22 Gru 2013, Nie 15:51, PID: 373674
Cytat:No nie wiem, trudno to wytłumaczyć, coś jakby znikąd pojawiało mi się w głowie jakieś zdanie/podpowiedź/rozwiązanie itp).W tym przypadku to pewnie była intuicja, podświadomy umysł, subtelne myśli, etc.
Cytat:Co do intencji, faktycznie w moim wypadku często chodziło po prostu o poszerzenie wiedzy, żeby być "ponad" innymi. Wiedzieć coś, czego inni nie wiedzą, być od nich krótko mówiąc lepszą.To nie jest złe, mimo że nie jest do końca właściwe, po prostu jest źle ukierunkowane. To co powinnaś odczuć, to, że ten świat nie jest w stanie dać ci już tego czego szukasz, gdzie byś się nie udała, to czujesz jakiś brak, który nie daje się niczym napełnić. Powinnaś czuć rozczarowanie wieloma rzeczami, którymi normalni ludzie się ekscytują i inwestują w nie swoją energię i czas. Powinnaś czuć rozczarowanie zwykłą wiedzą, nauką, filozofią, etc. Myślisz sobie: wszyscy Ci naukowcy, nawet Einstein, i oni osiągnęli tylko cząstkowe poznanie, a na koniec umarli i skończyli jak wszyscy.. Do czego doszedł Nietzsche czy inni wielcy filozofowie, którymi się zachwyca ludzkość..? Don Juan, miał tyle świetnych kochanek, tyle doświadczył w swoim życiu, ale i tak skończył jak wszyscy... Sławni ludzie, różni aktorzy, muzycy, piękni ludzie, kobiety, na które się wpatrują miliony mężczyzn albo ci którzy zmieniali historię świata jak Napoleon. Bogactwo, wiedza, sława, piękno, przyjemności, nic z tego nie pozostanie. Więc zaczynasz szukać tego co wieczne i nieprzemijające albo tego co da ci trwałe spełnienie, bo masz dość tego, że inwestujesz w coś cały wysiłek i na końcu nic z tego nie zostaje. Albo szukasz tego co po prostu da ci jakiekolwiek spełnienie, bo w tym czym się zajmujesz już nie znajdujesz takiego zadowolenia jak kiedyś.
Na początku ego wtedy woła i mówi np. coś takiego: może jakaś nadzwyczajna wiedza, coś nie z tego świata, np. magia. Taak, to coś dla mnie U mnie się od tego zaczęło, nie wystarczał mi spokój w medytacji (w której szukałem na poczatku głównie uwolnienia od lęku i cierpienia) i zacząłem szukać dodatkowo czegoś innego, budziły się też jakieś pragnienia materialne jeszcze, które momentami były podnoszone do którejś tam potęgi, po prostu ego rozkręcone na całego. Przez parę tygodni szperałem różne artykuły czy książki o magii, chciałem studiować astrologię i różne takie rzeczy z nadzieją, że coś fajnego będzie z tego Pewnego dnia jednak miałem takie doświadczenie, że odczułem wszystkie te pragnienia w jednej chwili, tak jakby jedna wielka ściana pragnień, które się rozciągały w nieskończoność. Chciwość ego po prostu. I tak jakby na jakiś czas miłość znikła ze świata, czułem całkowitą samotność w tym, opuszczenie. Zrozumiałem wtedy, że to nie jest to czego szukam, że takie pragnienia są mocno egoistyczne i tam nie znajdę tego czego szukam, jakiegoś spełnienia, etc..
Także nie napiszę ci, że to złe, bo to jest jakieś szukanie drogi wyjścia z ograniczeń tego świata. Ja sobie coś dzięki temu uświadomiłem, więc mi to pomogło. Tak samo kiedyś, ale to byo jezcze nim zaczałem medytować, robiłem różne eksperymenty z substancjami psychodelicznymi (co było też przygotowaniem i rodzajem poszukiwania). Każdy ma inaczej, kazdy szuka na swój unikalny sposób.
Więc ani to złe ani dobre, po prostu źle ukierunkowane, najwazniejsze, że szybko sobie to uświadamiasz, uczysz się na tym jak małe dziecko, jak wejdzie w błoto, jak się porzadnie ubrudzi to pozna na własnej skórze co to znaczy brud i już więcej nie będzie się w nim taplać. A jak zawsze będzie słuchać ściśle mamy i nie wchodzić w błoto to się nie dowie.
