19 Kwi 2018, Czw 10:18, PID: 742394
W zależności od okoliczności (gęstości za/prze-ludnienia, średniej wieku współpasażerów itp) miewam większy lub mniejszy problem pod tytułem "co zrobić ze wzrokiem" . Jeżeli siedzę przy oknie to jeszcze pół biedy (wtedy zawieszam wzrok w próżnię, podziwiając szpetne landszafty okolicznego zadupia), kiedy niestety jestem pozbawiony takiej możliwości i nie daj boziu panuje ścisk to najchętniej zamykał bym oczy. Kiedy niefortunnie trafiam na siedzenia ustawione vis a vis (kto to wymyślił grrrr) bywa niewesoło.
Kontekst zmienia się kiedy jadę z kimś z kim kogo znam i z kim mogę zamienić choć parę słów (co obecnie zdarza się niezmiernie rzadko praktycznie w ogóle). Inaczej bywało też kiedy musiałem dojeżdżać gdzieś codziennie (wtedy już sama rutyna stopniowo zagłuszała najgorsze lęki).
Kontekst zmienia się kiedy jadę z kimś z kim kogo znam i z kim mogę zamienić choć parę słów (co obecnie zdarza się niezmiernie rzadko praktycznie w ogóle). Inaczej bywało też kiedy musiałem dojeżdżać gdzieś codziennie (wtedy już sama rutyna stopniowo zagłuszała najgorsze lęki).