07 Sie 2008, Czw 19:07, PID: 51418
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07 Sie 2008, Czw 19:10 przez SinVida.)
witam wszystkich
długo tutaj nie pisałam, być może "starsi" użytkownicy tego forum jeszcze mnie trochę kojarzą, wiele tu zmian i niestety mnóstwo nowych osób z tym samym, okropnym problemem.
postanowiłam napisać ten post, żeby przekonać was, że nie warto tracić czasu na czytanie tych wszystkich komentarzy i na użalanie się nad sobą, nie warto się zamartwiać i myśleć, że cała ta fobia pozostanie wam do końca życia i że nie da się jej pozbyć, bo to nieprawda!!
kto widział kiedyś moje posty ten wie, że było ze mną źle, miałam to samo, co wy wszyscy, bałam się ludzi, bałam się mówić, przechodzić obok innych, o załatwianiu najprostszych spraw nie było mowy, trzesłam się zawsze i wszędzie, byłam czerwona jak burak, zacinałam się, bałam się mojej klasy, obych, nawet w gronie najbliższych znajomych zawsze byłam tą najbardziej "nieśmiałą". co tu opowiadać... dobrze wiecie jak to jest.... jednak... w styczniu tego roku, po (nieudanej, chyba celowo) próbie samobójczej, nie do końca związanej z tą fobią, zostałam skierowana na badania do psychiatry. pewnie bym nie poszła, szczęscie, że pomogła mi wtedy rodzina, która wręcz siłą zaprowadziła mnie do lekarza. trafiłam na fantastyczną lekarkę, której mogłam opowiedzieć o wszystkich moich problemach, i która na szczęście pomogła mi przepisując spore dawki leków. łykam je od 8 miesięcy i muszę przyznać, że naprawdę, naprawdę ... życie może być piękne nie mówię, że jest idealnie, różowo i że nagle stałam się mega wyluzowana, czy coś. nie. ale jest lepiej. dużo lepiej. ręce naprawdę się nie trzęsą, nie ma tego bicia serca, uwierzcie, że spokojnie składam podpisy(!), nie boję się jeść przy innych(!), jeszcze w szkole podczas występów publicznych (no, nie mówię, że przed milionową publiką, ale powiedzmy przed klasą) odczuwałam.... tremę, zwykłą, normalną tremę, taką jak ma każdy, taką jak miałam będąc dzieckiem, nie lęk i strach, nie spocone, drżące ręce to taaaak wspaniałe uczucie. powoli kończę już terapię farmakologiczną i nie chcę wciskać jakiś kitów, że jest idealnie, nie jest, dalej jestem trochę nieśmiała, ale o ile spokojniejsza.... moje życie zmieniło się może nie o 180 stopni, ale powiedzmy że o jakies 120, z pewnościa powinnam chodzić też na terapię do psychologa, odwiedziłam kilku, z żadnym jednak nie złapałam lepszego kontaktu i chwilowo z tego zrezygnowałam, również z braku kasy, ale myślę, że jeszcze do tego wrócę.
moja rodzina nadal nie wie co to ta fobia, nadal myśli, że po prostu jestem nerwowa, ale to nic ja czuję się o niebo lepiej sama załatwiam swoje sprawy, zapisałam się na kurs prawa jazdy, kompletnie zero stresu, robię bezstresowo zakupy, nie krępuję się, gdy ktoś na mnie patrzy, sama chodzę do urzędów czy lekarzy, a o jakiejkolwiek trzęsącej się ręce przy podpisie nie ma już mowy za mną również matura. stresujące egzaminy ustne? co za bzdura nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale byłam chyba jedną z najbardziej wyluzowanych osób, zero stresu, zero lęku.
nie chciałam tu wracać i czytać o tych wszystkich problemach, bo one poniekąd są już za mną (odpukać), ale postanowiłam napisać, być może ktokolwiek znajdzie w tym choć troszkę nadziei i nie podda się, a tak jak ja spróbuje powalczyć, bo naprawdę warto i naprawdę jest o co
uwierzcie, że może być pięknie
pozdrawiam fobików
długo tutaj nie pisałam, być może "starsi" użytkownicy tego forum jeszcze mnie trochę kojarzą, wiele tu zmian i niestety mnóstwo nowych osób z tym samym, okropnym problemem.
