11 Paź 2010, Pon 20:36, PID: 225311
Po Prozacu itp. często występują zaburzenia funkcji seksualnych. O wiele gorszą sprawą są jak piszesz PSSD, czyli zaburzenia różnych funkcji seksualnych już po odstawieniu leków, które mogą się utrzymywać nawet nieodwracalnie. P-stwo jest b. małe, ale jednak jest...
Sam brałem fluoksetynę (+ inny lek) i powodowała u mnie wzrost napędu. Pewnie u każdego działa inaczej. Nie poprawiła mi raczej specjalnie nastroju, spłyciła może emocje (co ma swoje plusy i minusy) no i ten napęd zwiększyła.
Kiedy brałem fluoksetynę nastąpiła u mnie całkowity spadek zainteresowania seksem, do tego całkowita adhedonia (nieodczuwanie przyjemności, w tym wypadku z seksu). Co ciekawe, jeśli chodzi o, jak to określiłeś "stawanie" nie było żadnego problemu. Po prostu nic nie czułem. Gdybym należał do grupy, w której fluo powoduje impotencję, to od razu bym przerwał. Bo jakby jednak coś potem nieteges, to pewnie do końca życia oznaczałoby to samotność, a tak, to wiedziałem, że jakby co mogę spełnić "obowiązek".
Oczywiście też nie czułem się różowo z ryzykiem pozostawienia bez przyjemności seksu do końca życia, no ale cóż, ryzyk fizyk. Chociaż w samym okresie stosowania ten brak popędu był nie najgorszy, bo "pragnienie przynosi cierpienie"-a tak, wiadomo.
Jednak pamiętam, że miałem dużego stracha, kiedy po zaprzestaniu fluo i odczekaniu okresu, w którym znika ona z krwiobiegu, zdolność odczuwania nie powróciła. Chociaż mam wrażenie, że sama fluo chroniła mnie trochę przed stresem z tym związanym. Czekałem chyba z miesiąc jeszcze, aż coś się zaczęło dziać i jeszcze z dwa tygodnie aż odczucia były w miarę normalne. Co za ulga (metaforycznie rzecz ujmując).
Chociaż muszę powiedzieć, że mimo, iż upłynął rok, to odczuwanie nie jest takie sto % jak kiedyś. Tzn. jest, ale wtedy, kiedy odczekam dłuższy niż zwykle czas. Chociaż myślę, że na to ma raczej wpływ przewlekły stres, zły sen i wolniejsza regeneracja organizmu, a nie sam lek. Więc myślę, że tutaj wszystko wróciło do normy (tzn. pomijając depresję z jej następstwami z którą wciąż się zmagam).
Dziewczyny nie znalazłem- leki likwidują popędy, a do tego tłumią uczucia. To i po co szukać? Zresztą, mówię, nie działały one tak na plus, jak ponoć powinny.
Raz brałem leki przeciwdepresyjne, myślałem, że pewnego dnia obudzę się ze stanem świadomości sprzed depresji + zrelaksowany i pewny siebie, ale nic z tego. Działały na napęd, trochę lęk i tyle-ale może po prostu były źle dobrane, nie wiem. Może inne leki byłyby cudowne? Wątpię, ale co ja tam wiem.
Tak czy inaczej mam teraz inny lek zakupiony, od kilku miesięcy trzymam go schowany jakby co, ale biorąc pod uwagę słabe działanie poprzedniego i efekty uboczne- wstrzymuję się.
Sam brałem fluoksetynę (+ inny lek) i powodowała u mnie wzrost napędu. Pewnie u każdego działa inaczej. Nie poprawiła mi raczej specjalnie nastroju, spłyciła może emocje (co ma swoje plusy i minusy) no i ten napęd zwiększyła.
Kiedy brałem fluoksetynę nastąpiła u mnie całkowity spadek zainteresowania seksem, do tego całkowita adhedonia (nieodczuwanie przyjemności, w tym wypadku z seksu). Co ciekawe, jeśli chodzi o, jak to określiłeś "stawanie" nie było żadnego problemu. Po prostu nic nie czułem. Gdybym należał do grupy, w której fluo powoduje impotencję, to od razu bym przerwał. Bo jakby jednak coś potem nieteges, to pewnie do końca życia oznaczałoby to samotność, a tak, to wiedziałem, że jakby co mogę spełnić "obowiązek".
Oczywiście też nie czułem się różowo z ryzykiem pozostawienia bez przyjemności seksu do końca życia, no ale cóż, ryzyk fizyk. Chociaż w samym okresie stosowania ten brak popędu był nie najgorszy, bo "pragnienie przynosi cierpienie"-a tak, wiadomo.
Jednak pamiętam, że miałem dużego stracha, kiedy po zaprzestaniu fluo i odczekaniu okresu, w którym znika ona z krwiobiegu, zdolność odczuwania nie powróciła. Chociaż mam wrażenie, że sama fluo chroniła mnie trochę przed stresem z tym związanym. Czekałem chyba z miesiąc jeszcze, aż coś się zaczęło dziać i jeszcze z dwa tygodnie aż odczucia były w miarę normalne. Co za ulga (metaforycznie rzecz ujmując).
Chociaż muszę powiedzieć, że mimo, iż upłynął rok, to odczuwanie nie jest takie sto % jak kiedyś. Tzn. jest, ale wtedy, kiedy odczekam dłuższy niż zwykle czas. Chociaż myślę, że na to ma raczej wpływ przewlekły stres, zły sen i wolniejsza regeneracja organizmu, a nie sam lek. Więc myślę, że tutaj wszystko wróciło do normy (tzn. pomijając depresję z jej następstwami z którą wciąż się zmagam).
Dziewczyny nie znalazłem- leki likwidują popędy, a do tego tłumią uczucia. To i po co szukać? Zresztą, mówię, nie działały one tak na plus, jak ponoć powinny.
Raz brałem leki przeciwdepresyjne, myślałem, że pewnego dnia obudzę się ze stanem świadomości sprzed depresji + zrelaksowany i pewny siebie, ale nic z tego. Działały na napęd, trochę lęk i tyle-ale może po prostu były źle dobrane, nie wiem. Może inne leki byłyby cudowne? Wątpię, ale co ja tam wiem.
Tak czy inaczej mam teraz inny lek zakupiony, od kilku miesięcy trzymam go schowany jakby co, ale biorąc pod uwagę słabe działanie poprzedniego i efekty uboczne- wstrzymuję się.