07 Wrz 2015, Pon 20:40, PID: 469388
Podobnie u mnie, w liceum nie było tak źle, ale pierwsze, dzienne studia - porażka na całej linii... znajomi powyjeżdżali, rodzina powyjeżdżała, zostałam sama i czułam się jak jakaś trędowata. Jedyny przełom to było poznanie chłopaka - w tym obszarze dałam z siebie wtedy wszystko i nie czułam presji, żeby zdobyć kontakty na uczelni, bo miałam z kim spędzić wolny czas. Tym bardziej, że chłopak też okazał się introwertycznym odludkiem. Teraz na drugich studiach czuję się nieco lepiej w kontaktach z ludźmi, jeśli tylko nie dopuszczam do siebie fobicznego myślenia i nie nakręcam się w towarzystwie jakiejś osoby, że "on/ona na pewno mnie nie lubi, na pewno myśli, że to co mówię jest głupie, bla bla bla...". Czuję się o niebo pewniej, kiedy wyobrażę sobie, że to co mówię ma sens i jest ważne - wtedy biorę udział w rozmowie z jakimś nieco większym przekonaniem. Żeby tylko tak potrafić całkowicie uwierzyć w siebie, heh.