27 Mar 2011, Nie 20:08, PID: 245878
Ostnica, dużo racji jest w tym co piszesz. Projektuję, to na pewno, czasem nazywam to samospełniającą się przepowiednią : /
Co masz na myśli pisząc "mojej narastającej wrogości"? To że ja jestem wrogo nastawiona? bo nie do końca zrozumiałam.
U mnie to działa tak, że na początku znajomości bywa nawet w miarę dobrze, ale po jakimś czasie zaczyna sie komplikować. Przy kolejnych spotkaniach mam poczucie, że robię coś źle, że czemuś zawiniłam, że coś komuś zrobiłam i teraz inni są do mnie nastawieni z dużą ostrożnością i zniechęceniem. Nie wiem, może przez te moje wrażenia faktycznie dochodzi do tego, że swoim zachowaniem i wątpliwościami daję tej wrogości innych szansę na urośnięcie, bo zachowuję się w taki czy inny sposób - nie że ja jestem wobec nich wroga, tylko że się boję, i mam niewiadomego pochodzenia poczucie winy. Czy to może prowokować wrogość innych? : | Czasem każdy wali jakąś głupotę albo mówi coś co inni nie akceptują, ale zawsze im jest to puszczane płazem, natomiast jak ja coś takiego zrobię, to pusczają, ale psy na mnie.
Może gdybym wierzyła w przychylność innych i ich przyjacielskość, nie miałabym takich wątpliwości, potem "innych" zachowań, nawet jeśli znajomość byłaby dłuższa i może wtedy było by OK. Może może, postaram się w to wierzyć.
Z tą wrogością to jednak nie do końca tylko że ja coś projektuję. Przykład, jakieś dwa lata temu miałam najgorszy chyba okres w swoim życiu, bez pracy, znajomości, kasy, z pogłębiającym się złym samopoczuciem, po jakiś rozterkach z płcią przeciwną i poczuciem że droga prowadzi tylko w dół. Pamiętam wtedy jeden dzień, kiedy jak nigdy nic szłam sobie chodnikiem, parę razy ktoś na mnie wpadł, i jeszcze po tym spojrzał gniewnie, jakiś przypadkowy przechodzień splunął w moją stronę, a w spożywczaku (typu społem) sprzedawczyni się na mnie wydarła przy wszystkich, bo raczyłam ją zapytać czy ten ser co wzięła jest najtańszy? To był naprawdę chyba najgorszy dzień mojego życia. Nie miałam wytatuowane na twarzy "nienawidzę wszystkich ludzi", po prostu było mi źle, smutno, samotnie i chciałam przeniknąć przez miasto niezauważona. Więc jak można wytłumaczyć takie rzeczy? Dzisiaj jak ktoś przypadkowy jest dla mnie opryskliwy to zaraz wraca mi to wrażenie i ja po prostu się już tego boję.
Chcę wierzyć że ludzie są przyjaźni, byłoby mi łatwiej gdyby spotykało mnie takie coś na codzień : \
Tak czy owak, przyjmuję Twoje słowa do siebie i będę im chołdzić i sobie klepać na okrągło, bo tkwić tu nie ma sensu.
Co masz na myśli pisząc "mojej narastającej wrogości"? To że ja jestem wrogo nastawiona? bo nie do końca zrozumiałam.
U mnie to działa tak, że na początku znajomości bywa nawet w miarę dobrze, ale po jakimś czasie zaczyna sie komplikować. Przy kolejnych spotkaniach mam poczucie, że robię coś źle, że czemuś zawiniłam, że coś komuś zrobiłam i teraz inni są do mnie nastawieni z dużą ostrożnością i zniechęceniem. Nie wiem, może przez te moje wrażenia faktycznie dochodzi do tego, że swoim zachowaniem i wątpliwościami daję tej wrogości innych szansę na urośnięcie, bo zachowuję się w taki czy inny sposób - nie że ja jestem wobec nich wroga, tylko że się boję, i mam niewiadomego pochodzenia poczucie winy. Czy to może prowokować wrogość innych? : | Czasem każdy wali jakąś głupotę albo mówi coś co inni nie akceptują, ale zawsze im jest to puszczane płazem, natomiast jak ja coś takiego zrobię, to pusczają, ale psy na mnie.
Może gdybym wierzyła w przychylność innych i ich przyjacielskość, nie miałabym takich wątpliwości, potem "innych" zachowań, nawet jeśli znajomość byłaby dłuższa i może wtedy było by OK. Może może, postaram się w to wierzyć.
Z tą wrogością to jednak nie do końca tylko że ja coś projektuję. Przykład, jakieś dwa lata temu miałam najgorszy chyba okres w swoim życiu, bez pracy, znajomości, kasy, z pogłębiającym się złym samopoczuciem, po jakiś rozterkach z płcią przeciwną i poczuciem że droga prowadzi tylko w dół. Pamiętam wtedy jeden dzień, kiedy jak nigdy nic szłam sobie chodnikiem, parę razy ktoś na mnie wpadł, i jeszcze po tym spojrzał gniewnie, jakiś przypadkowy przechodzień splunął w moją stronę, a w spożywczaku (typu społem) sprzedawczyni się na mnie wydarła przy wszystkich, bo raczyłam ją zapytać czy ten ser co wzięła jest najtańszy? To był naprawdę chyba najgorszy dzień mojego życia. Nie miałam wytatuowane na twarzy "nienawidzę wszystkich ludzi", po prostu było mi źle, smutno, samotnie i chciałam przeniknąć przez miasto niezauważona. Więc jak można wytłumaczyć takie rzeczy? Dzisiaj jak ktoś przypadkowy jest dla mnie opryskliwy to zaraz wraca mi to wrażenie i ja po prostu się już tego boję.
Chcę wierzyć że ludzie są przyjaźni, byłoby mi łatwiej gdyby spotykało mnie takie coś na codzień : \
Tak czy owak, przyjmuję Twoje słowa do siebie i będę im chołdzić i sobie klepać na okrągło, bo tkwić tu nie ma sensu.