26 Maj 2016, Czw 22:20, PID: 545578
Powodzenia
26 Maj 2016, Czw 22:20, PID: 545578
Powodzenia
04 Cze 2016, Sob 9:02, PID: 548451
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Cze 2016, Sob 9:48 przez nieszczęśliwa.)
Ale byłam naiwna.W Polsce boję się odzywać do ludzi, a myślałam, że za granicą, bez znajomości języka-angielski w stopniu podstawowym, serbski też-będę lgnąć do ludzi, żeby się sprawdzić.Niby nie było źle, bo podstawowe rzeczy załatwiałam, ale z każdym kolejnym niezrozumieniem nakręcałam się.Na końcu doszło do tego, że nawet w zwykłym samoobsługowym sklepie trzęsłam się ze strachu, że nic nie zrozumiem i już odpuszczałam wchodzenia gdziekolwiek.
Odechciało mi się już zagranicznych wakacji
10 Cze 2016, Pią 14:37, PID: 550162
Dla mnie akurat kontakt z ludźmi za granicą był dość komfortowy. Byłem we Francji i dogadywałem się tam łamanym angielskim, paroma słówkami z francuskiego i na migi :-) Wydaje mi się, że powodem braku stresu była świadomość, że nikt nie będzie się mnie szczegółowo o nic pytał (o życie prywatne itp).
10 Cze 2016, Pią 14:57, PID: 550170
Też czasem nie czuję stresu w sytuacji z człowiekiem którego prawdopodobnie już nigdy nie spotkam, kiedyś potrafiłem sobie fajnie porozmawiać przed egzaminem na prawko w poczekalni z obcym chłopakiem.
13 Gru 2016, Wto 1:36, PID: 601517
Ja na wakacje wyjeżdzałem i wyjeżdzam w sumie co roku w samotne klilkudniowe podróże po Europie i po Polsce. Nie mam problemu z dogadaniem si z ludzmi, najgorsza była chyba sytuacja gdy nawaliło mi auto w Niemczech w piątek, 1200 km od domu ale na szczescie ubezpieczenie mialem wiec dostalem Hotel w Stuttgarcie i jeszcze sobie przy okazji pozwiedzalem miasto....ja np uwielbiam podróże iw tedy nie mam problemu zgadaniem z ludzmi, najgorzej jest gdy sie z ludzmi pracuje np
13 Gru 2016, Wto 18:03, PID: 601635
wujoo, inspirująca historia zawsze chciałam podróżować, zwiedzać, nigdy nie było ani czasu, ani pieniędzy, zawsze jakaś wymówka się znalazła. A potem będzie na starość plucie sobie w brodę
U mnie to raczej byłyby pociągi/ew.samolot i plecak. Korzystał ktoś z was ze strony couchsurfing?
06 Cze 2017, Wto 7:36, PID: 704085
Wyjeżdżałem od niepamiętnych czasów do rodziny na wieś. Od kiedy zacząłem chodzić do szkoły, to na wakacje. Było fajnie bawić się z innymi rówieśnikami. Po wielu latach to się zmieniło. Teraz wszyscy pracują na gospodarstwie. Przestałem tam przyjeżdżać. Teraz na wakacje nie wyjeżdżam na dłużej niż jeden dzień. Zwiedzam miejscowości na rowerze i to mi na razie wystarczy. Też przebywam całe dnie na wsi i za każdym razem gdzie indziej. Kiedyś kolega mnie namawiał, żebym pojechał z nim i jego dziewczyną pod namiot na Mazury. Łatwo sobie wyobrazić mnie w roli piątego koła lub przyzwoitki, więc odmówiłem.
08 Cze 2017, Czw 7:14, PID: 704170
Kiedyś jeździłem z rodzicami pod namiot nad morze lub jezioro. Kilka razy byłem z wujkiem za granicą. Było fajnie, lecz teraz, gdy to ja musiałbym organizować, to wymiękam.
W lutym, po 7 latach nie wyjeżdżania nigdzie, pojechałem z dziewczyną w góry na 3 dni. Było tak sobie. Ona wszystko załatwiła i ogarnęła. Ja jedynie chodziłem do sklepu i udało mi się samemu narty wypożyczyć. Za miesiąc jedziemy na Mazury n tydzień, też ona wszystko ogarnęła. Fajnie jest mieć taką dziewczynę.
