19 Lis 2010, Pią 1:00, PID: 228223
Myślę, że wszyscy zakładają maski, w różnych sytuacjach. Kreujemy się też wszyscy, bez względu na fobię społeczną czy inne zaburzenia. Nawet podświadomie, ale dbamy o to, jak jesteśmy przez otoczenie postrzegani.
Ja, jako skrajnie nieśmiała, odbierana byłam jako osoba wyniosła i nie potrafiłam, być może też nie chciałam, tego zmieniać. To nie była maska przybierana celowo, ale skoro miałam problem z otwarciem się (głównie na nieznajomych czy słabo mi znanych) ludzi, to pasowało mi być niedostępną bardziej niż nieudolną...
W pewnym momencie zaczęło mi to przeszkadzać, nauczyłam się (w pewnym stopniu) rozmawiać "o niczym", z nieznajomymi, mimo braku ochoty na takie relacje. I to też w pewnym sensie jakaś "poza", bo nie do końca naturalne dla mnie zachowanie.
Dziś jest jakiś krąg ludzi, przed którymi nie muszę nic udawać i nie boję się "być sobą". Ale jednak większość takich, które nie muszą znać moich wad i problemów. Więc trochę już z nawyku, czasem na siłę, jestem bardziej pogodna/bardziej otwarta/bardziej odważna...
A jest też kilka osób przy których jestem (i staram się być) przebojowa, wygadana, złośliwa... To te, które widząc moje nerwy/zakłopotanie/wady byłyby przeszczęśliwe. Dla nich nie chcę być słaba, wolę być nawet wredniochem, bo na to zasłużyły :]
Czy to maski? Nie wiem. Człowiek nie jest "jednolitą masą", nie jest taki sam w różnych sytuacjach. Nie przed każdym musi się "odkrywać". Nie w każdym środowisku czujemy się bezpiecznie, nie w każdym swobodnie itp.
Druga strona kreowania się może wynikać z innych cech niż nieśmiałość. Znam ludzi przebojowych, którzy baaardzo dbają o zdanie innych i też próbują pokazać się z jak najlepszej strony.
Myślę, że nic w tym złego. Pod warunkiem, że nie popadnie się w przesadę. Co innego nie pokazywać wszystkim swoich słabości, a co innego przekłamywać rzeczywistość.
Herr_Monsieur, wydaje mi się, że Twój przypadek jest wynikiem konfliktu między tym za jakiego chcesz być postrzegany (lub jakim chciałeś być) a rzeczywistością. Być może dla idealisty, który kieruje się (czy bardziej: chce się kierować) pewnymi zasadami, każde ich złamanie jest zbyt trudne, żeby traktować je jak świadome zachowanie. Ten "drugi Ty" to może ucieczka, wytłumaczenie... Robiłeś coś, co potępiałeś a byłeś zbyt wrażliwy, żeby się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
Z drugiej strony, jeśli na co dzień nie radziłeś sobie w kontaktach z kobietami, a nagle udało Ci się (i to dość łatwo), przełamać się na przekór samemu sobie. To sprawiło, że czułeś się bardziej dowartościowany? Myślę, że w takiej sytuacji łatwo jest popaść w skrajności.
No i, właściwie, poderwanie dziewczyny w klubie wymaga chwilowego zaangażowania, przełamania się, chwili odwagi. Wbrew pozorom, jest to łatwiejsze niż zdobywanie kogoś, budowanie trwałych relacji czy zbudowanie związku.
Nie pochwalam tego co robiłeś, ale też nie potrafię potępić. Myślę, że podłoże Twojego zachowania sięga daleko wstecz. Terapia pozwoli Ci to zrozumieć i zaakceptować. Życzę Ci, żebyś znalazł dobrego terapeutę.
Zgodzę się z Olką, że nie powinieneś się zadręczać tym, co robiłeś. Kobiety, które godziły się na pójście z kimś do łóżka w dniu zawarcia znajomości, prawdopodobnie szukały tego co Ty. Nie uwodziłeś ich tygodniami, nie okłamywałeś. Fakt, nie masz się czym szczycić. Nie ma jednak sensu zadręczać się tym co było. Skup się na tym, żeby zrozumieć i naprawić swoje problemy.
