25 Lut 2013, Pon 5:27, PID: 340660
ariel999 napisał(a):.. boje się, że zostanę sama przez to jak traktuje ludzi.Błędne koło poczucia winy, samoodrzucenia i bezradności.. czyli normalka. Wewnętrzny dialog sędziego, ofiary i kata w jednej osobie. Podkreślam 'w jednej osobie', samotnej osobie. Te wszystkie złe rzeczy wyrządzam po pierwsze sam sobie i chyba stąd podświadomy lęk, że inni postąpili by ze mną tak samo. Skoro sam siebie codziennie krytykuję, oceniam, odrzucam, wpędzam w przygnębienie, to właśnie takie 'traktowanie się' staje się wdrukowanym, prawdopodobnym i najłatwiejszym (bo dobrze znanym) rytuałem postępowania względem siebie.
.. trzymam na dystans,
.. boje się okazywać jakiekolwiek uczucia
.. obwiniam się,
.. nie daję im okazji się poznać,
.. Boję się, że ujawniając swoje uczucia ... zburze swój 'azyl' i ktoś mnie zrani (odrzuci).
Dochodzi do tego, że traktując siebie źle i wchodząc ciągle w rolę ofiary, w końcu tracę z oczu własną podmiotowość, staję się dla samego siebie zbyt nieważny i niewartościowy aby uważać, że posiadam prawo do posiadania pewnych zalet i prawo zaspokajania różnych potrzeb, które kolidują z wyuczoną rolą 'ofiary' (albo sędziego lub kata).
Tracąc poczucie własnej integralnej tożsamości i nie mogąc pogodzić pożądanych dobrych cech, zachowań i uczuć z ciągłym poczuciem winy oraz rolą ofiary zaczynam coraz mocniej przenosić dobre cechy osobowości na zewnętrzne podmioty oraz staram się z nimi utożsamiać. W wyniku takiego 'szacher macher' nadal mogę się identyfikować z różnymi dobrymi uczuciami i innymi zaletami tyle, że są już odrębne i poza mną, wiec nie wchodzą w konflikt z rytuałem i nie musowo ich już całkowicie wypierać (za to można ich pragnąć - dopóki nie podejdą zbyt blisko).
Błędne koło samo w sobie świetnie funkcjonuje bo poszczególne role, zachowania wzajemnie się wzmacniają, wywołują i chronią.
Czego tutaj brakuje? Pozwalania sobie na ryzyko i błędy? Wybaczania sobie? Wiary w siebie? Samoakceptacji? Akceptacji swoich własnych uczuć? Dbania o niezachwiane poczucie własnej wartości? 'Rytuał' tych wszystkich rzeczy nie obejmuje, a nawet je wypiera, ale tak jak wszystkiego, można się ich uczyć, a w końcu dojść do wprawy i zaprzyjaźnić się z samym sobą. Przy okazji wyrobić sobie oczywiste przekonanie, że skoro jestem taki fajny i dobry dla siebie, to inni ludzie również mnie polubią i zaakceptują właśnie takiego jaki już jestem oraz, że nie potrzeba do tego żadnych specjalnych wysiłków czy zabiegów z mojej strony.
Nie potrzeba odbywać żadnej kary, nie potrzeba żadnej pokuty, ani nie potrzeba ciągłego poczucia winy i wstydu, nie potrzeba wymówki ani żadnego powodu. Nie potrzeba zdobywać żadnych zasług. Nie potrzeba niczyjego zezwolenia ani błogosławieństwa. Można siebie zaakceptować zwyczajnie dlatego, że się jest.
Kiedy we własnym mniemaniu jest się dobrym i wartościowym, nie ma powodu ukrywać się przed innymi ludźmi, nie ma powodu ukrywać swoich uczuć przed innymi ludźmi.