08 Cze 2017, Czw 11:58, PID: 704181
08 Cze 2017, Czw 12:00, PID: 704182
09 Cze 2017, Pią 2:06, PID: 704228
19 Cze 2017, Pon 17:14, PID: 705035
Jako że zbliża się sezon wakacyjny, to pozwolę sobie umieścić swój pierwszy post w tym temacie i przy okazji podzielić się fobiczno-wyjazdową historią.
Było to kilka lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do gimnazjum (bardzo ciężki dla mnie czas zarówno w szkole jak i w domu). Moje miasto od lat prowadzi program wymiany młodzieży z miastami partnerskimi. Wygląda to tak że grupa z Polski jedzie do X a grupa z X przyjeżdża do Polski (czyli coś w rodzaju obozu). Status poniekąd uprzywilejowany ma wyjazd do Francji - tam znaczna część grupy zostaje wybrana przez szkołę i wyjazd jest formą nagrody za oceny i inne osiągnięcia. Co więcej - połowę ceny pokrywa wówczas urząd miejski. Żeby za bardzo nie rozwlekać - zostałam wybrańcem i byłam tym faktem absolutnie przerażona. W końcu dałam się przekonać, bo to miał być "obóz dla kujonów" (no i okazja do zobaczenia wcale sporego kawałka Francji za niewielką cenę). W praktyce polowa grupy to były dzieciaki płacące całą kwotę a "kujony" okazały się dość typowymi piętnastolatkami - miłośnikami imprez xC . Na szczęście znalazłam tam dwie dziewczyny o w miarę spokojnym usposobieniu, bo inaczej wspominałabym ten wyjazd jako kompletną udrękę. W każdym razie przeżyłam te 3 tygodnie i już nigdy nie pojechałam na żaden obóz. Obecnie - z perspektywy czasu - nie żałuję ;)
14 Kwi 2018, Sob 0:11, PID: 741359
Jeździłem z rodzicami od 19-go roku życia przez kilka lat w góry na kilka dni
Na jednym z wyjazdów omal bym nie załatwił potrzeby fizjologicznej do bidetu, pierwszy raz zobaczyłem bidet i myślałem, że to kibel Za granicą bywaliśmy tylko w przygranicznych rejonach Czech i Słowacji Wyjazd samemu z jednej strony kuszący, latem pewien bus do jednej z górskich miejscowości staje wręcz w pobliżu mojego bloku, tylko wsiąść, zapłacić i jechać. Ale oprócz fobii na drodze stoją duże problemy z orientacją w nowym terenie. Nie mógłbym poruszać się po nowym terenie tak, jak pozostali, potrzeba by było bardzo dużo czasu na nauczenie mojego mózgu "obsługi" nowego terenu.
27 Lut 2019, Śro 19:09, PID: 784203
Ja do momentu ukończenia osiemnastki jeździłem z rodzicami na wczasy w góry, nad morze i raz na mazury. Jakoś w okresie przedszkola było nieźle, poznawałem dzieci w tych ośrodkach wypoczynkowych i z nimi się bawiłem całymi dniami. Potem to wędrówki górskie i brak rówieśników w pensjonatach. Raz w życiu byłem też na obozie/kolonii po ukończeniu gimnazjum. W pokoju wylądowałem z totalnymi z+$ibk2 umysłowymi którzy mnie [s]w+$ibku na każdym kroku jak mnie nie było w pokoju rozpoczynając od podpierdalania mi ubrań kończąc na podpierdalaniu baterii od fona czy też zastraszania mnie wyrzucaniem ubrań przez okno. Śmiecili mi też w łóżku, robili sobie z niego chlew. Dostawałem totalnej $ibku siedząc z nimi dlatego wyniosłem się do innych ludzi młodszych 4-5 lat z którymi można było posiedzieć bez stresu i napinki. Dzień wcześniej zwiałem stamtąd a oni musieli sprzątać po sobie w moim łóżku. Po czasie mam odczucie że siedziałem z grypsami w pokoju... Z obozu pamiętam też że bardzo mało przebywałem na plaży tylko głównie nad jeziorem bo to był windsurfing. Gdzieś pod koniec obozu wylądowałem na środku jeziora i jakoś wróciłem o własnych siłach na brzeg. Bardzo się rozczarowałem bo nie poznałem żadnych koleżanek, trafiłem do pokoju z debilami a dobre mordki były w innych pokojach ;| No i zdecydowanie za mało czasu na plaży tylko trening za treningiem i miasto.
|
|