27 Gru 2013, Pią 8:15, PID: 374101
mc napisał(a):W tym przypadku to pewnie była intuicja, podświadomy umysł, subtelne myśli, etc.No i mi zepsułeś humor : D
mc napisał(a):To co powinnaś odczuć, to, że ten świat nie jest w stanie dać ci już tego czego szukasz, gdzie byś się nie udała, to czujesz jakiś brak, który nie daje się niczym napełnić.To zdecydowanie to uczucie, które towarzyszy mi codziennie, od kiedy właściwie sięgam pamięcią. Pytałeą ostatnio, czemu "incomplete". Właśnie sam sobie na to odpowiedziałeś, wyraziłeś dokładnie to, czego ja nie umiałam wyartykułować
Zaczynam się powoli przekonywać do tego, co mówisz odnośnie samodzielnego szukania "drogi". Co prawda niektóre ścieżki (chociażby środki psychodeliczne, które sam podałeś jako przykład) w dalszym
ciągu są dla mnie raczej zamknięte z własnego wyboru, ale zaczynam łapać, o co Ci chodzi.
mc napisał(a):Tutaj tak samo, jeśli Bóg nie jest dla ciebie czymś ważnym, jeśli nie jest nieskończenie wywyższony ponad wszystko co materialne (...)W tym wypadku problem jest taki, że trudno kochać nade wszystko kogoś, kogo się nie zna (chociaż ja jestem w tym mistrzem, ale to osobny temat ), a prawdziwe, osobiste poznanie Boga, jak przecież sam wiesz, nie jest łatwe. Dodatkowo żyjemy teraz w takim świecie, w którym Boga i całą tę duchową otoczkę spycha się na dalszy plan, i z tego powodu to poznanie staje się jeszcze mniej możliwe.
Połowa moich znajomych to ateiści, druga połowa to "wierzący", którzy niestety na każdą wzmiankę o religii/wierze ucinają temat. Obracając się w takim towarzystwie człowiek sam zaczyna przejmować ich zachowanie i poglądy, bo trzeba się jakoś wtopić w tłum, dlatego podziwiam, że Ty potrafisz się z tego jakoś wyłamać i iść 'swoją' drogą. Chyba, że w Twoim otoczeniu jest więcej takich jak Ty
mc napisał(a):Tak nawiasem mówiąc, religia wiąże z materialnym światem, trzyma w przyziemnych sprawach, przeważnie jak byłem w kościele to 'ściagało mnie na ziemię', bo zwykle mówili o wszystkim w bardzo przyziemny sposób.Bo chyba większość ludzi po prostu woli te 'przyziemne' sprawy, więc kościół się do tego przystosowuje. Żyję na tym świecie już sporo czasu, i zdążyłam spotkać może ze dwie osoby, które faktycznie miały pragnienie poznać Boga 'głębiej'.
Inna sprawa, że odsetek ludzi prawdziwie wierzących, przebywających na mszy, jest raczej niewielki.
mc napisał(a):Tego typu kwestie jak uważanie siebie za Boga (naprzeciw Boga) można prędzej podciągnąć do drogi Maga i to takiego, który zszedł na złe tory (Władcę Pierścieni oglądałaś?)Nie oglądałam, nie moje klimaty Dobra, może czas wyjaśnić pewną kwestię, bo w sumie to już zgłupiałam do reszty. Chciałam napisać coś w stylu, że bardzo łatwo zejść na te złe tory, bo trudno się oprzeć pokusie "władzy" nad swoim życiem/losem (co medytacja w jakiś sposób zapewnia, bo często prowadzi do zainteresowania się innymi tematami dotyczącymi 'samodoskonalenia'. Ach... mówiąc łopatologicznie: medytacja = zainteresowanie innymi duchowymi tematami = odkrycie "boskości" człowieka = korzystanie z tej boskości). I chciałam napisać, że tej władzy mało kto potrafi się dobrowolnie wyzbyć, ale wtedy zadałam sobie pytanie, dlaczego właściwie ta władza miałaby być czymś złym? Wspominałam w którymś poście o Prawie Przyciągania, które zakłada, że starczy wierzyć, że się coś otrzyma, wyzbyć się wszystkich złych emocji, i świat (czy też Bóg) ześle nam to, o co prosimy.
Wiem, że Kościół tego nie popiera i przestrzega przed tym, właśnie dlatego, że to takie 'bawienie się w Boga' a przecież powinniśmy przyjmować to, co On sam nam daje, zamiast otrzymywać to, o co
prosimy. I właśnie w tym miejscu zaczynam się gubić, bo właściwie czemu Bóg miałby nie chcieć naszego dobra? Dlaczego miałby nie chcieć spełniać naszych zachcianek, o ile oczywiście są moralne?
Przecież nawet w Biblii co najmniej kilka razy jest wspomniane, że wystarczy prosić, a będzie nam dane.
Cały następny akapit (ten o identyfikowaniu się z materialnym ciałem) zrobił mi wodę z mózgu. Chciałabym, żeby było tak jak mówisz, bo jestem trochę 'odrealniona', i zawsze bardziej interesowało mnie to, co duchowe, niż te wszystkie materialne sprawy. Niestety kłóci się to z moimi obecnymi przekonaniami. Kiedyś miałam podobne podejście, potem, za sprawą nagłego nawrócenia na katolicyzm zmieniłam je całkowicie i udało mi się uwierzyć w to, że człowiek nie powinien zajmować się tym całym duchowym wymiarem, tylko być jak najlepszym człowiekiem tu na ziemi, bez zagłębiania się w tą całą tajemną wiedzę, i teraz znowu, po czytaniu Twoich postów, wszystkie moje przekonania się rozwalają i teraz już nie wiem NIC. Co jest dobre, co złe, co mi wolno, a czego nie, jaki naprawdę jest Bóg itp. Za dużo sprzecznych informacji z każdej strony.
A co do szatana... o ile do Twoich pozostałych racji się powoli przekonuję, o tyle tu mam zamiar być nieugiętą Skoro nie ma żadnego osobowego zła, to skąd egzorcyzmy, opętania itp.? Miałam kiedyś znajomą, która
jeździła regularnie na jakieś tam msze o uwolnienie. Opowiadała mi, że czasami niektórzy gadali jakimiś dziwnymi, nieludzkimi głosami, czasem ktoś tam przybierał jakieś nienaturalne dla człowieka pozycje itp. Jak to w takim razie wytłumaczyć?
asterblaster napisał(a):Prawda jest wszędzie i nigdzie się nie chowa ale i tak musimy jej szukać, bo wychowano nas na ślepców..Bardzo ładnie powiedziane To skrótowy opis tego, co mc tak wytrwale próbuje mi wytłumaczyć, a czego mój mózg nie przyjmuje do wiadomości. Jak mówiłam, po tych waszych wypowiedziach mam mieszane uczucia i, że tak powiem, tracę grunt pod nogami. Zanim odwiedziłam pierwszy raz ten wątek, myślałam, że coś wiem Teraz 'wiem, że nic nie wiem'
Cytat:We want to unlearn just about everything we've learnt since we were children.
No właśnie... Byłoby dużo prościej, gdybym nie miała już wyrobionego zdania na pewne tematy, i podświadomość nie blokowała mi pewnych ścieżek poznania Boga i ogólnie prawdy. Jak macie jakieś sposoby na 'wyczyszczenie' umysłu to chętnie posłucham