30 Paź 2011, Nie 21:40, PID: 278056
Też nie chciało mi się żyć jakiś czas temu. Potem nastąpiła poprawa dzięki codziennemu wysiłkowi, nietłumieniu emocji, czuciu że jest się choć trochę potrzebnym. Patrząc teraz wstecz, stan kiedy czułem myśli samobójcze i impulsy uważam za coś nienormalnego. Moim zdaniem u mnie brało to się z ogromnej różnicy pomiędzy tym co chciałem osiągnąć, a tym co w rzeczywistości było w moim zasięgu. Tak potężny dysonans budził ogrom tak potężnej frustracji ,że mogła pochłonąć mnie ,albo najpierw kogoś w kim widzę przyczynę moich cierpień ,a dopiero potem mnie. Wiadomo o co chodzi. Cieszę się z tego ,że nie utopiłem tego stanu w psychotropach ,ale po prostu go zniosłem. Zyskało na tym moje poczucie człowieczeństwa i samoocena. Co do 0:1 podejścia jakie zaprezentowała Mary Jane to uważam ,że może się sprawdzić tylko u osób ze stosunkowo słabą fobią. Reszta po prostu się pozabija. Nie dajmy się też zwieść temu, że te potężne wymagania i perfekcjonizm jaki czujemy jest tak na prawdę naszym dziełem. Nie jest. Zostało narzucone tak samo jak niska samoocena. Co do terapeutów, to owszem uważam ,że są skuteczni. Jednak z własnego doświadczenia, gdy czułem się jak szmata ,która zmarnowała już dość pieniędzy i pracy rodziców, miałbym jeszcze ich doić po 100 - 150 złotych tygodniowo, na terapię o nie gwarantowanej skuteczności. Nabijać kieszeń komuś ,kto zarabia tyle, ile moi starzy nigdy nie zarabiali i nie będą. Odpowiedź nasuwa się sama. Prawda jest taka ,że część fobików w tym ja, w danym momencie ma zbyt duży bagaż by wystarczyła im tylko zwykła ekspozycja w sytuacjach stresowych. Mi osobiście w tej chwili przydałaby się terapia na samoocenę i jakieś warsztaty złości. Ani psychodynamiczna (którą uważam za oszustwo) ,ani poznawczo-behawioralna (która prowadzona w zbyt prostacko treningowy sposób nie jest dla każdego) nie dają mi tego czego potrzebuję. Notabene byłem jakiś czas temu u kogoś na terapii ,kto brał 180 zł za wizytę. Kto chętny płacić za kota w worku 6 tysięcy rocznie i jeszcze słyszeć ,że wyleczenie tak na prawdę zależy w głównej mierze od niego samego? I ostatnia rada dla osób ,które czują impuls samobójczy: zwińcie się w pozycję embrionalną i po prostu go przeczekajcie, w ten sposób odzyskacie część kontroli nad własnym życiem i zobaczycie ,że macie zapasy energii ,które można spożytkować choćby na codzienny wysiłek fizyczny. Bo przecież osoba całkiem bez energii nie byłaby w stanie odebrać sobie życia, to dużo kosztuje.