19 Paź 2012, Pią 13:06, PID: 321466
Dzięki za Twoje zdanie :-D
Duzo w niej prawdy !
Mała ma 8 lat niespełna. Do 18-tu jeszcze dycha.
Słysze od lat wokół o pełnej akceptacji dziecka, ale chyba mam troszkę problem z rozgraniczeniem pełnej akceptacji, a wychowywaniem w dyscyplinie, która wymaga zakazów, nakazów, czasem ostrego zaregowania (krzykiem, nie uzywam siły, bo i zupełnie nie działa, po plasnieciu w tyłek mała wystawiła pupę mówiąc "prosze bardzo" ). Byłam wychowywana krótko, w duchu czystości, estetyczności, poszanowania ludzi, zwracania uwagi na uczucia innych i te sprawy. Taki sam sposób przekazuje małej korygując tylko to co nie podobało mi sie domu rodzinnym (silny podział na sprawy babskie i męskie, ja preferuje partnerstwo we wszystkim). Do tego mam zaszytą w trzewiach dokładność, która mnie czasem dobija po cichu, bo zabiera mi cenny czasna bycie z rodziną. nie umiem jednak zostawić wszystkich waznych spraw i bawić się i żyć pełnią.
Jestem nerwusem przejmującym się problemami i niedociagnięciami i wymagajacym oid siebie wiele i od bliskich równiez ( w tym od małej).
Córę wychowuję krótko, nie pozwalam na głupie zachowania i powatrzalne pomyłki, tłumaczę konsekwencje. Mam wrażenie, że kiedy popuszczę małej, będzie niewychowana, pójdzie w ślady beztroskich łobuzów, których spotykam na każdym kroku wraz z ich beztroskimi mamusiami. Niestety bardzo wkurza mnie obecny sposób wychowywania (a raczej NIEwychowywania) dzieci w duchu, im bardziej krnąbrny i dążny do celu bez konsekwencji tym lepiej sobie poradzi w zyciu. Nawet w rodzinie to słyszę ... Jestem z innej epoki wychowawczej ...
Trzymam córę chyba za krótko i nie potrafię popuścić, tak samo w życiu i towarzyszacym wokół perfekcjoniźmie.
Tak wogóle to jestem optymistką, łatwo nawiązuję kontakty, mam łatwość wypowiedzi i reakcji, widzę dobre strony życia. Lubie te ulotne dobre chwile. Ale wciąz czuję tego drążącego robala - niską samoocenę, która utrudnia mi utrzymanie kontaktu z ludźmi, bo bardzo szybko ich krytykuje i skreslam za większe lub mniejsze błędy uważając, że są źli bo tak robią (pewnie w środku tak tez oceniam siebie jak mi się zdarzy błąd). Osiagnęłam sporo walcząc z tym krasnoludem różnymi autotechnikami, ale wystarczy słabszy dzień i ... wiadomo. Nie mam psiapsiółek, dobrze żyje z mamą, ona zna mnie nawylot
Znalazłam to forum i widzę, że wiele tematów jest jakby o mnie. Niektóre przekraczają jednak moje najsmielsze wyobrażenia (strach prze ludźmi tak wielki, że człowiek zamyka się w domu i z niego nie wychodzi). Moje problemy wydają się blednąć i być błache, ale są dni kiedy wewnetrzny zabójczy mechanizm unimozliwia normalnie funkcjonować. Wg testu forumowego daleko mi do pierwszego progu fobii.
Nie radze sobie dobrze z krytyką. Nawet ta logiczna najpierw mnie zwala z nóg, czuję jak podnosi mi sie cisnienie. Dopiero potem na spokojnie oceniam i widze sens. To utrudnia mi stawianie swojego twardego stanowiska, potem mam do siebie pretensje, że nie zawalczyłam wystarczająco. I tak w kółko. A pracę mam taką, że spotkania gonią spotkania, projekty, nowe pomysły i ich realizacja. A ja źle sypiam kiedy mi nie idzie i nie dociera do mnie, że nikt nie wie jak temat ruszyć. Mnie dobija, że JA nie umiem.
Nie szukam głaskania po głowie tylko wskazania jak się autonastroić i wyciąć z głowy złe myślenie. Żeby sie nie niszczyć głupim przejmowaniem się co oni o mnie myślą i czemu źle ...
Nawet teraz pisząc to wszystko czuję się głupio, że komuś zawracam głowę. Chciałabym wyzbyć się tego problemu wyrzucając z siebie wstyd i opory i żyć normalnie. Ciężko ...
