06 Wrz 2017, Śro 21:01, PID: 710690
Witam!
Mimo, że to forum bardzo mi pomogło nigdy się nie udzielałem. Znalazłem tu masę ważnych informacji i książek, które budował powoli moją drogę do wyzdrowienia. Na pewno nie mogę jeszcze mówić o pełnym zadowoleniu ale porównując mój stan z przed chociażby 1-2 lat jest o wiele lepiej. To będzie dość długi post ale może ktoś będzie chciał poznać moją "przygodę" z nerwicą i lękiem społecznym.
Od zawsze byłem trochę wycofany społecznie i trochę zakompleksiony. Prawdopodobnie z powodu ojca alkoholika, który lubił mnie bić i poniżać oraz nie najlepszej sytuacji materialnej. Lecz nigdy nie odczuwałem z tego powodu jakiegoś uciążliwego dyskomfortu, na ogół byłem zadowolony z życia. Wychowywałem się w towarzystwie chłopaków pijących, później w wieku ok 15 lat również zdarzało się palić marihuanę, brać amfetaminę i extazy. Czasami po paleniu zdarzały mi się doły więc myślę, że ta nerwica i lęki od najmłodszych lat siedział we mnie. Po 22 roku życia nie miałem już styczności z narkotykami, alkohol dość często. Byłem normalnym chłopakiem, może trochę nieśmiałym ale zadowolonym z życia i z relacji z ludźmi. W mojej pracy mam ciągły kontakt z ogromną ilością ludzi, pracuję bezpośrednio z klientem. W wieku 23 lat zacząłem regularnie trenować na siłowni, zadbałem o siebie a moja pewność siebie skoczyła diametralnie. Przez jakiś rok byłem mega pewny siebie i szczęśliwy. Tutaj zaczyna się mój dramat. Pojechałem z kolegami na wakacje. Dałem się namówić na melanż w starym stylu, czyli dragi. Koledzy kupili coś trefnego, miała być amfetamina, a dostali jakieś dopalacze. Pamiętam, że nie potrafiłem nad sobą zapanować, myślałem że umieram. Kiedy najgorszy stan ustał czułem ogromy lęk, pustkę w głowie i miałem wrażenie, że wszyscy mnie obserwują. Koledzy też czuli się fatalnie i mieli lęki ale szybko im przeszło. Podejrzewam, że tej nocy pod wpływem narkotyków oraz paniki jaką one wywołał obudziłem swoją nerwicę. Następne lata to dramat. Bałem się wyjść do ludzi, wszyscy się na mnie patrzyli. Czułem absolutną pustkę w głowie, przerażało mnie to. Wcześniej inteligentny gościu, teraz czułem się jak debil. Myślałem, że uszkodziłem sobie mózg. Nie mogłem spać po nocach, ciągłe koszmary, skoki ciśnienia (wcześniej nie miałem z tym problemu), notoryczne nie wyspanie. Do pracy chodziłem na tabletkach uspokajających, przy rozmowie z klientami cały się pociłem, jąkałem. Byłem przerażony. Najgorsze było to że myślałem, że w jedną noc przegrałem całe swoje życie. Po jakimś czasie poszedłem do psychiatry, dostałem leki. Trochę pomogły ale bez szału. Po pół roku zrezygnowałem z terapii i przestałem brać tabletki. Nie było mowy o wyjściach do klubu, czy swobodnej rozmowie z kimkolwiek. W takiem smutnej egzystencji minął mi chyba rok. Najgorszy rok mojego życia.
Zacząłem, szukać w necie. Moje objawy pasowały do fs, nerwicy, tak trafiłem na forum. Zacząłem pochłaniać książki o depresji, fs, lękach, nerwicy. Stan się poprawiał ale powoli i nieznacznie. Jestem ambitną osobą więc ciągle mimo ogromnego lęku, pocenia się i jąkania wychodziłem z mojej strefy komfortu jaką było siedzenie samemu w domu i szedłem do ludzi. Do klubu, na zakupy, gdziekolwiek. Najbardziej doskwierała mi ciągłą pustka w głowie, po prostu czułem się głupi, teraz już wiem, że było to spowodowane ciągłym i dużym stresem.
Doznawałem takich stanów jak depersonalizacja, uczucie obręczy na głowie i ciągłej pustki w głowie.
