27 Sty 2014, Pon 22:52, PID: 378460
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Sty 2014, Pon 22:55 przez mc.)
Mam dzisiaj bardzo przyziemną sprawę, chodzi o emocje. Ostatnio ktoś na fejsie napisał, że gniew jest utajoną formą strachu, a strach utajoną formą smutku - czy coś takiego. I tak dzisiaj miałem sytuację, która mogła wywołać gniew (kwestia finansowego naciągnięcia przez firmę telekom.), w zasadzie zaczeła wywoływać, trochę zaczynałem być wkurzony (w zasadzie było to pół godziny temu), ale sobie pomyślałem jak to Adams radzi: 'to whom this dream appear?', żeby nie ulec całej sytuacji i gniew lub złość zmienił się momentalnie w smutek, tak jakby jesteś zasmucony, że takie sytuacje mają tutaj miejsce. Generalnie gdzieś tam wewnątrz człowiek wie, że wszelakie zło jest nienaturalne, jakby niepowinno go być, to tak jak dziecko, które niewinnie wyciąga rękę i nigdy nie mysli, że będzie skrzywdzone. Mam tak ostatnio, że takie sytuacje wywołują u mnie dosłownie taką reakcje jak u dziecka, któremu zabrano smoczek albo zabawkę i wpada w płacz - po prostu momentalnie odczuwasz emocje, jakby nie rozumiesz czemu tak jest, czemu na tym świecie jest zło. Gdzieś tam oczywiście wiesz, ale gdzieś ta cała wiedza odchodzi w tło, bo pierwotnie - nie wiesz, niewiedza jest pierwotna, wiedza o tym jest nabyta..
Pomyslałem, że wszystko na tym świecie jest nietrwałe i to od razu wywołało smutek, w zasadzie to łzy popłynęły, bo uświadamiasz sobie, że w tym gdzie są ulokowane twoje pragnienia, różne przywiązania to wszystko jest nietrwałe i wiesz, że to tak naprawdę nie jest to czego szukasz. I czujesz wewnątrz, że nie po to tu przyszedłeś, tak jakby było to nienaturalne, bo twoja natura jest trwała, ale z drugiej strony nie znasz tego co trwałe, to co widzisz jest bez wyjątku nietrwałe i dające nietrwałe szczęście.
Btw, tak się zastanawiam, być może z fobią jest tak samo? W końcu to, że ktoś się boi, tzn. że doświadczył kiedyś czegoś negatywnego (np. był wysmiewany, krytykowane za swoje naturalne zachowanie, etc.) co samo w sobie na początku musiało wywołać smutek, a nie strach, czyż nie? Lęk już jest reakcją obronną przed daną sytuacją, jakąś nałożoną maską, czymś wtórnym. W lęku jest już 'wiedza, że istnieje zło', pamięc o tym, że np. byłem źle potraktowany, z kolei smutek jest jakby tylko byciem oddzielonym od tego co kochamy. Krótko mówiac, zastanawiam sie czy smutek nie jest najbardziej pierwotny z tego wszystkiego?
Myslę, że dlatego małe dziecko momentalnie reaguje płaczem jak coś jest nie tak, bo wychodzi z tej jedności, z tego bezpieczeństwa - i ta reakcja jest całklowicie spontaniczna, jakby instynktowna.
Jak generalnie w jakimś stopniu odchodzi ta wiedza, to naprawdę wygląda to tak jakby człowiek był dalej dzieckiem, nie rozumie tego świata, naturalną reakcją na zło jest niemoc i smutek - w zasadzie niemoc to smutek też, tylko w pewnej formie.
Generalnie jak się tak zastanowić, to człowiek w procesie edukacji oduczył się takiego emocjonalnego reagowania albo te emocje są zamaskowane.
