27 Sty 2011, Czw 13:24, PID: 236926
Addicted napisał(a):Sosen napisał(a):Czy czujesz coś w związku z twoim dzieciństwem? I co to znaczy, że się przykładali? Czułeś np. że Cię słuchają? Czułeś, że jesteś kochany? Że rodzice stoją za tobą? Że masz u nich wsparcie?
Co czuje związku z dzieciństwem? To chyba jestem jedynym przypadkiem, który nic nie czuję.
Nie jesteś jedyny. Wiele ludzi nic nie czuje. Np. ja. Mówiłem o złości, ale np. dopiero ostatnio umiem to uczucie nazwać, dalej nie umiem wyrazić. Wszystko jest bardziej teoretyczne. Np. DDA/DDD mają problemy z odczuwaniem i pamiętaniem przeszłości, chociaż nie wiem czy twój problem jest podobny.
Addicted napisał(a):Przykładali czyli byłem traktowany jak jajko. Może to dlatego że jestem jedynakiem to coś ma na rzeczy. Niby jeden syn i dwóch rodziców do opieki : ). Moja mama mnie dość często okazywała miłość (przytulanie itp), natomiast tata nie. Ja od początku nie przepadałem za przytulaniem nie wiem czemu (geny???). Czy ja czułem że jestem kochany raczej.
Wiesz jak wyglądają dobrzy rodzice? Miłość nie polega na częstym przytulaniu, bo z człowieka robi się później kalekę. Przytulanie wtedy jest ok, kiedy dziecko tego potrzebuje, bo np. potrzebuje okazania wsparcia przez rodzica, czuję coś i potrzebuje rodzica do wyrażenia tego. Zauważyłem coś podobnego u Ciebie i u mnie. Też nigdy nie lubiłem się przytulać do mamy. Pytanie, czy rodzice(mamy) chcieli nas przytulać, kiedy tego potrzebowaliśmy, czy wtedy kiedy one tak myślały, albo same były przerażone, i bały się nas. Nie wiedziały co my czujemy, bały się tego, i chciały nas uspokoić. Innym sposobem było lanie.
Addicted napisał(a):W dzieciństwie nie miałem dużo problemów i jakoś nie myślałem nad tym czy rodzice wspierają mnie po prostu byli przy mnie prawie cały czas. Teraz jest zupełnie inaczej.
Mówisz teraz o wsparciu, więc możliwe że wcześniej się zapędziłem. Czy miałeś wsparcie o jakim piszę wyżej? Czy to było raczej chuchanie na zimne? Chaotyczne, nadopiekuńcze, albo zlewające jak np. ojciec?
Addicted napisał(a):Sosen napisał(a):Zawsze było tylko ocenianie i krzyk.Nie wiem czy to dotyczy, ale zawsze mnie wnerwiało gdy moi rodzice oceniali coś z góry albo za każdą porażkę (z mojej strony lub własnej) brali to dosłownie. Przykład z ostatnich dni np.nie chciało mi się uczyć (lenistwo brak chęci może depresja bo ja wiem) od razu poszło po mojej osobowości ,że jestem podobny do ojca, skończę gorzej niż oni(rodzice) i tak bez końca.
Skąd ja to znam Brat mnie zaczepia, doprowadza do furii, mama wpada, leje mnie i jego i nie zadaje nawet jednego pytania. Porównania do ojca też znam...
ostnica napisał(a):Nie chcę mieć dzieci, żeby zakończyć te wielopokoleniowe męczarnie. Bo babcia to samo. Nieufność "dziedziczna". Na szczęście chociaż siostra nie ma już żadnej formy FS. Za to u mnie się to zapętliło najmocniej.
A może lepiej zająć się swoją przeszłością i ją zrozumieć?
U mnie to też się ciągnie. Rodzice nie raczyli się nad tym zastanowić i przenieśli to na mnie i rodzeństwo. Teraz albo sobie z tym poradzę i przepracuje to w terapii, albo przeniosę na dzieci, albo nie będę miał dzieci.
Ok. Gadamy o przeszłości. Ale samo gadanie nic nie daje. Najtrudniej jest poczuć to, o czym mówimy. Ja zawsze się niby przeciw takiej sytuacji w moim domu buntowałem, teraz się buntuje przeciw wszystkiemu w pracy, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że w połowie to mój dom, a w połowie sytuacja tam. Ale ani tutaj, ani tam nie potrafię wyrazić swoich emocji i sytuacji zmienić. Rozumiecie to?
Edit...
Agłaja napisał(a):Moje dzieciństwo uczyniło mnie przede wszystkim osobą niezdolną do jakiejkolwiek radości. Nieśmiałość, jak mniemam, przedstawiona niżej sytuacja pogłębiła w znacznie mniejszym stopniu. Od najwcześniejszych lat mojego życia ojciec nie potrafił się opamiętać. Mimo obecności dwójki małych dzieci wyrażał swój gniew w sposób niezbyt skromny, rzucał ciężkimi przedmiotami, rozwalił wózek, rozbił okno, żyrandol, stolik... Sytuacja ta współwystępowała z innymi ekscesami takimi jak chociażby wieczne bijatyki z żoną. Wieczne wrzaski, trzaskanie drzwiami, szlochy, przekleństwa, a nawet groźby nożem stale uprzykrzały mi życie. Podejrzewam, że słowa, które dotąd napisałam mogą sugerować wszystkim, którym przyszło czytać tą żmudną i nieudolnie napisaną historię, iż z moim ojcem nie wszystko było w porządku. Myślę, że przyczyn, dla których zachowywał się w ten sposób należy upatrywać w wychowaniu. Ojciec mojego ojca był również alkoholikiem (nie wspomniałam wcześniej, że mój ojciec nim był, czynię to więc teraz, w nieco głupi sposób, ale cóż poradzić), bił dzieci i żonę. W ramach porannej musztry kazał biegać wcześniej wspomnianym pod kościół w samych skarpetkach. Ojciec zaś, przedstawionego w tak chlubny sposób ojca mojego ojca, także nie stronił od pijatyk, bił żonę i miał dzieci porozrzucane po całej okolicy (mam dużo krewnych). Myślę, że moje drzewo genealogiczne jest bogate w takie przypadki. Fakt ten stanowi całkiem dobre uzasadnienie dla wyjątkowo niskiego pochodzenia rodziny od strony mojego ojca. Nie chce mi się więcej pisać.
Do tego najtrudniej mi się odnieść. Jakbym gdzieś w środku bardzo bał się mówić o ojcu.