09 Lis 2014, Nie 19:34, PID: 419782
Witajcie!
Piszę ten post mając na uwadze fakt, że najpewniej większość ludzi, którzy czują się już lepiej opuszcza Was, bez powiadomienia o swoich sukcesach. Niestety forum ma swoje wady. Jest przesiąknięte bólem, a mało w nim informacji pozytywnych. Mało nadziei.
Z nerwicą da się żyć. Dlaczego piszę że da się z nią żyć, a nie że wyleczyłem się z niej? Po terapiach właśnie to osiągnąłem. Zaleczenie choroby na takim poziomie, abym mógł być szczęśliwym człowiekiem. Osiągnąłem bardzo dużo i na tym się skupię. Przykłady można mnożyć. Zaczynając od czynności dnia codziennego jak np. relacje z rodziną, dziewczyną, w pracy, zakupy, po kiedyś dla mnie ekstrema jak wizyta u fryzjera, w kościele czy spotkania ze znajomymi. Występuje tu logiczna zależność: im częściej mam z czymś do czynienia, tym lepiej sobie z tym radzę. Z niektórymi rzeczami świetnie, z niektórymi gorzej, ale zawsze radzę sobie. Szczerze, to z tylko jedna rzeczą mam problem, z tą której nie przepracowałem na terapii. Ze studiami. Była to świadoma decyzja moja i terapeutki. Studiuję zaocznie, niedługo studia skończę, więc nasza decyzja była taka, a nie inna.
Nerwicę porównałbym do alergii. Niektórzy mają do niej predyspozycje, ale nie muszą wcale być na coś uczuleni. Choroba rozwija się w sprzyjających temu okolicznościach. Ja mam alergię na ludzi, ale mogłem mieć na szereg innych rzeczy. Najpewniej z alergii nie można całkowicie się wyleczyć, ale można się odczulić. Ja właśnie, dzięki terapii odczuliłem się na ludzi. Predyspozycje odziedziczyłem w genach. Chora babcia od strony ojca, chory ojciec, nadopiekuńcza matka. W takich okolicznościach praktycznie nie mogło być inaczej, choroba miała bardzo duże prawdopodobieństwo na rozwinięcie się. I tak się stało.
Na szczęście było tak źle, że musiałem się leczyć. Z perspektywy lat piszę „na szczęście”. Dzięki temu jestem innym człowiekiem, moje życie jest lepsze i zatrzymam zaklęty krąg błędów wychowawczych. Mogłem podporządkować swoje życie chorobie, być przez nią zniewolony, rzucić studia, podkulać ogon w pracy, terroryzować najbliższych, ale na szczęście było tak źle, ze musiałem coś z tym zrobić. I zrobiłem.
Na przestrzeli lat pracowałem nad sobą z trzema terapeutkami. Z przyczyn losowych dwie terapie musiałem przerwać. Dopiero za trzecim razem osiągnąłem sukces. Niektórzy może zaklinają los i mówią: zobaczymy za rok, za dwa. Jeżeli wydarzy się coś z czym sobie nie poradzę, to wrócę do terapii, rozwiążę nowy problem i wyjdę z tego. Nikt nie radzi sobie ze wszystkim. I teraz się potykam, jednak zaraz potem idę wyprostowany. Pisałem, z nerwicą da się żyć, ona jest we mnie i ja to wiem, ale to moje życie, ja nim ostatecznie kieruję, a nie moja podświadomość. Wracając do terapii, zacząłem od analitycznej, z której nie byłem zadowolony (nazwałem to praniem mózgu, ponieważ rzeczy działy się poza mną), a skończyłem na podobno najskuteczniejszej w przypadku fobii - behawioralno-poznawczej. Dzięki niej wiele zrozumiałem, byłem czynnym uczestnikiem leczenia, nabyłem szeregu umiejętności i wiedzy.
Dodatkowo swój sukces spotęgowałem dzięki lekturze książek poświęconych asertywności. Dzięki terapii nabyłem możliwości, ale nie umiejętności w tym zakresie. Wystarczyło parę książek i zarówno komunikacja jak i podejście moje i do mnie diametralnie, z dnia na dzień zmieniło się. Utkwiło mi w głowie szczególnie jedno zdanie: jeżeli sam nie wyznaczysz granic, to ludzie zrobią to za Ciebie.
Wielu rzeczy nie napisałem, nie mniej napisałem te najważniejsze i mam nadzieję przynajmniej niektórym z Was dam nadzieję. To jest mój ostatni temat. Nie chcę wracać do tego wszystkiego, wiem też że moje słowa często odbijałyby się od muru Waszych przekonań, a część z Was nieświadomie wciągałaby mnie z powrotem. Dziękuję tym z Was, którzy mi pomogli.