Cytat:Bo człowiek nie może być Bogiem. Znaczy może, jak sam napisałeś, ale w znaczeniu, że człowiek i Bóg są jednością itp. Ale często człowiek po prostu czuje się bogiem sam w sobie, i nie potrzebuje do tego żadnego innego Boga/Stwórcy.Tu potrzebna jest nauka, bo od uświadomienia tego typu kwestii i ułożenia w sobie tego wszystkiego leży klucz do tego by obudziło się w sercu odpowiednie pragnienie, ale nie do tych różnych rzeczy, które są tymczasowe i łudzą tylko ego, a ściśle do Boga, do tego co nieskończone. Czemu?
Weźmy taki przykład. Czy 4-letnie dziecko pragnie np. milion dolarów? Ono interesuje się słodyczami, zabawkami, bajkami, ale nie ma pojęcia jaką wartość ma milion dolarów? Prawdopodobnie gdyby znalazo się w jakimś miejscu, gdzie są porozrzucane np. 100 dolarowe banknoty to nie widząc w nich wartości przeszło by obok nich dalej. Co to znaczy? Jeżeli nie znam wartości czegoś, to nie mogę zarejestrować przyjemności związanej z posiadania czegoś. Ono bierze do ręki banknot, ale wolałoby np. cukierka czy czekoladkę, bo ono to ceni wyżej.
Tutaj tak samo, jeśli Bóg nie jest dla ciebie czymś ważnym, jeśli nie jest nieskończenie wywyższony ponad wszystko co materialne, to tak jakby nie masz odpowiedniego duchowego 'naczynia', więc możesz robić różne praktyki duchowe, ale niekoniecznie doświadczysz w tym Boga, dlatego, że jakby nie masz Go w co przyjąć, nie pragniesz Go ponad wszystko, pragniesz jak to dziecko – zupełnie czegoś innego. Więc żeby doświadczyć Go, zasmakować i odczuć to musisz Go pragnąć, musisz być rozczarowana wszystkim innym z tego świata, i różnymi świecidełkami typu magia, bo inaczej twoje duchowe naczynie nie będzie w stanie zarejestrować boskiego światła. To tak jakby próbowac nalewać wino do foliowego woreczka i później włożyć do piwnicy
Żeby stworzyć odpowiedni warunki by to – póki co nieobecne pragnienie – się obudziło, to trzeba zrozumieć i uświadomić pewne podstawowe kwestie, które limitują człowieka i wiążą go z jego ciałem i materialnym światem – a to jest największą przeszkodą.
Tak nawiasem mówiąc, religia wiąże z materialnym światem, trzyma w przyziemnych sprawach, przeważnie jak byłem w kościele to 'ściagało mnie na ziemię', bo zwykle mówili o wszystkim w bardzo przyziemny sposób. Być może są wyjątki.
Cytat:Przykładowo: jest sobie taki zaprawiony w medytacji jogin, osiąga spokój ducha, więc nie potrzebuje właściwie nic więcej do szczęścia. I w tym wypadku nie potrzebuje też OSOBOWEGO Boga, bo sam się za niego uważa.Ja tak właśnie siedziałem w medytacji, ale właśnie zaczeło mi czegoś brakować, moje serce się czegoś domagało, spokój nie wystarczał, pozytywne emocje nie wystarczały. Tego typu kwestie jak uważanie siebie za Boga (naprzeciw Boga) można prędzej podciągnąć do drogi Maga i to takiego, który zszedł na złe tory (Władcę Pierścieni oglądałaś?), jogin co prawda pracuje zwykle innymi metodami niż święty, ale raczej zawsze mierzy w Najwyższy cel i jak studiuje właściwe nauki to nie powinien w tym pompować swojego ego.
Co do osobowego Boga, "Bóg pozostaje osobą, jak długo ty jesteś osobą". Dany materiał np. woda przyjmuje kształt naczynia w którym się znajduje, np. wiadra, lecz to nie znaczy, ze woda ma kształt (formę) wiadra. Wiadro "poznaje" wodę w kształcie wiadra. Jaki ma kształt woda? Jaka jest natura wody np. w oceanie?
