11 Sty 2015, Nie 16:45, PID: 429312
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Sty 2015, Nie 16:50 przez tyna223.)
Witam, jestem nowa na forum. Nie będe zamęczać wstepem, bo myślę że większość z użytkowników ma tak samo.
Całkiem niedawno odkryłam, że prawdopodobnie fobia społeczna dotyczy także i mnie, w niektórych aspektach.
Ogólnie, nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów, odzywaniem się w grupie, fakt jestem z natury spokojna niektórzy odbierają mnie jako cichą.
No więc, ze mną jest tak, że boje się nowych sytaucji, tzn musze wiedzieć, co dokładnie mnie czeka. Może przytocze przykład, bo nie umiem jasno tego wytlumaczyć. Siedze z koleżanką w nienanym pubie, chce iśc do łazienki, nie wiem gdzie ona jest, i mam taka obawe przed pójściem, że nie trafie tam, wejde gdzie indziej, pomyle drzwi,a ktoś to zobaczy i będzie wstyd. O dziwo, na pozór gorszych rzeczy, np rozmowy z wykładowcami, załatwianie czegoś mnie nie przeraża, po prostu jest to normlaną rzeczą dla mnie.
Druga sprawa, telefon.Moja wielka zmora od zawsze.
Gdy mam coś zalatwić telefonicznie to nastawiam się mentalnie kilka godzin, układam sobie scenariusze w głowie (wiem, że na forum jest taki temat).
NO i teraz to czego dotyczy mój temat. Obecnie mieszkam w akademiku.
Niby wszystko okej, do braku intymności już przywykłam, ale jest jedną dobijająca mnie rzecz- wspólna kuchnia.
Robie wszystko byle do niej nie iśc, gdy są tam ludzie, ktorzy się znają,rozmawiają ze sobą itd.
Ja znam tylko garstkę osób z akademika. Po prostu jest to dla mnie straszne, gdy musze wejśc do tej cholernej kuchni, gdy jest tam sporo osób, np gotujących razem rozmawiającychl, żatujących sobie. Nie wiem, czy to przez to, że ich słabo znam, i gdy znałabym ich lepiej nie miałabym tego problemu. Jeszcze pól biedy,gdy są akurat osoby,ktore nie rozmawiają między sobą, tylko po prsotu gotują, wtedy jest komfortowo, cześc cześć i robisz swoje.
Chodzi o to, że czuje się wtedy jak taki dzikus, bo wypada odezwać się chociaż kilkoma zdaniami oprócz cześć,a ja wchodze, skrępowana robie swoje i mam wrażenie, że ludzie mają mnie w tej sytaucji za jakiegoś dzikusa, ktory nawet się nie odezwie i jest mi bardzo głupio.
Najgorsze jest to, że jak juz muszę tam iść, to nasłuchuje,czy dobiegają stamtad jakieś glosy, jak wydaje mi się, że nikogo już tam nie ma, wtedy dopiero ide.
Najwiekszy stres wywoluje mnie to to, że nie wiem kto tam dokładnie jest, co tam się dzieje itd.
Najzabawniejsze jest to, że jak już mówilam- w czasie jakichś imprez tam czuje się normlanie, albo gdy mam iść do czyjegos pokoju po coś, bez problemu,a wejście do kuchni wywoluje u mnie taki stres...
Co o tym sądzicie? Jest jakiś sposób by to pokonać? Bardzo mi to utrudnia życie... Czy takie coś można podpiąc pod osobowośc unikającą?
Całkiem niedawno odkryłam, że prawdopodobnie fobia społeczna dotyczy także i mnie, w niektórych aspektach.
Ogólnie, nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów, odzywaniem się w grupie, fakt jestem z natury spokojna niektórzy odbierają mnie jako cichą.
No więc, ze mną jest tak, że boje się nowych sytaucji, tzn musze wiedzieć, co dokładnie mnie czeka. Może przytocze przykład, bo nie umiem jasno tego wytlumaczyć. Siedze z koleżanką w nienanym pubie, chce iśc do łazienki, nie wiem gdzie ona jest, i mam taka obawe przed pójściem, że nie trafie tam, wejde gdzie indziej, pomyle drzwi,a ktoś to zobaczy i będzie wstyd. O dziwo, na pozór gorszych rzeczy, np rozmowy z wykładowcami, załatwianie czegoś mnie nie przeraża, po prostu jest to normlaną rzeczą dla mnie.
Druga sprawa, telefon.Moja wielka zmora od zawsze.
Gdy mam coś zalatwić telefonicznie to nastawiam się mentalnie kilka godzin, układam sobie scenariusze w głowie (wiem, że na forum jest taki temat).
NO i teraz to czego dotyczy mój temat. Obecnie mieszkam w akademiku.
Niby wszystko okej, do braku intymności już przywykłam, ale jest jedną dobijająca mnie rzecz- wspólna kuchnia.
Robie wszystko byle do niej nie iśc, gdy są tam ludzie, ktorzy się znają,rozmawiają ze sobą itd.
Ja znam tylko garstkę osób z akademika. Po prostu jest to dla mnie straszne, gdy musze wejśc do tej cholernej kuchni, gdy jest tam sporo osób, np gotujących razem rozmawiającychl, żatujących sobie. Nie wiem, czy to przez to, że ich słabo znam, i gdy znałabym ich lepiej nie miałabym tego problemu. Jeszcze pól biedy,gdy są akurat osoby,ktore nie rozmawiają między sobą, tylko po prsotu gotują, wtedy jest komfortowo, cześc cześć i robisz swoje.
Chodzi o to, że czuje się wtedy jak taki dzikus, bo wypada odezwać się chociaż kilkoma zdaniami oprócz cześć,a ja wchodze, skrępowana robie swoje i mam wrażenie, że ludzie mają mnie w tej sytaucji za jakiegoś dzikusa, ktory nawet się nie odezwie i jest mi bardzo głupio.
Najgorsze jest to, że jak juz muszę tam iść, to nasłuchuje,czy dobiegają stamtad jakieś glosy, jak wydaje mi się, że nikogo już tam nie ma, wtedy dopiero ide.
Najwiekszy stres wywoluje mnie to to, że nie wiem kto tam dokładnie jest, co tam się dzieje itd.
Najzabawniejsze jest to, że jak już mówilam- w czasie jakichś imprez tam czuje się normlanie, albo gdy mam iść do czyjegos pokoju po coś, bez problemu,a wejście do kuchni wywoluje u mnie taki stres...
Co o tym sądzicie? Jest jakiś sposób by to pokonać? Bardzo mi to utrudnia życie... Czy takie coś można podpiąc pod osobowośc unikającą?