27 Lis 2012, Wto 19:26, PID: 327041
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lis 2012, Wto 19:30 przez Zasió.)
Dokładnie, nigdy nie widziałem zagadywania w autobusie. chyba, że - patrz inny watek, inna dyskusja - pomiędzy emerytami 70+, zwykle o szwabie-Tusku, niedomaganiach polskiego systemu sądownictwa, o tym, ze kiedyś było "prościej, hardziej, ale jednak jakoś bardziej", albo właśnie o pierdołach typu tłok/wyłączona klimatyzacja/korki.
Podobnie na ulicy.
Kontakt wzrokowy? przypadki liczone na palach obu nóg (ręcami trzeba się trzymać rurki, zwłaszcza w trolejbusie, maja skubane to przyspieszenie). Sąsiedzi albo panie wiozące dzieci do szkoły to nie są obcy ludzie. Pracownicy pobliskiego sklepu, gdzie codziennie sie niemal bywa, też. Ale i tak nie widzę za bardzo sensu, ani nie mam ochoty zagadywać tych ostatnich, pierwszych też. Choć to zagadywanie mnie akurat nie dziwi, jest naturalne i faktycznie przyjęte oraz zrozumiałe. Zagadywanie kompletnie obcych o pogodę albo negocjacje budżetowe w UE wydaje mi sie zaś trochę dziwne. I nie chodzi mi o fobię. Gdy ktoś juz ma odwagę, to może ja IMHO wykorzystać w bardziej naturalny sposób... choć faktycznie, trudniej o taki, gdy za sobą mamy szkołę/studia, imprezy itp....
Z tego wszystkiego to tylko gapienie sie na ładne dziewczyny jakoś mnie nie dziwi Ale młodość ma swoje prawa. (inna kwestia, ze takie zywkle jeżdżą w grupach, albo z chłopakami, więc i zagadywać trudniej, o ile ktoś czuje, ze chce/może i wypada)
Oczywiście zaraz napisze ktos, że przesadzam itp, albo czegoś nie dostrzegam. Mozliwe, ale na pewno zagadywanie, w polskim społeczeństwie, nie jest naturalne. Zwłaszcza w autobusie czy na ulicy. Zapewne "terapia ekspozycyjna" ma tylko złamać lęk, i wtedy z trudem, ale mogę ja sobie w rannym trolejbusie wyobrazić, ale gdyby chodziło o zagadanie z sensem i pociągnięcie tego dalej, to - co do młodych - pewnie naturalny byłby klub, koncert, jakieś inne wydarzenie kulturalne...
blank - aa, tak w kolejce u lekarza to insza inszość, świat rónległy. Tam jest to częste, co prawda większość stanowią absolutni narzekacze, zwykle nie do końca składnie ogłaszający GŁOŚNO I DOBITNIE to, co mają do powiedzenia... są też jednak narzekacze zwykli, celnie piętnujący burdel w NFZ Im nawet czasem odpowiadam - mogę to uznać za progres?
Podobnie na ulicy.
Kontakt wzrokowy? przypadki liczone na palach obu nóg (ręcami trzeba się trzymać rurki, zwłaszcza w trolejbusie, maja skubane to przyspieszenie). Sąsiedzi albo panie wiozące dzieci do szkoły to nie są obcy ludzie. Pracownicy pobliskiego sklepu, gdzie codziennie sie niemal bywa, też. Ale i tak nie widzę za bardzo sensu, ani nie mam ochoty zagadywać tych ostatnich, pierwszych też. Choć to zagadywanie mnie akurat nie dziwi, jest naturalne i faktycznie przyjęte oraz zrozumiałe. Zagadywanie kompletnie obcych o pogodę albo negocjacje budżetowe w UE wydaje mi sie zaś trochę dziwne. I nie chodzi mi o fobię. Gdy ktoś juz ma odwagę, to może ja IMHO wykorzystać w bardziej naturalny sposób... choć faktycznie, trudniej o taki, gdy za sobą mamy szkołę/studia, imprezy itp....
Z tego wszystkiego to tylko gapienie sie na ładne dziewczyny jakoś mnie nie dziwi Ale młodość ma swoje prawa. (inna kwestia, ze takie zywkle jeżdżą w grupach, albo z chłopakami, więc i zagadywać trudniej, o ile ktoś czuje, ze chce/może i wypada)
Oczywiście zaraz napisze ktos, że przesadzam itp, albo czegoś nie dostrzegam. Mozliwe, ale na pewno zagadywanie, w polskim społeczeństwie, nie jest naturalne. Zwłaszcza w autobusie czy na ulicy. Zapewne "terapia ekspozycyjna" ma tylko złamać lęk, i wtedy z trudem, ale mogę ja sobie w rannym trolejbusie wyobrazić, ale gdyby chodziło o zagadanie z sensem i pociągnięcie tego dalej, to - co do młodych - pewnie naturalny byłby klub, koncert, jakieś inne wydarzenie kulturalne...
blank - aa, tak w kolejce u lekarza to insza inszość, świat rónległy. Tam jest to częste, co prawda większość stanowią absolutni narzekacze, zwykle nie do końca składnie ogłaszający GŁOŚNO I DOBITNIE to, co mają do powiedzenia... są też jednak narzekacze zwykli, celnie piętnujący burdel w NFZ Im nawet czasem odpowiadam - mogę to uznać za progres?