Cytat:Nie wykazuje pokory, nie 'uniża się' przed Bogiem, a człowiek chyba właśnie to powinien robić - uznawać wyższość Boga, wierzyć, że jest marnym prochem i bez Niego nic nie znaczy.Widzisz, tak i nie. Temat wymaga dokładnego zbadania i zrozumienia, bo tu jest klucz. Bo z jednej strony jak człowiek stawia siebie bardzo nisko, bardzo nisko siebie ceni, to będzie mu bardzo trudno wznieść szkrzydła ku Bogu, bo jego myśli trzymają go wtedy jakby przy ziemi, w materialnym świecie, tak jakby ograniczają go. 'Cóż ja mogę, jestem tylko prochem, zwykłym śmiertelnikiem' - jeśli pojawiają się tego typu mysli, to człowiek jakby identyfikuje się ze swoim materialnym ciałem, a nie z duszą - to może to byc powazna przeszkoda na duchowej ścieżce. Można powiedzieć, że jako, że człowiek ma duszę to z tego powodu on powinien czuć się wyniesiony, ale nie tym, że jest wielki sam z siebie, lecz w tym, że dano mu możliwość np. służyć Bogu czy aspirować do połączenia z Nim, więc jego odczuwana wielkość powinna być odbiciem tego, że Bóg jest dla niego nieskończenie wywyższony. Nazywa się to bojaźń albo wiara - odczucie wielkości czy ważności Stwórcy.
Z drugiej strony, odczucie może być też takie, jakby jakiejś ubogiej wieśniaczce dano możliwość wejść do Pałacu Króla i rozmawiać z nim na osobności twarzą w twarz. Wtedy ona słysząc taka propozycję, zdziwiona pyta siebie: 'czy aby napewno o mnie chodzi?'. Zapewniają ja wtedy, że to o nią chodzi. Trochę niepewna idzie do Pałacu, i kiedy Król mówi jej, że ona jest dla Niego najważniejszym gościem i że pragnie ją poznać i pokochać, patrzy z niedowierzaniem na Króla i jej serce momentalnie rośnie i traci swą starą tożsamość wieśniaczki, a staje się jak królowa czy ukochana...
Np. nigdy nie powinnaś myśleć, że któraś z materialnych cech, typu inteligencja, wykształcenie, wrażliwość emocjonalna, wiek ciała czy negatywne skłonności typu np. fobia, bycie w przeszłości 'złym człowiekiem' czy jakieś tam traumatyczne doświadczenia, że te różne rzeczy mają tu jakieś znaczenie. Nie mają żadnego, człowiek nie powinien się tym ograniczać, dlatego, że dusza jest ponad tym jakby, ponad tym światem. Liczy się twoje serce, siła twojego pragnienia i czystość twojej intencji.
Cytat:No, tak to powinno właśnie być. Tylko nie wiem, czemu zwalniać z obowiązku takiego myślenia tych nie-początkujących, oświeconych.Wrzucę Ci jeden cytat pewnego oświeconego mędrca wedanty Nisargadatta Maharaj:
„W wiedzy jestem niczym, w miłości jestem wszystkim – moje życie toczy się pomiędzy tymi dwoma”.
Albo podobna wypowiedź należąca do Rupert Spira:
„Znaj siebie jako nic, czuj siebie jako wszystko.”
Tyle w temacie
Generalnie jest to pewnie głęboka tajemnica czemu tak jest i jak jest dokładnie, więc to bym zostawił, niech to pozostanie tajemnicą
Cytat:Nie do Niego, tylko do szatana czy jakkolwiek go nazwać. Właśnie, męczy mnie od początku jedno pytanie... bo właściwie to wypowiadacie się tak, jakbyście w ogóle nie wierzyli w jego istnienie. Albo mam tylko takie wrażenie?To jest kolejny ważny temat. Z tego co wiem to tylko religia chrześcijańska naucza o szatanie.. Czytałem sporo tekstów z różnych tradycji (np. judaizm, sufizm (islam), buddyzm, hinduizm) i nigdy się nie spotkałem z tym gdzieindziej.
Mnie też to kiedyś męczyło i to najbardziej ze wszystkiego, ogólnie temat zła, wolnej woli, etc.
Generalnie nastawienie człowieka powinno być takie: „wszystko o czym czytam w różnych świętych tekstach nie znajduje się gdzieś na zewnątrz, lecz wszystko jest we mnie samej”. Bóg jest we mnie (a nie gdzieś w niebie, lub na chmurze ), ewentualne zło jest we mnie,, etc. Oczywiście Bóg jest poza dobrem i złem, poza dualizmem.