Duzo w niej prawdy !
Mała ma 8 lat niespełna. Do 18-tu jeszcze dycha.
Słysze od lat wokół o pełnej akceptacji dziecka, ale chyba mam troszkę problem z rozgraniczeniem pełnej akceptacji, a wychowywaniem w dyscyplinie, która wymaga zakazów, nakazów, czasem ostrego zaregowania (krzykiem, nie uzywam siły, bo i zupełnie nie działa, po plasnieciu w tyłek mała wystawiła pupę mówiąc "prosze bardzo" ). Byłam wychowywana krótko, w duchu czystości, estetyczności, poszanowania ludzi, zwracania uwagi na uczucia innych i te sprawy. Taki sam sposób przekazuje małej korygując tylko to co nie podobało mi sie domu rodzinnym (silny podział na sprawy babskie i męskie, ja preferuje partnerstwo we wszystkim). Do tego mam zaszytą w trzewiach dokładność, która mnie czasem dobija po cichu, bo zabiera mi cenny czasna bycie z rodziną. nie umiem jednak zostawić wszystkich waznych spraw i bawić się i żyć pełnią.
Jestem nerwusem przejmującym się problemami i niedociagnięciami i wymagajacym oid siebie wiele i od bliskich równiez ( w tym od małej).
Córę wychowuję krótko, nie pozwalam na głupie zachowania i powatrzalne pomyłki, tłumaczę konsekwencje. Mam wrażenie, że kiedy popuszczę małej, będzie niewychowana, pójdzie w ślady beztroskich łobuzów, których spotykam na każdym kroku wraz z ich beztroskimi mamusiami. Niestety bardzo wkurza mnie obecny sposób wychowywania (a raczej NIEwychowywania) dzieci w duchu, im bardziej krnąbrny i dążny do celu bez konsekwencji tym lepiej sobie poradzi w zyciu. Nawet w rodzinie to słyszę ... Jestem z innej epoki wychowawczej ...
Trzymam córę chyba za krótko i nie potrafię popuścić, tak samo w życiu i towarzyszacym wokół perfekcjoniźmie.
Tak wogóle to jestem optymistką, łatwo nawiązuję kontakty, mam łatwość wypowiedzi i reakcji, widzę dobre strony życia. Lubie te ulotne dobre chwile. Ale wciąz czuję tego drążącego robala - niską samoocenę, która utrudnia mi utrzymanie kontaktu z ludźmi, bo bardzo szybko ich krytykuje i skreslam za większe lub mniejsze błędy uważając, że są źli bo tak robią (pewnie w środku tak tez oceniam siebie jak mi się zdarzy błąd). Osiagnęłam sporo walcząc z tym krasnoludem różnymi autotechnikami, ale wystarczy słabszy dzień i ... wiadomo. Nie mam psiapsiółek, dobrze żyje z mamą, ona zna mnie nawylot
Znalazłam to forum i widzę, że wiele tematów jest jakby o mnie. Niektóre przekraczają jednak moje najsmielsze wyobrażenia (strach prze ludźmi tak wielki, że człowiek zamyka się w domu i z niego nie wychodzi). Moje problemy wydają się blednąć i być błache, ale są dni kiedy wewnetrzny zabójczy mechanizm unimozliwia normalnie funkcjonować. Wg testu forumowego daleko mi do pierwszego progu fobii.
Nie radze sobie dobrze z krytyką. Nawet ta logiczna najpierw mnie zwala z nóg, czuję jak podnosi mi sie cisnienie. Dopiero potem na spokojnie oceniam i widze sens. To utrudnia mi stawianie swojego twardego stanowiska, potem mam do siebie pretensje, że nie zawalczyłam wystarczająco. I tak w kółko. A pracę mam taką, że spotkania gonią spotkania, projekty, nowe pomysły i ich realizacja. A ja źle sypiam kiedy mi nie idzie i nie dociera do mnie, że nikt nie wie jak temat ruszyć. Mnie dobija, że JA nie umiem.
Nie szukam głaskania po głowie tylko wskazania jak się autonastroić i wyciąć z głowy złe myślenie. Żeby sie nie niszczyć głupim przejmowaniem się co oni o mnie myślą i czemu źle ...
Nawet teraz pisząc to wszystko czuję się głupio, że komuś zawracam głowę. Chciałabym wyzbyć się tego problemu wyrzucając z siebie wstyd i opory i żyć normalnie. Ciężko ...