07 Lis 2012, Śro 12:50, PID: 323976
Jestem pewien, że moja fobia jest wynikiem działań mojej mamy, staram się jej nie winić bo pewnie gdybym sam miał dzieci to wychowałbym je na wariatów. Zresztą obwiniać można rodziców, dziadków, pradziadków, prapradziadków itd.
Uważam jednak, że obecnie młodzi rodzice nie mogą być już tak łatwo usprawiedliwiani. Dziś dostępna jest literatura, która może dać pewne wskazówki – jak nie wychować dziecka na nieporadnego, nieprzystosowanego idiotę. Niestety nie jestem w stanie niczego polecić bo temat obecnie znajduje się poza obszarem moich zainteresować (czyli: alkohol, internet, sen). Tak więc skoro dziecko już masz, to możesz coś poczytać i skorygować sposób wychowania.
Co może się stać, jeśli przekażesz jej swoje wzorce zachowań? Powieli Twoje błędy, których tak bardzo chcesz jej oszczędzić i dlatego trzymasz ją krótko – błędne koło.
Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z okazji na wyplucie własnego żalu, spróbuję krótko : )
Moja mama zawsze twierdziła, że jestem wychowywany bezstresowo, może i tak było w domu, ale w szkole albo przed kimś (kimkolwiek oprócz najbliższej rodziny) zawsze miałem zachowywać się wzorowo. Uważać na to co mówię, żeby nie wyjawić rodzinnego sekretu, to jest: że nie chciało nam się pójść do kościoła, albo że mama z tatą piją piwo (tak, wielkie rzeczy). Po czasie stwierdziłem, że w ogóle nie opłaca mi się odzywać, stopniowo zamykałem się w sobie. Któregoś dnia usłyszałem coś co uważam, że zmieniło moje życie. Mama powiedziała: „jestem ciekawa jak zachowujesz się w szkole, któregoś dnia wejdę do klasy, schowam się w szafie i będę cię obserwować, czy nie broisz”. Tak się właśnie wychowuje dzieci. Dzięki tej metodzie do 15 roku życia nie ma z nimi problemu, a później stają się w najlepszym przypadku marginesem społecznym.
Wyobraźcie sobie, kochaną mamę, które zmienia się w okropną jędzę gdy tylko mówisz przy kimś coś wg niej jest nie tak. Dziś dziwi się dlaczego nie jestem człowiekiem sukcesu. Często też wymagała ode mnie żebym coś zrobił i nie mówiła mi o tym, bo miałem „się domyślić”, a później było niemiło bo coś było niezrobione (wow, jak to?). Przykładów mógłbym mnożyć tyle, że byłoby na książkę, parę tomów. Kiedyś próbowałem z nią o tym rozmawiać, broniła się płaczem i robieniem z siebie ofiary.
Cóż, mam neurotyczną matkę, mam fobię i jestem nieudacznikiem. Pewnie po części winne są geny, po części wychowanie i mój charakter. Pozostaje pytanie, kim mógłbym być gdyby mama w młodości trafiła na odpowiednią książkę? Albo gdyby tata nie wyjeżdżał i temperował jej tyranię? Zapewne co najmniej batmanem.
Koniec.
Uważam jednak, że obecnie młodzi rodzice nie mogą być już tak łatwo usprawiedliwiani. Dziś dostępna jest literatura, która może dać pewne wskazówki – jak nie wychować dziecka na nieporadnego, nieprzystosowanego idiotę. Niestety nie jestem w stanie niczego polecić bo temat obecnie znajduje się poza obszarem moich zainteresować (czyli: alkohol, internet, sen). Tak więc skoro dziecko już masz, to możesz coś poczytać i skorygować sposób wychowania.
Co może się stać, jeśli przekażesz jej swoje wzorce zachowań? Powieli Twoje błędy, których tak bardzo chcesz jej oszczędzić i dlatego trzymasz ją krótko – błędne koło.
Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z okazji na wyplucie własnego żalu, spróbuję krótko : )
Moja mama zawsze twierdziła, że jestem wychowywany bezstresowo, może i tak było w domu, ale w szkole albo przed kimś (kimkolwiek oprócz najbliższej rodziny) zawsze miałem zachowywać się wzorowo. Uważać na to co mówię, żeby nie wyjawić rodzinnego sekretu, to jest: że nie chciało nam się pójść do kościoła, albo że mama z tatą piją piwo (tak, wielkie rzeczy). Po czasie stwierdziłem, że w ogóle nie opłaca mi się odzywać, stopniowo zamykałem się w sobie. Któregoś dnia usłyszałem coś co uważam, że zmieniło moje życie. Mama powiedziała: „jestem ciekawa jak zachowujesz się w szkole, któregoś dnia wejdę do klasy, schowam się w szafie i będę cię obserwować, czy nie broisz”. Tak się właśnie wychowuje dzieci. Dzięki tej metodzie do 15 roku życia nie ma z nimi problemu, a później stają się w najlepszym przypadku marginesem społecznym.
Wyobraźcie sobie, kochaną mamę, które zmienia się w okropną jędzę gdy tylko mówisz przy kimś coś wg niej jest nie tak. Dziś dziwi się dlaczego nie jestem człowiekiem sukcesu. Często też wymagała ode mnie żebym coś zrobił i nie mówiła mi o tym, bo miałem „się domyślić”, a później było niemiło bo coś było niezrobione (wow, jak to?). Przykładów mógłbym mnożyć tyle, że byłoby na książkę, parę tomów. Kiedyś próbowałem z nią o tym rozmawiać, broniła się płaczem i robieniem z siebie ofiary.
Cóż, mam neurotyczną matkę, mam fobię i jestem nieudacznikiem. Pewnie po części winne są geny, po części wychowanie i mój charakter. Pozostaje pytanie, kim mógłbym być gdyby mama w młodości trafiła na odpowiednią książkę? Albo gdyby tata nie wyjeżdżał i temperował jej tyranię? Zapewne co najmniej batmanem.
Koniec.