Szatan to po prostu skłonność do złego. Wiele zła siedzi w człowieku w formie ukrytej, ja to nazywam osobnym terminem: cień, czyli to co jest jakby nieznane na co dzień, nie dopuszczone do świadomości, mimo że na co dzień efekt tego jest odczuwalny, lecz nie uświadamiane jest źródło tego. Ludzie, którzy zajmuja się duchowością prędzej czy później natrafią w sobie na swego cienia, i wtedy trzeba po prostu z tym pracować. Dla mnie akurat 1 przykazanie było tutaj najbardziej pomocnym lekarstwem przeciwko temu w najbardziej trudnych momentach, po prostu skupienie uwagi na tym, że źródłem wszystkiego jest tylko Bóg i nie ma nic poza Nim.
Z kolei wiara w jakąś negatywną istotę, która żyje obok Boga, jako przeciwstawna siła może być dużym hamulcem. Czemu? Dlatego, że wtedy Bóg nie może być dla ciebie totalnością, całością, czymś doskonałym, a będzie czymś niedoskonałym, będziesz podświadomie dostrzegać błąd w Jego kreacji, gdyż na logikę jeżeli jest jakiś szatan to coś nie tak jest, Stwórca (nie daj Bóg) w czymś zawalił.
To musi być zrozumiane bez cienia wątpliwości, że nie ma żadnego szatana czy obiektywnych sił zła, dlatego, że to wprowadza dualizm i zakłada wiarę w coś innego niż Bóg (jest to przeciwne 1 przykazaniu). Przeczy to też doskonałości Boga, temu, że jest dobry , jak i Jego jedności. Dusza w takim przeświadczeniu może nie rozwinąć skrzydeł. Jak masz kochać, oddać się w pełni Bogu, jeżeli nie uważasz, że jest dobry, lecz widzisz w nim pełno niedoskonałości i uchybień? Np. wierzysz w wieczne potępienie i męki w piekle. Kto mnie stworzył jak nie Bóg? Kto mógł stworzyć zło jak nie Bóg, skoro jest tylko jeden Stwórca i mówimy, że On panuje nad wszystkim bez wyjątku?
Akurat ta książka o której napisałem, że działa jak lekarstwo powinna być najskuteczniejsza w zrozumieniu tej kwestii zła, choć są nawet lepsze niż ta.
Cytat:Problem pojawia się w momencie, kiedy Ukochany wymaga rzeczy niekoniecznie dobrych. Jest całkiem sporo kwestii w Biblii, które mi nie pasują do wizerunku dobrego i miłosiernego Boga (i nie mówię tu o tych słynnych starotestamentowych mordach i okrucieństwach, o które wszyscy ateiści się zawsze tak czepiają).Sprawa pierwsza, święte księgi. Rzeczywiście Stary Testament (Tora) momentami jest tak napisany, że czytając wszystko dosłownie, bardzo trudno komuś obudzić w tym miłość do Boga, skoro to co czyta, przeczy całkowicie jego wyobrażeniu miłości. Sprawa nr 1, nie czytać nigdy biblii jako książki historycznej i nie traktować jej intelektualnie. Znowu, pomyśleć sobie tak: „wszystko o czym pisze w Biblii mówi o tym co wewnątrz mnie, wszystko co czytam znajduje się we mnie i to co czytam ma ukryte wewnętrzne znaczenie” Wtedy jak czytasz Biblię to po prostu czytasz siebie samą, trochę jakby kontemplujesz siebie.
Jak czytasz, Egipt, faraon, wygnanie, etc. to powinnaś odczuwać w sobie do czego to się odnosi w tobie. Np. faraon czy król Egiptu odnosi się do ego, egipcjanie to twoje egoistyczne pragnienia ,etc. Po prostu czytać sercem, a nie rozumem. Rozum powinien być pasywny, natomiast serce i twoje pragnienie ku Bogu powinno być aktywne, i powinnaś tak czytać jakby słowa były lekarstwem na twój egoizm, „czarodziejskim środkiem” danym Ci przez Stwórcę Można w to włączyć jakby modlitwę.
Druga sprawa, to są teksty, które objaśniają mistyczny sens Biblii, pozwalają czytać ją z zupełnie innej perspektywy niż się to robi w kościele.Oczywiście nie musisz się zajmować Biblią w ogóle, jest to jedna z opcji.