25 Wrz 2011, Nie 12:08, PID: 272860
Wiesz foregin, tak mi przyszło teraz do głowy. To jest chyba też trochę tak, że unika się kontaktu w obawie przed zburzeniem tego 'wewnętrznego obrazu/złudzenia' o tym 'cudzie', który dzięki unikaniu konfrontacji pozostaje pod pełną kontrolą naszej wyobraźni. W sumie tylko tam istnieje (w wyobraźni) a osoba którą się rzekomo kocha jest taką inspiracją/muzą, która motywuje do 'rzeźbienia ideału' z materiału jakim są myśli i emocje. Nie można przestać myśleć (i cierpieć) bo materiał z którego się 'rzeźbi' jest nietrwały i ulotny, przerwa oznaczałaby groźbę rozpadnięcia się misternego, ciężko wypracowanego 'dzieła'. Był by to koniec zakochania. Życie z czyimś obrazem w wyobraźni ma tę zaletę, że wydaje się bezpieczne. Potrzeba bezpieczeństwa i kontroli przeważa szalę i tylko dlatego człowiek znosi to całe cierpienie. Cierpienie wynika z tego, że nie da się przenieść życia do świata wyobraźni i zapomnieć o rzeczywistości, która przeraża, chociaż w sumie tylko dlatego, że mało ją znamy i boimy się ją odkrywać.