Muszę dodać, że podoba mi się jak piszesz. Jeszcze raz życzę powodzenia : )
Ja, jako skrajnie nieśmiała, odbierana byłam jako osoba wyniosła i nie potrafiłam, być może też nie chciałam, tego zmieniać. To nie była maska przybierana celowo, ale skoro miałam problem z otwarciem się (głównie na nieznajomych czy słabo mi znanych) ludzi, to pasowało mi być niedostępną bardziej niż nieudolną...
W pewnym momencie zaczęło mi to przeszkadzać, nauczyłam się (w pewnym stopniu) rozmawiać "o niczym", z nieznajomymi, mimo braku ochoty na takie relacje. I to też w pewnym sensie jakaś "poza", bo nie do końca naturalne dla mnie zachowanie.
Dziś jest jakiś krąg ludzi, przed którymi nie muszę nic udawać i nie boję się "być sobą". Ale jednak większość takich, które nie muszą znać moich wad i problemów. Więc trochę już z nawyku, czasem na siłę, jestem bardziej pogodna/bardziej otwarta/bardziej odważna...
A jest też kilka osób przy których jestem (i staram się być) przebojowa, wygadana, złośliwa... To te, które widząc moje nerwy/zakłopotanie/wady byłyby przeszczęśliwe. Dla nich nie chcę być słaba, wolę być nawet wredniochem, bo na to zasłużyły :]
Czy to maski? Nie wiem. Człowiek nie jest "jednolitą masą", nie jest taki sam w różnych sytuacjach. Nie przed każdym musi się "odkrywać". Nie w każdym środowisku czujemy się bezpiecznie, nie w każdym swobodnie itp.
Druga strona kreowania się może wynikać z innych cech niż nieśmiałość. Znam ludzi przebojowych, którzy baaardzo dbają o zdanie innych i też próbują pokazać się z jak najlepszej strony.
Myślę, że nic w tym złego. Pod warunkiem, że nie popadnie się w przesadę. Co innego nie pokazywać wszystkim swoich słabości, a co innego przekłamywać rzeczywistość.
Herr_Monsieur, wydaje mi się, że Twój przypadek jest wynikiem konfliktu między tym za jakiego chcesz być postrzegany (lub jakim chciałeś być) a rzeczywistością. Być może dla idealisty, który kieruje się (czy bardziej: chce się kierować) pewnymi zasadami, każde ich złamanie jest zbyt trudne, żeby traktować je jak świadome zachowanie. Ten "drugi Ty" to może ucieczka, wytłumaczenie... Robiłeś coś, co potępiałeś a byłeś zbyt wrażliwy, żeby się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
Z drugiej strony, jeśli na co dzień nie radziłeś sobie w kontaktach z kobietami, a nagle udało Ci się (i to dość łatwo), przełamać się na przekór samemu sobie. To sprawiło, że czułeś się bardziej dowartościowany? Myślę, że w takiej sytuacji łatwo jest popaść w skrajności.
No i, właściwie, poderwanie dziewczyny w klubie wymaga chwilowego zaangażowania, przełamania się, chwili odwagi. Wbrew pozorom, jest to łatwiejsze niż zdobywanie kogoś, budowanie trwałych relacji czy zbudowanie związku.
Nie pochwalam tego co robiłeś, ale też nie potrafię potępić. Myślę, że podłoże Twojego zachowania sięga daleko wstecz. Terapia pozwoli Ci to zrozumieć i zaakceptować. Życzę Ci, żebyś znalazł dobrego terapeutę.
Zgodzę się z Olką, że nie powinieneś się zadręczać tym, co robiłeś. Kobiety, które godziły się na pójście z kimś do łóżka w dniu zawarcia znajomości, prawdopodobnie szukały tego co Ty. Nie uwodziłeś ich tygodniami, nie okłamywałeś. Fakt, nie masz się czym szczycić. Nie ma jednak sensu zadręczać się tym co było. Skup się na tym, żeby zrozumieć i naprawić swoje problemy.
Muszę dodać, że podoba mi się jak piszesz. Jeszcze raz życzę powodzenia : )