29 Cze 2014, Nie 1:14, PID: 399506
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Cze 2014, Nie 1:19 przez Stratokaster.)
Dzielcie się doświadczeniem
Wykształca się poprzez negatywne doświadczenia, chociaż trzeba zwrócić uwagę, że prawdopodobnie ma podłoże genetyczne.
Przez lata z tym żyłem, nie mając świadomości, że to nerwica natręctw, nie zastanawiałem się nad dziwnością moich zachowań, chociaż je ukrywałem. Musiałem wykonać szereg różnych czynności, odpowiednio pomyśleć, w ten sposób uzyskiwałem pewien komfort psychiczny, bo poprzez owe czynności jakby zapobiegałem złym wydarzeniom. Jednak kiedy coś złego się wydarzyło, zachodziłem w głowę co zrobiłem nie tak, czy coś mogłem pominąć, źle pomyśleć, policzyć (popularna arytmomania :-) ). W jakimś momencie uświadomiłem sobie, że muszę się jej pozbyć, bo przybrała ona formę na prawdę dokuczliwą, towarzyszyła mi w praktycznie każdym momencie. Teraz przykład. Strach przed kapą z matmy (akurat dość "lekki" :-) ). Działało to tak, że im bliżej lekcji było, tym bardziej się nakręcałem z tymi natręctwami, wykonywałem tak różne, dziwne rzeczy, że już nawet nie pamiętam co to było :-D Pamiętam, że szereg czynności opierający się na jakimś schemacie np. 4 kroki w tył, 4 razy myślę w jakiś sposób itd. Na prawdę, mógłbym napisać spory elaborat o takim jednym "rytuale". Jeśli sytuacja stresowa miała mieć miejsce wieczorem, to cały dzień opierał się na tych natręctwach, które miały zapobiec ewentualnym niepożądanym sytuacjom, chociaż po drodze towarzyszyła też cała masa innych niezwiązanych z tym wieczorem. Można powiedzieć, że była ona dla mnie panem, żyłem nią, wykształciła mi się nawet blokada na... naukę. Po prostu się bałem się uczyć, bo coś złego się może wydarzyć. Bywał lepiej i gorzej. Jednego razu nerwica totalnie mną dominowała, a innego jej objawy udzielały mi się rzadziej. Jednak była ona na każdej dziedzinie życia, dlatego musiałem się jej pozbyć. Początki były trudne. Kiedy nie wykonałem jakiejś natrętnej czynności, pojawiał się olbrzymi strach i w ten sposób robiłem inną natrętną rzecz "pod przykrywką", by zapewnić sobie pewien spokój psychiczny. Trzeba było działać wbrew sobie, to było dla mnie jak np. nie jedzenie. Po około roku takiego działania wbrew sobie mogę przyznać, że opuścił mnie przymus robienia czynności natrętnych. Wtedy myślałem, że pozbyłem się jej, ale się myliłem :-D Jak jest teraz? Wiem, że będzie mi ona towarzyszyła do końca życia, wiem, że pewne zachowania natrętne przychodzą mi zupełnie nieświadomie, ale kiedy zauważę je, przestaję to robić, już nie czuję strachu przed niewykonaniem ich. Już nie dominuje ona moim życiem, żyję prawie jak normalny człowiek. Pokonanie nerwicy natręctw dało mi ogromną satysfakcję, na prawdę. To było ogromne wyzwanie, wyobraźcie sobie coś, co jest w waszym życiu nie do zrobienia, coś co chcecie zrobić, ale wiecie, że wam się nie uda. Taki stosunek miałem do tej choroby. Ale udało się. Jednak muszę pamiętać, że może mnie ona znów zdominować tak jak kiedyś, czasami miewam drobne nawroty, ale w końcu sobie uświadamiam, że zaczyna znów dominować i przekonuję sam siebie, że te zachowania nie mają sensu, nic nie dadzą, wszystko wraca do normy Przepraszam za ewentualne niespójności w tekście
Wykształca się poprzez negatywne doświadczenia, chociaż trzeba zwrócić uwagę, że prawdopodobnie ma podłoże genetyczne.
Przez lata z tym żyłem, nie mając świadomości, że to nerwica natręctw, nie zastanawiałem się nad dziwnością moich zachowań, chociaż je ukrywałem. Musiałem wykonać szereg różnych czynności, odpowiednio pomyśleć, w ten sposób uzyskiwałem pewien komfort psychiczny, bo poprzez owe czynności jakby zapobiegałem złym wydarzeniom. Jednak kiedy coś złego się wydarzyło, zachodziłem w głowę co zrobiłem nie tak, czy coś mogłem pominąć, źle pomyśleć, policzyć (popularna arytmomania :-) ). W jakimś momencie uświadomiłem sobie, że muszę się jej pozbyć, bo przybrała ona formę na prawdę dokuczliwą, towarzyszyła mi w praktycznie każdym momencie. Teraz przykład. Strach przed kapą z matmy (akurat dość "lekki" :-) ). Działało to tak, że im bliżej lekcji było, tym bardziej się nakręcałem z tymi natręctwami, wykonywałem tak różne, dziwne rzeczy, że już nawet nie pamiętam co to było :-D Pamiętam, że szereg czynności opierający się na jakimś schemacie np. 4 kroki w tył, 4 razy myślę w jakiś sposób itd. Na prawdę, mógłbym napisać spory elaborat o takim jednym "rytuale". Jeśli sytuacja stresowa miała mieć miejsce wieczorem, to cały dzień opierał się na tych natręctwach, które miały zapobiec ewentualnym niepożądanym sytuacjom, chociaż po drodze towarzyszyła też cała masa innych niezwiązanych z tym wieczorem. Można powiedzieć, że była ona dla mnie panem, żyłem nią, wykształciła mi się nawet blokada na... naukę. Po prostu się bałem się uczyć, bo coś złego się może wydarzyć. Bywał lepiej i gorzej. Jednego razu nerwica totalnie mną dominowała, a innego jej objawy udzielały mi się rzadziej. Jednak była ona na każdej dziedzinie życia, dlatego musiałem się jej pozbyć. Początki były trudne. Kiedy nie wykonałem jakiejś natrętnej czynności, pojawiał się olbrzymi strach i w ten sposób robiłem inną natrętną rzecz "pod przykrywką", by zapewnić sobie pewien spokój psychiczny. Trzeba było działać wbrew sobie, to było dla mnie jak np. nie jedzenie. Po około roku takiego działania wbrew sobie mogę przyznać, że opuścił mnie przymus robienia czynności natrętnych. Wtedy myślałem, że pozbyłem się jej, ale się myliłem :-D Jak jest teraz? Wiem, że będzie mi ona towarzyszyła do końca życia, wiem, że pewne zachowania natrętne przychodzą mi zupełnie nieświadomie, ale kiedy zauważę je, przestaję to robić, już nie czuję strachu przed niewykonaniem ich. Już nie dominuje ona moim życiem, żyję prawie jak normalny człowiek. Pokonanie nerwicy natręctw dało mi ogromną satysfakcję, na prawdę. To było ogromne wyzwanie, wyobraźcie sobie coś, co jest w waszym życiu nie do zrobienia, coś co chcecie zrobić, ale wiecie, że wam się nie uda. Taki stosunek miałem do tej choroby. Ale udało się. Jednak muszę pamiętać, że może mnie ona znów zdominować tak jak kiedyś, czasami miewam drobne nawroty, ale w końcu sobie uświadamiam, że zaczyna znów dominować i przekonuję sam siebie, że te zachowania nie mają sensu, nic nie dadzą, wszystko wraca do normy Przepraszam za ewentualne niespójności w tekście