postanowiłam napisać ten post, żeby przekonać was, że nie warto tracić czasu na czytanie tych wszystkich komentarzy i na użalanie się nad sobą, nie warto się zamartwiać i myśleć, że cała ta fobia pozostanie wam do końca życia i że nie da się jej pozbyć, bo to nieprawda!!
kto widział kiedyś moje posty ten wie, że było ze mną źle, miałam to samo, co wy wszyscy, bałam się ludzi, bałam się mówić, przechodzić obok innych, o załatwianiu najprostszych spraw nie było mowy, trzesłam się zawsze i wszędzie, byłam czerwona jak burak, zacinałam się, bałam się mojej klasy, obych, nawet w gronie najbliższych znajomych zawsze byłam tą najbardziej "nieśmiałą". co tu opowiadać... dobrze wiecie jak to jest.... jednak... w styczniu tego roku, po (nieudanej, chyba celowo) próbie samobójczej, nie do końca związanej z tą fobią, zostałam skierowana na badania do psychiatry. pewnie bym nie poszła, szczęscie, że pomogła mi wtedy rodzina, która wręcz siłą zaprowadziła mnie do lekarza. trafiłam na fantastyczną lekarkę, której mogłam opowiedzieć o wszystkich moich problemach, i która na szczęście pomogła mi przepisując spore dawki leków. łykam je od 8 miesięcy i muszę przyznać, że naprawdę, naprawdę ... życie może być piękne nie mówię, że jest idealnie, różowo i że nagle stałam się mega wyluzowana, czy coś. nie. ale jest lepiej. dużo lepiej. ręce naprawdę się nie trzęsą, nie ma tego bicia serca, uwierzcie, że spokojnie składam podpisy(!), nie boję się jeść przy innych(!), jeszcze w szkole podczas występów publicznych (no, nie mówię, że przed milionową publiką, ale powiedzmy przed klasą) odczuwałam.... tremę, zwykłą, normalną tremę, taką jak ma każdy, taką jak miałam będąc dzieckiem, nie lęk i strach, nie spocone, drżące ręce to taaaak wspaniałe uczucie. powoli kończę już terapię farmakologiczną i nie chcę wciskać jakiś kitów, że jest idealnie, nie jest, dalej jestem trochę nieśmiała, ale o ile spokojniejsza.... moje życie zmieniło się może nie o 180 stopni, ale powiedzmy że o jakies 120, z pewnościa powinnam chodzić też na terapię do psychologa, odwiedziłam kilku, z żadnym jednak nie złapałam lepszego kontaktu i chwilowo z tego zrezygnowałam, również z braku kasy, ale myślę, że jeszcze do tego wrócę.
moja rodzina nadal nie wie co to ta fobia, nadal myśli, że po prostu jestem nerwowa, ale to nic ja czuję się o niebo lepiej sama załatwiam swoje sprawy, zapisałam się na kurs prawa jazdy, kompletnie zero stresu, robię bezstresowo zakupy, nie krępuję się, gdy ktoś na mnie patrzy, sama chodzę do urzędów czy lekarzy, a o jakiejkolwiek trzęsącej się ręce przy podpisie nie ma już mowy za mną również matura. stresujące egzaminy ustne? co za bzdura nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale byłam chyba jedną z najbardziej wyluzowanych osób, zero stresu, zero lęku.
nie chciałam tu wracać i czytać o tych wszystkich problemach, bo one poniekąd są już za mną (odpukać), ale postanowiłam napisać, być może ktokolwiek znajdzie w tym choć troszkę nadziei i nie podda się, a tak jak ja spróbuje powalczyć, bo naprawdę warto i naprawdę jest o co
uwierzcie, że może być pięknie
pozdrawiam fobików