04 Lis 2015, Śro 19:13, PID: 484830
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Lis 2015, Śro 20:02 przez Pan Foka.)
W końcu dokończyłem to guwno w lekkich tabletkach, przechodzę na kwetiapinę w wersji o przedłużonym uwalnianiu (Kventiax). Już nie sypiam za dnia, zaś zarzucanie tego wieczorem ponownie przywiodło sny. Grupa neuropsychiatrów z przyszłości podpięła mój organizm do aparatury wywołującej próby odkupienia. Od testowania mej moralności w prozaicznych sytuacjach, poprzez przerzutki w przeszłość, do czasów sumeryjskich, gdzie sabotowałem wrogie katapulty i przy okazji dostawałem pociskami wybuchającymi falą kolców (CO BARDZO CZUĆ I BARDZO BOLI), aż po całkowite odczłowieczenie, zamianę w maszynę "myślącą" elektrycznymi kategoriami. A podczas tej przecież trwającej ledwie kilkanaście minut przebieżki przez -naście wyzwań i porażek - zniewalające uczucie beznadziei, bezsilności w starciu z własnymi demonami, a więc widmo kary w postaci wiecznego pobytu w tym Czyśćcu. Zupełnie jak tripy na dysocjantach, TAKIE LEKI TO JA ROZUMIEM.