Bądźcie wytrwali, a osiągniecie szczęście.
Piszę ten post mając na uwadze fakt, że najpewniej większość ludzi, którzy czują się już lepiej opuszcza Was, bez powiadomienia o swoich sukcesach. Niestety forum ma swoje wady. Jest przesiąknięte bólem, a mało w nim informacji pozytywnych. Mało nadziei.
Z nerwicą da się żyć. Dlaczego piszę że da się z nią żyć, a nie że wyleczyłem się z niej? Po terapiach właśnie to osiągnąłem. Zaleczenie choroby na takim poziomie, abym mógł być szczęśliwym człowiekiem. Osiągnąłem bardzo dużo i na tym się skupię. Przykłady można mnożyć. Zaczynając od czynności dnia codziennego jak np. relacje z rodziną, dziewczyną, w pracy, zakupy, po kiedyś dla mnie ekstrema jak wizyta u fryzjera, w kościele czy spotkania ze znajomymi. Występuje tu logiczna zależność: im częściej mam z czymś do czynienia, tym lepiej sobie z tym radzę. Z niektórymi rzeczami świetnie, z niektórymi gorzej, ale zawsze radzę sobie. Szczerze, to z tylko jedna rzeczą mam problem, z tą której nie przepracowałem na terapii. Ze studiami. Była to świadoma decyzja moja i terapeutki. Studiuję zaocznie, niedługo studia skończę, więc nasza decyzja była taka, a nie inna.
Nerwicę porównałbym do alergii. Niektórzy mają do niej predyspozycje, ale nie muszą wcale być na coś uczuleni. Choroba rozwija się w sprzyjających temu okolicznościach. Ja mam alergię na ludzi, ale mogłem mieć na szereg innych rzeczy. Najpewniej z alergii nie można całkowicie się wyleczyć, ale można się odczulić. Ja właśnie, dzięki terapii odczuliłem się na ludzi. Predyspozycje odziedziczyłem w genach. Chora babcia od strony ojca, chory ojciec, nadopiekuńcza matka. W takich okolicznościach praktycznie nie mogło być inaczej, choroba miała bardzo duże prawdopodobieństwo na rozwinięcie się. I tak się stało.
Na szczęście było tak źle, że musiałem się leczyć. Z perspektywy lat piszę „na szczęście”. Dzięki temu jestem innym człowiekiem, moje życie jest lepsze i zatrzymam zaklęty krąg błędów wychowawczych. Mogłem podporządkować swoje życie chorobie, być przez nią zniewolony, rzucić studia, podkulać ogon w pracy, terroryzować najbliższych, ale na szczęście było tak źle, ze musiałem coś z tym zrobić. I zrobiłem.
Na przestrzeli lat pracowałem nad sobą z trzema terapeutkami. Z przyczyn losowych dwie terapie musiałem przerwać. Dopiero za trzecim razem osiągnąłem sukces. Niektórzy może zaklinają los i mówią: zobaczymy za rok, za dwa. Jeżeli wydarzy się coś z czym sobie nie poradzę, to wrócę do terapii, rozwiążę nowy problem i wyjdę z tego. Nikt nie radzi sobie ze wszystkim. I teraz się potykam, jednak zaraz potem idę wyprostowany. Pisałem, z nerwicą da się żyć, ona jest we mnie i ja to wiem, ale to moje życie, ja nim ostatecznie kieruję, a nie moja podświadomość. Wracając do terapii, zacząłem od analitycznej, z której nie byłem zadowolony (nazwałem to praniem mózgu, ponieważ rzeczy działy się poza mną), a skończyłem na podobno najskuteczniejszej w przypadku fobii - behawioralno-poznawczej. Dzięki niej wiele zrozumiałem, byłem czynnym uczestnikiem leczenia, nabyłem szeregu umiejętności i wiedzy.
Dodatkowo swój sukces spotęgowałem dzięki lekturze książek poświęconych asertywności. Dzięki terapii nabyłem możliwości, ale nie umiejętności w tym zakresie. Wystarczyło parę książek i zarówno komunikacja jak i podejście moje i do mnie diametralnie, z dnia na dzień zmieniło się. Utkwiło mi w głowie szczególnie jedno zdanie: jeżeli sam nie wyznaczysz granic, to ludzie zrobią to za Ciebie.
Wielu rzeczy nie napisałem, nie mniej napisałem te najważniejsze i mam nadzieję przynajmniej niektórym z Was dam nadzieję. To jest mój ostatni temat. Nie chcę wracać do tego wszystkiego, wiem też że moje słowa często odbijałyby się od muru Waszych przekonań, a część z Was nieświadomie wciągałaby mnie z powrotem. Dziękuję tym z Was, którzy mi pomogli.
Bądźcie wytrwali, a osiągniecie szczęście.