10 Gru 2017, Nie 23:53, PID: 720136
Bo w fobii społecznej właśnie chyba o to chodzi, żeby nie rzucać się na głęboką wodę, tylko pokonywać lęk malutkimi kroczkami. Zdaje się, że na tym opera się terapia poznawczo-behawioralna, która jest uważana za najbardziej skuteczną w leczeniu tego zaburzenia. Jeśli odczuwasz lęk ciągły, nawet w samotności, to trzeba zacząć od tego żeby odczuwać swobodę w swoim własnym towarzystwie, później rodzina, kontakty w sklepach/urzędach, rozmowy z pojedynczymi osobami, odzywanie się w grupie, a gdzieś tam na samym końcu mocno publiczne sytuacje.
Jako dziecko cierpiałam na mutyzm wybiórczy, formę fobii społecznej (odzywałam się tylko do najbliższej rodziny, jednej koleżanki, a wobec obcych brak komunikacji werbalnej i niewerbalnej, ograniczona mimika twarzy) - tam też się stosowało tę terapię. Pamiętam, że jednym z ćwiczeń było mówienie przy otwartych drzwiach, a w drugim pokoju znajduje się osoba, do której dziecko nigdy się nie odzywało. Ta osoba wchodzi powoli do pokoju, a dziecko nie przestaje mówić, głos się jedynie ścisza i co najwyżej drży. Nadal jest źle, ale od tego momentu jest już możliwa jakaś tam komunikacja słowna, choćby podstawowe odpowiedzi na pytania. Od pojedynczych słów, a nawet sylab zaczynałam mówić z moją najlepszą przyjaciółką w podstawówce, dopóki się zupełnie nie odblokowałam. Teraz fobia ma oczywiście już inną formę, ale te ćwiczenia behawioralne są tak samo stopniowane. Jeśli nie umiemy podstaw w sytuacjach mało stresujących, to w mocno stresujących nie ma chyba nawet technicznie możliwości, żeby się powiodło A jak się nie uda, to lęk się zwiększa, jeśli wystąpiło też ośmieszenie to dodajmy jeszcze ze 100 punktów do mocy nerwicy i dni niewychodzenia z domu.
Ja też się rzuciłam na głęboką wodę i pracowałam w sklepie - trzęsące się ręce, sztywny głos, przerażenie na twarzy, niemożność przeprowadzenia "błahej rozmowy". Klienci mówili mi o tym, nawet jak wydawało mi się w lepszym dniu że jest ok. Boję się pracy, po tej porażce moja motywacja spadła poniżej zera. Również pozostaje mi wolny zawód, a terapia swoją drogą.
Jako dziecko cierpiałam na mutyzm wybiórczy, formę fobii społecznej (odzywałam się tylko do najbliższej rodziny, jednej koleżanki, a wobec obcych brak komunikacji werbalnej i niewerbalnej, ograniczona mimika twarzy) - tam też się stosowało tę terapię. Pamiętam, że jednym z ćwiczeń było mówienie przy otwartych drzwiach, a w drugim pokoju znajduje się osoba, do której dziecko nigdy się nie odzywało. Ta osoba wchodzi powoli do pokoju, a dziecko nie przestaje mówić, głos się jedynie ścisza i co najwyżej drży. Nadal jest źle, ale od tego momentu jest już możliwa jakaś tam komunikacja słowna, choćby podstawowe odpowiedzi na pytania. Od pojedynczych słów, a nawet sylab zaczynałam mówić z moją najlepszą przyjaciółką w podstawówce, dopóki się zupełnie nie odblokowałam. Teraz fobia ma oczywiście już inną formę, ale te ćwiczenia behawioralne są tak samo stopniowane. Jeśli nie umiemy podstaw w sytuacjach mało stresujących, to w mocno stresujących nie ma chyba nawet technicznie możliwości, żeby się powiodło A jak się nie uda, to lęk się zwiększa, jeśli wystąpiło też ośmieszenie to dodajmy jeszcze ze 100 punktów do mocy nerwicy i dni niewychodzenia z domu.
Ja też się rzuciłam na głęboką wodę i pracowałam w sklepie - trzęsące się ręce, sztywny głos, przerażenie na twarzy, niemożność przeprowadzenia "błahej rozmowy". Klienci mówili mi o tym, nawet jak wydawało mi się w lepszym dniu że jest ok. Boję się pracy, po tej porażce moja motywacja spadła poniżej zera. Również pozostaje mi wolny zawód, a terapia swoją drogą.