Stwierdziłem, że skoro już przegrałem swoje życie : to co mi szkodzi spróbować metody, która w moim obecnym stanie wydawała się absurdalna. Zacząłem mimo ciężkiej depresji, zaniżonego poczucia własnej wartości myśleć o sobie pozytywnie, nawet jak coś s+. Nawet jak pociłem się przy rozmowie, jak bałem się wyjść. Przestałem robić sobie o wszystko wyrzuty. Zacząłem mimo, że było ciężko chwalić siebie samego. Stwierdziłem, że muszę zacząć dostrzegać tylko to co zrobiłem dobrze. Myślenie pozytywne dało bardzo dużo ale jest to powolny proces po tak długim okresie depresji. Była to ciężka psychiczna praca, cały dzień starałem się być skupiony i prowadziłem wewnętrzny dialog. Żeby nie wywierać na sobie poczucia winy nawet jak znowu dostałem ataku paniki, żeby chwalić się za każdy sukces, żeby wmawiać sobie, że jest ok. Miałem masę nawrotów kiedy myślałem, że to nie ma sensu. Ale zawsze przypominałem sobie, że jednak ciągle jest ciutkę lepiej.
Po jakimś czasie trafiłem na jakiś filmik na youtube na temat podświadomości. To było to. Połykałem informację na temat wpływu na podświadomość. Zacząłem stosować afirmacje, pozytywne wyobrażenie na temat stresujących mnie sytuacji, na temat mojej osoby. Polecam każdemu zapoznanie się z tematem, dla mnie to jest klucz do wyjścia z nerwicy i fs. Nadal nie jest idealnie, często miewam stany ogłupienia i pustki w głowie. Ale w przeciągu ostatniego pół roku dzięki wpływaniu na podświadomość, zmienianiu nawyków myślowych i przekonań zrobiłem ogromy postęp. Czasami miałem sytuację, która mnie stresowała, a następnego dnia po przepracowania na spokojnie w domu już potrafiłem zrobić to samo bez nerwów i lęku. To był taki fajny moment kiedy widziałem wyraźnie, że lęk jest powodowany tylko moimi własnymi błędnymi i głęboko zakorzenionymi przeświadczeniami. Ja miałem je schowane głęboko w podświadomości od najmłodszych lat i pewnego traumatycznego wieczora się uwolnił. Teraz się z tego cieszę bo dzięki temu mogłem je poznać i przepracować. Wiem, że za jakiś czas dzięki nerwicy i fs będę silniejszy. Wyjście do pracy, na zakupy do centrum handlowego czy rozmowa nie są już problemem. Nie jąkam się, nie pocę. Jestem jeszcze trochę wycofany, czasami kiedy się zestresuję potrafię się spiąć. Ale już potrafię to kontrolować i wiem, że całkowite wyzdrowienie to tylko kwestia czasu.
Mimo, że to forum bardzo mi pomogło nigdy się nie udzielałem. Znalazłem tu masę ważnych informacji i książek, które budował powoli moją drogę do wyzdrowienia. Na pewno nie mogę jeszcze mówić o pełnym zadowoleniu ale porównując mój stan z przed chociażby 1-2 lat jest o wiele lepiej. To będzie dość długi post ale może ktoś będzie chciał poznać moją "przygodę" z nerwicą i lękiem społecznym.
Od zawsze byłem trochę wycofany społecznie i trochę zakompleksiony. Prawdopodobnie z powodu ojca alkoholika, który lubił mnie bić i poniżać oraz nie najlepszej sytuacji materialnej. Lecz nigdy nie odczuwałem z tego powodu jakiegoś uciążliwego dyskomfortu, na ogół byłem zadowolony z życia. Wychowywałem się w towarzystwie chłopaków pijących, później w wieku ok 15 lat również zdarzało się palić marihuanę, brać amfetaminę i extazy. Czasami po paleniu zdarzały mi się doły więc myślę, że ta nerwica i lęki od najmłodszych lat siedział we mnie. Po 22 roku życia nie miałem już styczności z narkotykami, alkohol dość często. Byłem normalnym chłopakiem, może trochę nieśmiałym ale zadowolonym z życia i z relacji z ludźmi. W mojej pracy mam ciągły kontakt z ogromną ilością ludzi, pracuję bezpośrednio z klientem. W wieku 23 lat zacząłem regularnie trenować na siłowni, zadbałem o siebie a moja pewność siebie skoczyła diametralnie. Przez jakiś rok byłem mega pewny siebie i szczęśliwy. Tutaj zaczyna się mój dramat. Pojechałem z kolegami na wakacje. Dałem się namówić na melanż w starym stylu, czyli dragi. Koledzy kupili coś trefnego, miała być amfetamina, a dostali jakieś dopalacze. Pamiętam, że nie potrafiłem nad sobą zapanować, myślałem że umieram. Kiedy najgorszy stan ustał czułem ogromy lęk, pustkę w głowie i miałem wrażenie, że wszyscy mnie obserwują. Koledzy też czuli się fatalnie i mieli lęki ale szybko im przeszło. Podejrzewam, że tej nocy pod wpływem narkotyków oraz paniki jaką one wywołał obudziłem swoją nerwicę. Następne lata to dramat. Bałem się wyjść do ludzi, wszyscy się na mnie patrzyli. Czułem absolutną pustkę w głowie, przerażało mnie to. Wcześniej inteligentny gościu, teraz czułem się jak debil. Myślałem, że uszkodziłem sobie mózg. Nie mogłem spać po nocach, ciągłe koszmary, skoki ciśnienia (wcześniej nie miałem z tym problemu), notoryczne nie wyspanie. Do pracy chodziłem na tabletkach uspokajających, przy rozmowie z klientami cały się pociłem, jąkałem. Byłem przerażony. Najgorsze było to że myślałem, że w jedną noc przegrałem całe swoje życie. Po jakimś czasie poszedłem do psychiatry, dostałem leki. Trochę pomogły ale bez szału. Po pół roku zrezygnowałem z terapii i przestałem brać tabletki. Nie było mowy o wyjściach do klubu, czy swobodnej rozmowie z kimkolwiek. W takiem smutnej egzystencji minął mi chyba rok. Najgorszy rok mojego życia.
