18 Lis 2010, Czw 23:40, PID: 228206
Można powiedzieć, że ta "góra lodowa o pięknym i ciepłym sercu" nazwana jest po angielsku "knight in sour armor" i jest to zarówno archetyp realny jak i fikcyjny. Czyli mowa o osobie chcącej dobrze, ale w związku z nadmierną wrażliwością nie widzi innego wyjścia niż zamknąć się w skwaśniałej zbroi, zrobionej z ironii, sarkazmu, arogancji i obojętności. Zachowuje się jak się zachowuje, ale w głębi duszy chce jak najlepiej dla innych, wierzy w jakieś ideały, itp. I, podobnie jak napisałaś, często dobija ludzi szczerością, bowiem uważa, że powinno się mówić prawdę bez ogródek. Nie wiem, naturalnie, na ile ten opis pasuje do twojej osoby, niemniej jednak uznałem, że warto o nim wspomnieć.
Owszem, bycie szczerym do bólu można uznać za fasadę, maskę chroniącą przed "intruzami". Z tym, że szczerość służy odpychaniu innych od prawdziwego siebie(nie zawsze, ale jednak), a kłamstwa przyciągały.
Poczucie moralności - no właśnie. Określany jestem jako moralny relatywista, co moim zdaniem nie do końca jest prawdą, ale będąc w stanie owego innego to określenie pasowało do mnie jak rękawiczka do dłoni. Otrzeźwienie moralne, ba, nawet jakby świadomościowe, przeskoczenie z tamtego stanu do mojego normalnego trybu bycia następowało najczęściej dnia następnego. I naprawdę na poważnie się nie zastanawiałem czy nie stworzyłem takiego pana Brooksa czy Mr. Jeckyll'a w mojej głowie, czy po prostu nauczyłem się "wyłączać". Wiem tyle, że na pewno nie prowadziłem z nim konwersacji.
Owszem, bycie szczerym do bólu można uznać za fasadę, maskę chroniącą przed "intruzami". Z tym, że szczerość służy odpychaniu innych od prawdziwego siebie(nie zawsze, ale jednak), a kłamstwa przyciągały.
Poczucie moralności - no właśnie. Określany jestem jako moralny relatywista, co moim zdaniem nie do końca jest prawdą, ale będąc w stanie owego innego to określenie pasowało do mnie jak rękawiczka do dłoni. Otrzeźwienie moralne, ba, nawet jakby świadomościowe, przeskoczenie z tamtego stanu do mojego normalnego trybu bycia następowało najczęściej dnia następnego. I naprawdę na poważnie się nie zastanawiałem czy nie stworzyłem takiego pana Brooksa czy Mr. Jeckyll'a w mojej głowie, czy po prostu nauczyłem się "wyłączać". Wiem tyle, że na pewno nie prowadziłem z nim konwersacji.