07 Sty 2018, Nie 21:59, PID: 724246
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Sty 2018, Pon 19:26 przez joanna12345.)
Witajcie,
nie zaglądałam tu od lat....był czas że było lepiej, potem gorzej, nie miałam siły, albo potrzeby. To forum dało mi wiare w to że dam radę, że moje ukochane dziecko wyjdzie na prostą, zacznie żyć "normalnie", wyjdzie ze swojego pokoju, a potem wszystko się ułoży i będziemy żyli długo i szczęśliwie....Mój syn wyszedł z tego pokoju, dziś wiem że nie był na to gotowy, a ja za bardzo chciałam żeby był jak inni, nie potrafiłam zaakceptować go takiego jaki był, byłam pewna że dobrze postępuje, motywując go ciągle, nabijając głowę wizjami wspaniałej przyszłości, jak tylko pokona lęk...często mi powtarzał "mamo ja żyje tylko dla ciebie, gdyby nie twój upór już dawno by mnie tu nie było", dzisiaj dopiero rozumię jak było mu cięrzko, widział moje cierpienie, moje łzy i często udawał że jest lepiej niż było Nigdy sobie tego nie wybacze, choć dzisiaj nie wiem co zrobiłabym inaczej, gdyby ktoś cofnoł czas....gdyby żył...Tak, mój ukochany syn odszedł ponad rok temu, ale ból jest taki sam jak wtedy kiedy widziałam jak cierpi, jak bardzo sie boi, zmieniło się tylko tyle że nie ma nadzieji, złudzeń, planów...Wiara w to że śmierć dała mu wolność i spokój pozwala mi żyć.
Pisze to bo zrozumiałam że po pierwsze jeśli chcesz pomóc swojemu dziecku po pierwsze zaakceptuj je, by ono mogło zaakceptować siebie, pomagaj jak możesz ale nie narzucaj sie, pokaż siłe by ono nie musiało martwić sie jeszcze że ty cierpisz, bądź poprostu jak będzie cie potrzebować. Ja przegrałam swoją walkę i nie jestem żadnym autorytetem i nie chciałabym nikomu doradzać, pisze tylko żeby może ktoś nie popełnił moich błędów....
Pozdrawiam was serdecznie
nie zaglądałam tu od lat....był czas że było lepiej, potem gorzej, nie miałam siły, albo potrzeby. To forum dało mi wiare w to że dam radę, że moje ukochane dziecko wyjdzie na prostą, zacznie żyć "normalnie", wyjdzie ze swojego pokoju, a potem wszystko się ułoży i będziemy żyli długo i szczęśliwie....Mój syn wyszedł z tego pokoju, dziś wiem że nie był na to gotowy, a ja za bardzo chciałam żeby był jak inni, nie potrafiłam zaakceptować go takiego jaki był, byłam pewna że dobrze postępuje, motywując go ciągle, nabijając głowę wizjami wspaniałej przyszłości, jak tylko pokona lęk...często mi powtarzał "mamo ja żyje tylko dla ciebie, gdyby nie twój upór już dawno by mnie tu nie było", dzisiaj dopiero rozumię jak było mu cięrzko, widział moje cierpienie, moje łzy i często udawał że jest lepiej niż było Nigdy sobie tego nie wybacze, choć dzisiaj nie wiem co zrobiłabym inaczej, gdyby ktoś cofnoł czas....gdyby żył...Tak, mój ukochany syn odszedł ponad rok temu, ale ból jest taki sam jak wtedy kiedy widziałam jak cierpi, jak bardzo sie boi, zmieniło się tylko tyle że nie ma nadzieji, złudzeń, planów...Wiara w to że śmierć dała mu wolność i spokój pozwala mi żyć.
Pisze to bo zrozumiałam że po pierwsze jeśli chcesz pomóc swojemu dziecku po pierwsze zaakceptuj je, by ono mogło zaakceptować siebie, pomagaj jak możesz ale nie narzucaj sie, pokaż siłe by ono nie musiało martwić sie jeszcze że ty cierpisz, bądź poprostu jak będzie cie potrzebować. Ja przegrałam swoją walkę i nie jestem żadnym autorytetem i nie chciałabym nikomu doradzać, pisze tylko żeby może ktoś nie popełnił moich błędów....
Pozdrawiam was serdecznie