku do mnie. Jak myslicie czy czasami nie jest lepiej całkowicie sie odseparowac od rodziny, porzucic ją, aniżeli chodzić po ślepą, zakłamaną miłosc, ktora jeszcze bardziej dołuje mnie i dobija. Jak pojdę a nawet do mnie nie mówią, to zabija mnie to od środka. Nie lepiej jest calkowicie zerwac kontakt i uciec i zaczac nowe zycie. Oczywiscie łątwiej powieedziec, trudniej zrobić. Doradźcie coś, papa i pozdrawiam.