20 Kwi 2014, Nie 18:37, PID: 390020
Coś czuję, że temat w złym dziale, no ale powiedzmy że to będzie o radzeniu sobie w życiu.
Na początek chciałabym wszystkich serdecznie przywitać, cześć!
Trafiłam na to forum nie przypadkiem, czytam je dłuższy czas, lecz dopiero teraz zdecydowałam się założyć konto. Mam pewien problem i być może Wy pomożecie mi go rozwiązać.
4 lata temu poznałam pewnego chłopaka, dużo starszego, ale zawrócił mi w głowie już podczas krótkiej rozmowy. Miał on jednak dużo problemów, ja bardzo chciałam mu pomóc. Ja jestem bardzo podatna na wpływy innych osób, on był bardzo wpływowy. Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie mu pomóc. Nie zdążyłam go nawet dobrze poznać, ale bardzo przywiazalam się do jego osoby (nie wiem czemu ani jak to możliwe). KOlejne 3 lata po poznaniu na przemian chciałam mu pomóc, a zaraz nie chciałam pamiętać o jego istnieniu. Dzwoniłam za ten czas do niego może ze dwa razy, pytałam czy wszystko w porządku, jeździłam pod jego blok, mając nadzieję, że go spotkam. No to było po prostu chore. W końcu powiedziałam sobie koniec, bo cale swoje najlepsze lata spędziłam myśląc o nim. Po ciężkich walkach z sama sobą udało mi się. Pamiętałam ciągle o nim, ale to było takie po prostu. Przypomniałam sobie, pomyślałam o nim chwile i wracałam do życia. I gdy myślałam, ze wszystko jest ok stało się najgorsze. Tydzień temu dostałam maila ze on nie żyje. Mój świat się zawalił. On był chory, wiedziałam o tym, dlatego chciałam mu pomoc, chociaż wiedziałam, ze nie dam rady. W środę byłam na pogrzebie, widziałam jego rodziców, ale nie miałam odwagi by podejść i powiedzieć jak mi przykro.
Nie potrafię sobie poradzić z tym co mam w głowie, bo myślę, ze go kochałam, a nie można chyba kochać kogoś kogo się nie znało. Myślę teraz ciągle ze mogłam mu pomoc, ze może dałabym radę. On powinien żyć, taki młody chłopak. Nie wiem co zrobić.
Mam numer do jego rodziców, chciałabym zadzwonić, powiedzieć jak mi przykro i zaoferować pomoc, której i tak nie będą chcieli. Nie wiem czy to dobry pomysł i czy w ogóle jest sens dzwonić. Jeśli tego nie zrobię, pewnie będę znowu żałować że nie pomogłam, albo ze nie powiedziałam im jak mi źle (co ich to obchodzi). Jemu tez nigdy tego nie powiedziałam, tego jaki był dla mnie ważny przez te wszystkie lata. Jak zadzwonię do jego rodziców to oni mogą może to źle odebrać (to tez mam już zatarte w głowie, nie wiem co wypada a co nie). A Wy jakbyście postąpili na moim miejscu? Dać już spokój czy spróbować jeszcze coś zdziałać, a może akurat udałoby mi się coś więcej o nim dowiedzieć (po co teraz), co lubił robić, itp. Muszę zrobić cokolwiek, aby samej sobie wybaczyć, że nic nie zrobiłam...
z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam
Na początek chciałabym wszystkich serdecznie przywitać, cześć!
Trafiłam na to forum nie przypadkiem, czytam je dłuższy czas, lecz dopiero teraz zdecydowałam się założyć konto. Mam pewien problem i być może Wy pomożecie mi go rozwiązać.
4 lata temu poznałam pewnego chłopaka, dużo starszego, ale zawrócił mi w głowie już podczas krótkiej rozmowy. Miał on jednak dużo problemów, ja bardzo chciałam mu pomóc. Ja jestem bardzo podatna na wpływy innych osób, on był bardzo wpływowy. Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie mu pomóc. Nie zdążyłam go nawet dobrze poznać, ale bardzo przywiazalam się do jego osoby (nie wiem czemu ani jak to możliwe). KOlejne 3 lata po poznaniu na przemian chciałam mu pomóc, a zaraz nie chciałam pamiętać o jego istnieniu. Dzwoniłam za ten czas do niego może ze dwa razy, pytałam czy wszystko w porządku, jeździłam pod jego blok, mając nadzieję, że go spotkam. No to było po prostu chore. W końcu powiedziałam sobie koniec, bo cale swoje najlepsze lata spędziłam myśląc o nim. Po ciężkich walkach z sama sobą udało mi się. Pamiętałam ciągle o nim, ale to było takie po prostu. Przypomniałam sobie, pomyślałam o nim chwile i wracałam do życia. I gdy myślałam, ze wszystko jest ok stało się najgorsze. Tydzień temu dostałam maila ze on nie żyje. Mój świat się zawalił. On był chory, wiedziałam o tym, dlatego chciałam mu pomoc, chociaż wiedziałam, ze nie dam rady. W środę byłam na pogrzebie, widziałam jego rodziców, ale nie miałam odwagi by podejść i powiedzieć jak mi przykro.
Nie potrafię sobie poradzić z tym co mam w głowie, bo myślę, ze go kochałam, a nie można chyba kochać kogoś kogo się nie znało. Myślę teraz ciągle ze mogłam mu pomoc, ze może dałabym radę. On powinien żyć, taki młody chłopak. Nie wiem co zrobić.
Mam numer do jego rodziców, chciałabym zadzwonić, powiedzieć jak mi przykro i zaoferować pomoc, której i tak nie będą chcieli. Nie wiem czy to dobry pomysł i czy w ogóle jest sens dzwonić. Jeśli tego nie zrobię, pewnie będę znowu żałować że nie pomogłam, albo ze nie powiedziałam im jak mi źle (co ich to obchodzi). Jemu tez nigdy tego nie powiedziałam, tego jaki był dla mnie ważny przez te wszystkie lata. Jak zadzwonię do jego rodziców to oni mogą może to źle odebrać (to tez mam już zatarte w głowie, nie wiem co wypada a co nie). A Wy jakbyście postąpili na moim miejscu? Dać już spokój czy spróbować jeszcze coś zdziałać, a może akurat udałoby mi się coś więcej o nim dowiedzieć (po co teraz), co lubił robić, itp. Muszę zrobić cokolwiek, aby samej sobie wybaczyć, że nic nie zrobiłam...
z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam