01 Lip 2014, Wto 17:44, PID: 400350
Witam wszystkich, mam 21 lat i pochodzę z woj. lubelskiego. Forum to naprawdę bardzo mi pomogło, więc i ja może coś dołączę od siebie, przy okazji pytając co dalej robić ze swym życiem.
Od początku życia nigdy nie przepadałem za obcymi, często się chowałem gdy ktoś przyszedł a odebrać telefon to było już mega przeżycie. Ale jednak całą podstawówkę wspominam wspaniale, wieś, mała klasa, 4 dziewczyny i 4 chłopców w klasie. I nagle nadszedł czas gimnazjum. Wszystkie osoby z mojej podstawówki poszły do tego samego lecz, ktoś ubzdurał sobie by każda podstawówkę z tej gminy podzielić na kilka klas. Musiałem rozstać się z najlepszymi przyjaciółmi, ale to jeszcze wtedy nie było zbytnim problemem, poznałem nowych ludzi, nie zawsze fajnych ale jednak. Nie byłem jakiś mega śmiały ale też i nie siedziałem ciągle w kącie. Najgorsze przyszło gdy musiałem wybrać dalszą szkołę. Poszedłem do liceum, w którym jedyną osobą, która nie chodziła do miejscowego gimnazjum a teraz znaleźli się w mojej klasie byłem ja (klasa jedyna w roczniku). 34 zupełnie obce osoby (doskonale się ze sobą znające) i ja. A ja cichutki siedzę sobie na początku, nie wiem nawet jak zagadać do kogoś. Pierwsza lekcja i trzeba opowiedzieć coś o sobie. Oczywiście ja jako pierwszy . To ja wstałem, wszyscy oczy we mnie, ja już cały mokry od potu ledwo kilka słów powiedziałem i róznie to bywało, poznawałem jakichś tam kolegów itp. Jedyne co mnie ratowało to sport bo w prawie każdej dyscyplinie reprezentowałem szkołę i dzięki temu przynajmniej byłem jako tako uważany. No ale pójście na dyskotekę szkolną czy studniówkę to była masakra za nic bym się nieodważył (tej studniówki, jak mi jest jej żal teraz ) ale wtedy gdy pomyślałbym o tym że muszę zaprosić dziewczynę po prostu, całego oblewał mnie pot.
Przypadkiem, chyba w lutym, miałem pielgrzymkę klasową do Częstochowy, normalnie bym nie jechał na wycieczkę ale do Częstochowy jednak pojechałem. I właśnie dzień przed pielgrzymką, nie pamiętam nawet jak, wykręciłem sobie nogę w stawie skokowym (to nawet nie wykręcenie tylko mocne wygięcie). Niby nic nie było widać ale ból był cholerny. Mama dała mi wtedy takie lekarstwo przeciwbólowe abym jakoś wytrzymał na pielgrzymce.
I nagle: wsiadam do autobusu z jakimś tam kolegą, jest kijowo jak zawsze, aż tu nagle świat staje się piękny. Ja się niczego nie boję, nawijam do tego kolesia, rozmawiam z innymi, nogi też nie czuję prawie w ogóle. Byłem jakby w innym świecie, wspanialszym.
I załapałem że to chodziło o tą tabletkę. Potem gdy jeszcze chodziłem do szkoły podkradałem te tabletki mamie i zaczął się najpiękniejszy czas w moim zyciu. Wszystko wydawało mi się możliwe. Matura szczególnie ustna poszła perfekcyjnie. W wakacje przestałem i znów ten nastrój powrócił, wszystko do niczego, pot na całym ciele gdy kogoś spotkam, bałem się do głupiego sklepu pójść.
Na szczęście (lub nie) udało mi sie znaleźć sposób na zdobycie tego leku. Jest on wypisywany na receptę i podobno uzależnia. Na studia znów wszedłem pewnym krokiem i tak jest do dziś. Nie czuję się inny, rozmawiam z każdym, nawet z dziewczynami, poznałem dziewczynę, byłem z nią w kinie i na weselu i bawiłem się świetnie. Dawki jakie stosowałem były bardzo różne w zależnosci od sytuacji, od 1 tabletki w zwykły dzień do ok. 5 w stresujący. Max. to było 12 ale to było wesele i przyjmowane w różnym czasie.
I teraz wakacje, chcę przestać - przestanę bez problemu, tylko nastrój powraca mogę żyć tylko co to za życie i nie wiem co mam robić, czuję że rosnie mi tolerancja, ta sama dawka nie działa już nie działa tak samo
Od początku życia nigdy nie przepadałem za obcymi, często się chowałem gdy ktoś przyszedł a odebrać telefon to było już mega przeżycie. Ale jednak całą podstawówkę wspominam wspaniale, wieś, mała klasa, 4 dziewczyny i 4 chłopców w klasie. I nagle nadszedł czas gimnazjum. Wszystkie osoby z mojej podstawówki poszły do tego samego lecz, ktoś ubzdurał sobie by każda podstawówkę z tej gminy podzielić na kilka klas. Musiałem rozstać się z najlepszymi przyjaciółmi, ale to jeszcze wtedy nie było zbytnim problemem, poznałem nowych ludzi, nie zawsze fajnych ale jednak. Nie byłem jakiś mega śmiały ale też i nie siedziałem ciągle w kącie. Najgorsze przyszło gdy musiałem wybrać dalszą szkołę. Poszedłem do liceum, w którym jedyną osobą, która nie chodziła do miejscowego gimnazjum a teraz znaleźli się w mojej klasie byłem ja (klasa jedyna w roczniku). 34 zupełnie obce osoby (doskonale się ze sobą znające) i ja. A ja cichutki siedzę sobie na początku, nie wiem nawet jak zagadać do kogoś. Pierwsza lekcja i trzeba opowiedzieć coś o sobie. Oczywiście ja jako pierwszy . To ja wstałem, wszyscy oczy we mnie, ja już cały mokry od potu ledwo kilka słów powiedziałem i róznie to bywało, poznawałem jakichś tam kolegów itp. Jedyne co mnie ratowało to sport bo w prawie każdej dyscyplinie reprezentowałem szkołę i dzięki temu przynajmniej byłem jako tako uważany. No ale pójście na dyskotekę szkolną czy studniówkę to była masakra za nic bym się nieodważył (tej studniówki, jak mi jest jej żal teraz ) ale wtedy gdy pomyślałbym o tym że muszę zaprosić dziewczynę po prostu, całego oblewał mnie pot.
Przypadkiem, chyba w lutym, miałem pielgrzymkę klasową do Częstochowy, normalnie bym nie jechał na wycieczkę ale do Częstochowy jednak pojechałem. I właśnie dzień przed pielgrzymką, nie pamiętam nawet jak, wykręciłem sobie nogę w stawie skokowym (to nawet nie wykręcenie tylko mocne wygięcie). Niby nic nie było widać ale ból był cholerny. Mama dała mi wtedy takie lekarstwo przeciwbólowe abym jakoś wytrzymał na pielgrzymce.
I nagle: wsiadam do autobusu z jakimś tam kolegą, jest kijowo jak zawsze, aż tu nagle świat staje się piękny. Ja się niczego nie boję, nawijam do tego kolesia, rozmawiam z innymi, nogi też nie czuję prawie w ogóle. Byłem jakby w innym świecie, wspanialszym.
I załapałem że to chodziło o tą tabletkę. Potem gdy jeszcze chodziłem do szkoły podkradałem te tabletki mamie i zaczął się najpiękniejszy czas w moim zyciu. Wszystko wydawało mi się możliwe. Matura szczególnie ustna poszła perfekcyjnie. W wakacje przestałem i znów ten nastrój powrócił, wszystko do niczego, pot na całym ciele gdy kogoś spotkam, bałem się do głupiego sklepu pójść.
Na szczęście (lub nie) udało mi sie znaleźć sposób na zdobycie tego leku. Jest on wypisywany na receptę i podobno uzależnia. Na studia znów wszedłem pewnym krokiem i tak jest do dziś. Nie czuję się inny, rozmawiam z każdym, nawet z dziewczynami, poznałem dziewczynę, byłem z nią w kinie i na weselu i bawiłem się świetnie. Dawki jakie stosowałem były bardzo różne w zależnosci od sytuacji, od 1 tabletki w zwykły dzień do ok. 5 w stresujący. Max. to było 12 ale to było wesele i przyjmowane w różnym czasie.
I teraz wakacje, chcę przestać - przestanę bez problemu, tylko nastrój powraca mogę żyć tylko co to za życie i nie wiem co mam robić, czuję że rosnie mi tolerancja, ta sama dawka nie działa już nie działa tak samo