Możę dlatego w komentarzu do Bhagavad-gity, Swami Dayananda pisze, że Gita to jest 'remedium for sorrow', nie remedium for anger, desires czy fear/anxiety. Czyli fundamentalny problem to sorrow, i cel tutaj tego życia to freedom from sorrow, czyli moksha (ultimate happiness). Czli instynktownie od narodzin każdy pragnie ultimate hapiness czyli moksha, i nie ma wyboru, czy chce tego czy nie pragnie szczęścia instynktownie (inaczej by nie reagowało płaczem, etc.) To jest zresztą nauka vedanty, że każdy już bez wyjątku ma pragnienie do moksha, bo przecież kazdy pragnie być zawsze szczęśliwy, wolny od smutku. Sorry za angielskie słówka, ale to efekt czytania po angielsku tego wszystkiego
Takie bardziej psychologiczne rozkminy dzisiaj, przyznam, że od 2 dni nie mogę się skupić na żadnej praktyce, tak jakby cała uwaga została skierowana na zewnątrz.
P.S. Jakby kogoś interesowało to: https://www.dropbox.com/sh/s8qi60wc31s2xdt/WyXbNU_swX
Pomyslałem, że wszystko na tym świecie jest nietrwałe i to od razu wywołało smutek, w zasadzie to łzy popłynęły, bo uświadamiasz sobie, że w tym gdzie są ulokowane twoje pragnienia, różne przywiązania to wszystko jest nietrwałe i wiesz, że to tak naprawdę nie jest to czego szukasz. I czujesz wewnątrz, że nie po to tu przyszedłeś, tak jakby było to nienaturalne, bo twoja natura jest trwała, ale z drugiej strony nie znasz tego co trwałe, to co widzisz jest bez wyjątku nietrwałe i dające nietrwałe szczęście.
Btw, tak się zastanawiam, być może z fobią jest tak samo? W końcu to, że ktoś się boi, tzn. że doświadczył kiedyś czegoś negatywnego (np. był wysmiewany, krytykowane za swoje naturalne zachowanie, etc.) co samo w sobie na początku musiało wywołać smutek, a nie strach, czyż nie? Lęk już jest reakcją obronną przed daną sytuacją, jakąś nałożoną maską, czymś wtórnym. W lęku jest już 'wiedza, że istnieje zło', pamięc o tym, że np. byłem źle potraktowany, z kolei smutek jest jakby tylko byciem oddzielonym od tego co kochamy. Krótko mówiac, zastanawiam sie czy smutek nie jest najbardziej pierwotny z tego wszystkiego?
Myslę, że dlatego małe dziecko momentalnie reaguje płaczem jak coś jest nie tak, bo wychodzi z tej jedności, z tego bezpieczeństwa - i ta reakcja jest całklowicie spontaniczna, jakby instynktowna.
Jak generalnie w jakimś stopniu odchodzi ta wiedza, to naprawdę wygląda to tak jakby człowiek był dalej dzieckiem, nie rozumie tego świata, naturalną reakcją na zło jest niemoc i smutek - w zasadzie niemoc to smutek też, tylko w pewnej formie.
Generalnie jak się tak zastanowić, to człowiek w procesie edukacji oduczył się takiego emocjonalnego reagowania albo te emocje są zamaskowane.
Możę dlatego w komentarzu do Bhagavad-gity, Swami Dayananda pisze, że Gita to jest 'remedium for sorrow', nie remedium for anger, desires czy fear/anxiety. Czyli fundamentalny problem to sorrow, i cel tutaj tego życia to freedom from sorrow, czyli moksha (ultimate happiness). Czli instynktownie od narodzin każdy pragnie ultimate hapiness czyli moksha, i nie ma wyboru, czy chce tego czy nie pragnie szczęścia instynktownie (inaczej by nie reagowało płaczem, etc.) To jest zresztą nauka vedanty, że każdy już bez wyjątku ma pragnienie do moksha, bo przecież kazdy pragnie być zawsze szczęśliwy, wolny od smutku. Sorry za angielskie słówka, ale to efekt czytania po angielsku tego wszystkiego
Takie bardziej psychologiczne rozkminy dzisiaj, przyznam, że od 2 dni nie mogę się skupić na żadnej praktyce, tak jakby cała uwaga została skierowana na zewnątrz.
P.S. Jakby kogoś interesowało to: https://www.dropbox.com/sh/s8qi60wc31s2xdt/WyXbNU_swX