03 Lip 2016, Nie 0:10, PID: 556579
Solitude napisał(a):A na studiach, gdzie przecież bywam codziennie zero jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. I niby z jednej strony mi to nie przeszkadza, ale jednak czuję się tam niekomfortowo, wzrok mam wbity w podłogę. Z początku były tam osoby, które też tak jak ja z nikim nie rozmawiały, raźniej się czułam z tym, że nie tylko ja taka jestem. A jednak teraz w drugim semestrze, praktycznie wszyscy się jakoś zintegrowali i tylko ja jedna pozostałam nadal takim odludkiem. I teraz widzę taką wielką przepaść między normalnymi ludźmi a mną i czuję jakąś presję.
Samotność sama w sobie nie jest dla mnie zła, mogę całymi dniami spędzać czas tylko ze sobą i jest mi z tym dobrze, byle tylko mieć świadomość, że jak zechcę rozmawiać lub gdzieś wyjść to mam z kim, że nie jestem zdana tak całkiem na siebie. Najgorsze jest dla mnie wieczne poczucie niedopasowania do ludzi, nawet kiedy są mi w jakiś sposób bliscy. I jeszcze rozczarowanie, że nic nigdy nie wygląda tak jak sobie wyobraziłam to w głowie, chociaż wydaje mi się, że wale nie mam jakiś wyobrażeń z kosmosu, tylko takie zwyczajne, ludzkie rzeczy, które innym się zdarzają...
Jeszcze nie widziałam tekstu, który w tak dosadny sposób ukazywał by moją obecną sytuację.
Soyokaze napisał(a):Pomału się odechciewa zmuszać, bo tez ile można ludzi obcych zmuszać by z tobą gadali. Rozumiem, że mają własne życie.
Czasami się zastanawiam, czy z głodu kontaktów zbyt usilnie chce je mieć. Tutaj raczej dochodzi myśl, że cokolwiek zrobisz i tak będą to mieli gdzieś.
Potrafić pisać lub rozmawiać owszem. A utrzymać albo by oni o tobie pamiętali? Druga rzecz ja może i teraz bym gdzieś wyszedł, ale mnie i tka ciężko gdzieś zmusić do spotkań.
Tutaj raczej chodzi o to, że sobie zdajesz sprawę, że zostaniesz sam, obojętnie jakbyś chciał by było inaczej. Patrzę na świat inaczej niż reszta. Jak taki włóczęga pośród ludzi, który nigdzie nie zagrzeje własnego miejsca
Najpierw inicjujesz znajomość, wkładasz w nią całe swoje serce, a potem taka poznana przez ciebie osoba nagle mówi, że ma dosyć, jak za nią ciągle chodzisz lub strzela fochy bez większego powodu. Głód kontaktów powoduje to, że ciągle nakładam na siebie maskę będąc wśród ludzi. Tak bardzo skupiam się na udawaniu osoby, którą nie jestem, że w ogóle nie pokazuję żadnego elementu swojej osobowości. Bardzo chcę się innym przypodobać i zatracam własne "ja" w tym wszystkim. Znajomi dostrzegają, że nie zachowuję się naturalnie i powoli zaczynają mnie odrzucać. Wciąż nie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak jednocześnie być sobą i podobać się innym w takim stopniu, że sami chcą utrzymywać znajomości?