Zacząłem, szukać w necie. Moje objawy pasowały do fs, nerwicy, tak trafiłem na forum. Zacząłem pochłaniać książki o depresji, fs, lękach, nerwicy. Stan się poprawiał ale powoli i nieznacznie. Jestem ambitną osobą więc ciągle mimo ogromnego lęku, pocenia się i jąkania wychodziłem z mojej strefy komfortu jaką było siedzenie samemu w domu i szedłem do ludzi. Do klubu, na zakupy, gdziekolwiek. Najbardziej doskwierała mi ciągłą pustka w głowie, po prostu czułem się głupi, teraz już wiem, że było to spowodowane ciągłym i dużym stresem.
Doznawałem takich stanów jak depersonalizacja, uczucie obręczy na głowie i ciągłej pustki w głowie.
Stwierdziłem, że skoro już przegrałem swoje życie : to co mi szkodzi spróbować metody, która w moim obecnym stanie wydawała się absurdalna. Zacząłem mimo ciężkiej depresji, zaniżonego poczucia własnej wartości myśleć o sobie pozytywnie, nawet jak coś s+. Nawet jak pociłem się przy rozmowie, jak bałem się wyjść. Przestałem robić sobie o wszystko wyrzuty. Zacząłem mimo, że było ciężko chwalić siebie samego. Stwierdziłem, że muszę zacząć dostrzegać tylko to co zrobiłem dobrze. Myślenie pozytywne dało bardzo dużo ale jest to powolny proces po tak długim okresie depresji. Była to ciężka psychiczna praca, cały dzień starałem się być skupiony i prowadziłem wewnętrzny dialog. Żeby nie wywierać na sobie poczucia winy nawet jak znowu dostałem ataku paniki, żeby chwalić się za każdy sukces, żeby wmawiać sobie, że jest ok. Miałem masę nawrotów kiedy myślałem, że to nie ma sensu. Ale zawsze przypominałem sobie, że jednak ciągle jest ciutkę lepiej.
Po jakimś czasie trafiłem na jakiś filmik na youtube na temat podświadomości. To było to. Połykałem informację na temat wpływu na podświadomość. Zacząłem stosować afirmacje, pozytywne wyobrażenie na temat stresujących mnie sytuacji, na temat mojej osoby. Polecam każdemu zapoznanie się z tematem, dla mnie to jest klucz do wyjścia z nerwicy i fs. Nadal nie jest idealnie, często miewam stany ogłupienia i pustki w głowie. Ale w przeciągu ostatniego pół roku dzięki wpływaniu na podświadomość, zmienianiu nawyków myślowych i przekonań zrobiłem ogromy postęp. Czasami miałem sytuację, która mnie stresowała, a następnego dnia po przepracowania na spokojnie w domu już potrafiłem zrobić to samo bez nerwów i lęku. To był taki fajny moment kiedy widziałem wyraźnie, że lęk jest powodowany tylko moimi własnymi błędnymi i głęboko zakorzenionymi przeświadczeniami. Ja miałem je schowane głęboko w podświadomości od najmłodszych lat i pewnego traumatycznego wieczora się uwolnił. Teraz się z tego cieszę bo dzięki temu mogłem je poznać i przepracować. Wiem, że za jakiś czas dzięki nerwicy i fs będę silniejszy. Wyjście do pracy, na zakupy do centrum handlowego czy rozmowa nie są już problemem. Nie jąkam się, nie pocę. Jestem jeszcze trochę wycofany, czasami kiedy się zestresuję potrafię się spiąć. Ale już potrafię to kontrolować i wiem, że całkowite wyzdrowienie to tylko kwestia czasu.