14 Lip 2011, Czw 15:21, PID: 262114
@Sosen
Powiem o sobie. Jak szedłem do szkoły, to byłem tak masakrycznie wyizolowany, nieobyty, zamknięty, wycofany, zlękniony, że nie potrafiłem funkcjonować. Chciałem do ludzi, ale bałem się ich, wstydziłem. Bardzo silna potrzeba bliskości, i bardzo silny lęk i wrażliwość na odrzucenie. To prawda, że gdyby dzieci w szkole były inne, pewnie nie dostałbym fobii. Ale to nie dzieci w szkole mają za zadanie zajmować się naszymi lękami i matkować nam. Prawda jest taka, że gdyby mój dom był normalny, nie miałbym takich problemów. A tak już na starcie człowiek ma w plecy i łapie całe zło, które do niego przychodzi. Zła w szkołach się nie wyeliminuje kontrolami i kamerami tak jak teraz się robi. To bezsens. Człowiek przychodzi do szkoły z domu, i wnosi to co tam dostał. Więc to nie szkoła jest odpowiedzialna(społeczeństwo), tylko dom. Nauczyciele i koledzy mogą tylko popchnąć nas w jedną, albo drugą stronę, ale podstawy wynosimy z domu.
Żeby nie było, nie mam schizofrenii, ale wyobrażam sobie, że taki schizofrenik musi mieć tak wyśrubowany poziom tego lęku w sobie, że bzikuje. W pierwszej pracy byłem już tak wyczulony na śmiech, że słyszałem go wszędzie. Brak dostępu do swoich emocji, brak doświadczenia w swobodnym wyrażaniu ich, nazywaniu, co prowadzi do tego, że człowiek jest zagubiony i wisi w próżni, szukając odpowiedniego lustra, znajduje tylko śmiech i odrzucenie. A to wszystko nabywamy w pierwszych latach życia.[/quote]
Myślę, że schizofrenia jest wypadkową kilku różnych czynników, które zazwyczaj osadzone są na źle funkcjonujących neuroprzekaźnikach... Jedni mają w dzieciństwie piekło i potem chorują na schizofrenię, inni, mimo jeszcze większego piekła są zdrowi. Aby pojawiła się schizofrenia trzeba kilku czynników, co najmniej dwóch, wśród których, moim zdaniem, kluczową rolę odgrywa jednak ten somatyczny.
Oczywiście nie muszę mieć racji, specem od psychoz nie jestem
Powiem o sobie. Jak szedłem do szkoły, to byłem tak masakrycznie wyizolowany, nieobyty, zamknięty, wycofany, zlękniony, że nie potrafiłem funkcjonować. Chciałem do ludzi, ale bałem się ich, wstydziłem. Bardzo silna potrzeba bliskości, i bardzo silny lęk i wrażliwość na odrzucenie. To prawda, że gdyby dzieci w szkole były inne, pewnie nie dostałbym fobii. Ale to nie dzieci w szkole mają za zadanie zajmować się naszymi lękami i matkować nam. Prawda jest taka, że gdyby mój dom był normalny, nie miałbym takich problemów. A tak już na starcie człowiek ma w plecy i łapie całe zło, które do niego przychodzi. Zła w szkołach się nie wyeliminuje kontrolami i kamerami tak jak teraz się robi. To bezsens. Człowiek przychodzi do szkoły z domu, i wnosi to co tam dostał. Więc to nie szkoła jest odpowiedzialna(społeczeństwo), tylko dom. Nauczyciele i koledzy mogą tylko popchnąć nas w jedną, albo drugą stronę, ale podstawy wynosimy z domu.
Żeby nie było, nie mam schizofrenii, ale wyobrażam sobie, że taki schizofrenik musi mieć tak wyśrubowany poziom tego lęku w sobie, że bzikuje. W pierwszej pracy byłem już tak wyczulony na śmiech, że słyszałem go wszędzie. Brak dostępu do swoich emocji, brak doświadczenia w swobodnym wyrażaniu ich, nazywaniu, co prowadzi do tego, że człowiek jest zagubiony i wisi w próżni, szukając odpowiedniego lustra, znajduje tylko śmiech i odrzucenie. A to wszystko nabywamy w pierwszych latach życia.[/quote]
Myślę, że schizofrenia jest wypadkową kilku różnych czynników, które zazwyczaj osadzone są na źle funkcjonujących neuroprzekaźnikach... Jedni mają w dzieciństwie piekło i potem chorują na schizofrenię, inni, mimo jeszcze większego piekła są zdrowi. Aby pojawiła się schizofrenia trzeba kilku czynników, co najmniej dwóch, wśród których, moim zdaniem, kluczową rolę odgrywa jednak ten somatyczny.
Oczywiście nie muszę mieć racji, specem od psychoz nie jestem