18 Sty 2015, Nie 1:21, PID: 430506
Pomijając wszystkie zwroty grzecznościowe i startery chciałbym podziękować każdemu kto zechce przeczytać te g******* kilka akapitów.
Zacznę od tego że zawsze miałem prze*****, w sumie już od dziecka (ale o tym mało, bo i po co - pewnie każdy pomyśli "minęło dużo czasu, miałeś czas by się ogarnąć" nie mając świadomości że lepszy start gwarantuje lepszą przyszłość) byłem chudym, dumnym właścicielem ksywy "okularnik" i osiedlowym pajacem, w sumie nie wiem jak i czemu do tego doszło ale jestem zwykłym frajerem i beztalenciem... no a do tego jestem całkiem brzydki co z pewnością nie ułatwia mi życia.
Nigdy nie miałem dziewczyny, ja się nawet nigdy nie lizałem co w wieku 20 lat nie jest normalne. Imprez raczej unikam (wszelkiego typu), nawet na wesela z rodzinką niechętnie chodzę bo mam 0 poczucie rytmu i nie umiem tańczyć przez co siedzę jak debil (w kontekście określenia naukowego) i grzeje krzesło kiedy normalni ludzie w moim wieku się bawią.
Co do różnych spotkań... i innych... nie umiem rozmawiać z ludźmi. Każdy gada w stylu "a ta to miła kobieta", "a tamten to miły gość" ale rzecz jasna - ludzie z którymi przebywam nie ograniczają do tego swoich tematów, potrafią także prowadzić normalne dyskusje tyle że ja jak już znajdę się w pobliżu owej to albo siedzę i słucham albo przytaknę coś, kiedyś coś tam mówiłem ale z czasem człowiek ogarnia że na marne pie***** głupoty.
A najbardziej już wku********* jest fakt że jestem brzydki i głupi. Nie potrafię znieść tego że tamten to a tamten tamto a mi - de facto - nic nie wychodzi nie mam do niczego talentu (taki trzeci sługa). Przecież życie to tabula rasa... dlaczego ja muszę zapisywać ją ołówkiem kiedy inni dostali długopisy?
Co do "nie potrafię znieść" tu nie chodzi o to że chcę wyrżnąć kogoś temu ze zrobi więcej pompek czy temu że ma lepszy zarost (wiem że starta akapitu ale zapewne ktoś by odwołał się do poprzedniego akapitu), cieszę się z sukcesów ludzi i smucę kiedy widzę ich nieszczęśliwych, po prostu wku***** mnie że w świecie kalifornizacji nie dostałem żadnego daru który pozwoliłby mi się wtopić w społeczeństwo, bach - jestem nawet grubo poniżej przeciętnej.
Niefajne jest także to że żadna kobieta się za mną nie "ogląda" co bardzo negatywnie wpływa na moje samopoczucie. Tu nie chodzi o to by do mnie leciały jak do jakiegoś lepu, po prostu chciałbym być traktowani jak przystojniejsi koledzy którzy nawet kiedy już zdarzy nam się poznać jakąś grupę zawsze są z góry na dół oblepiani spojrzeniami i cieszą się zainteresowaniem - no dobra z tym "zawsze" wyolbrzymiam no ale rozumiecie kontekst... (ok rozumiem że po 20 minutach ktoś mógłby uznać że jestem dziwakiem bo w sumie nim jestem no ale... no chyba nie po 10 sekundach?), brzydkie też się za mną nie oglądają - żeby nie było że mam jakieś wygórowane wymagania.
No i co ja mógłbym u diabła ze sobą zrobić? Heh jedyne pocieszenie to to że zostało mi statystycznie jakieś 50-60 lat życia, a zawsze mogę zginąć śmiercią męczeńską/tragiczną.
Zacznę od tego że zawsze miałem prze*****, w sumie już od dziecka (ale o tym mało, bo i po co - pewnie każdy pomyśli "minęło dużo czasu, miałeś czas by się ogarnąć" nie mając świadomości że lepszy start gwarantuje lepszą przyszłość) byłem chudym, dumnym właścicielem ksywy "okularnik" i osiedlowym pajacem, w sumie nie wiem jak i czemu do tego doszło ale jestem zwykłym frajerem i beztalenciem... no a do tego jestem całkiem brzydki co z pewnością nie ułatwia mi życia.
Nigdy nie miałem dziewczyny, ja się nawet nigdy nie lizałem co w wieku 20 lat nie jest normalne. Imprez raczej unikam (wszelkiego typu), nawet na wesela z rodzinką niechętnie chodzę bo mam 0 poczucie rytmu i nie umiem tańczyć przez co siedzę jak debil (w kontekście określenia naukowego) i grzeje krzesło kiedy normalni ludzie w moim wieku się bawią.
Co do różnych spotkań... i innych... nie umiem rozmawiać z ludźmi. Każdy gada w stylu "a ta to miła kobieta", "a tamten to miły gość" ale rzecz jasna - ludzie z którymi przebywam nie ograniczają do tego swoich tematów, potrafią także prowadzić normalne dyskusje tyle że ja jak już znajdę się w pobliżu owej to albo siedzę i słucham albo przytaknę coś, kiedyś coś tam mówiłem ale z czasem człowiek ogarnia że na marne pie***** głupoty.
A najbardziej już wku********* jest fakt że jestem brzydki i głupi. Nie potrafię znieść tego że tamten to a tamten tamto a mi - de facto - nic nie wychodzi nie mam do niczego talentu (taki trzeci sługa). Przecież życie to tabula rasa... dlaczego ja muszę zapisywać ją ołówkiem kiedy inni dostali długopisy?
Co do "nie potrafię znieść" tu nie chodzi o to że chcę wyrżnąć kogoś temu ze zrobi więcej pompek czy temu że ma lepszy zarost (wiem że starta akapitu ale zapewne ktoś by odwołał się do poprzedniego akapitu), cieszę się z sukcesów ludzi i smucę kiedy widzę ich nieszczęśliwych, po prostu wku***** mnie że w świecie kalifornizacji nie dostałem żadnego daru który pozwoliłby mi się wtopić w społeczeństwo, bach - jestem nawet grubo poniżej przeciętnej.
Niefajne jest także to że żadna kobieta się za mną nie "ogląda" co bardzo negatywnie wpływa na moje samopoczucie. Tu nie chodzi o to by do mnie leciały jak do jakiegoś lepu, po prostu chciałbym być traktowani jak przystojniejsi koledzy którzy nawet kiedy już zdarzy nam się poznać jakąś grupę zawsze są z góry na dół oblepiani spojrzeniami i cieszą się zainteresowaniem - no dobra z tym "zawsze" wyolbrzymiam no ale rozumiecie kontekst... (ok rozumiem że po 20 minutach ktoś mógłby uznać że jestem dziwakiem bo w sumie nim jestem no ale... no chyba nie po 10 sekundach?), brzydkie też się za mną nie oglądają - żeby nie było że mam jakieś wygórowane wymagania.
No i co ja mógłbym u diabła ze sobą zrobić? Heh jedyne pocieszenie to to że zostało mi statystycznie jakieś 50-60 lat życia, a zawsze mogę zginąć śmiercią męczeńską/tragiczną.