18 Mar 2015, Śro 23:14, PID: 438086
Na koniec ostatniego spotkania na terapii zadano mi pytanie: jak pan sądzi, jak zatem można by nadrobić te stracone dziesięć lat, liceum i studia?
No właśnie - nie raz na forum pisałem tu ja, albo inni, o przegapieniu okresu dorastania, o zmarnowaniu swojej młodości, niezebraniu doświadczenia, nieprzeżyciu tego wszystkiego, co dla innych jest naturalne/. Zwykle dochodziliśmy chyba do wniosku, że nie da się przecież tego odzyskać, trzeba jakoś żyć dalej... No bo, czy to możliwe?
Zastanawiałem się nad tym bardzo długo i nadal nie widzę właściwie takiej możliwości. Tworzenie sie jakichś grup znajomych i przyjaciół, funkcjonowanie w ich ramach, spotkania, wspólne dorastanie. Bycie młodym! "Niech pan pomyslli, może jakiś kurs albo coś"
Kurs? Załóżmy że tak. Pomijając fakt, że pewnie gdyby to była nauka czegos znowu skupiłbym się tylko na nauce, bo tak zawsze musiałem terroryzowany przez matkę, to... kurs z ludźmi w moim wieku? Nawet z tego jak zmieniali sie ludzie podczas studiów albo z tego co widziałem na terapii grupowej wnioskuję, że nie da sie tak nadrobić tych lat. Jak dziecko ma przeżyć bycie nastolatkiem z dorosłymi? Ja wiem - nie dosłownie. Ale ludzie w moim wieku mają pracę, zazwyczaj są w związkach, maja obowiązki. Zwykle grono jakichś znajomych i niekoniecznie szukają kogoś nowego. Przede wszyskim jednak jeśli idą się czegoś uczyć, to dlatego, bo im o potrzebne, ale nie dlatego, by potem spotkać się na piwie. Nie mają czasu. Widziałem to, jest praca, potem rodzina, albo są zmęczeni. Poza tym oni mają za sobą całe to dojrzewanie...I nie ma tego czegoś, co normalnie jest dla młodych ludzi wspólne - szkoły, studiów... Te podyplomowe to też niej est już studenckie życie.
No to szukać czegoś z młodszymi od siebie? Nie mam pomysłu co by to mogło być.Przecież jakieś aktywności dla młodzieży są zwykle tylko dla niej. Nie wiem, nawet jak wygladam jak szczyl nie mam podrobionych dokumentów z fikcyjna datą urodzenia, gdyby były potrzebne...
Ale czy uważacie, że taka sugestia w ogóle jest w porządku, ma sens? Czy faktycznie można tak do tego podejść, że to trzeba nadrobić?
Zwłaszcza, gdy dochodzi sie do wniosku, że jednak rodzina słusznie się z ciebi podśmiewa, bo najbardziej żałosne obecnie jest może nieposiadanie pracy. Brak samodzielności.
No właśnie - nie raz na forum pisałem tu ja, albo inni, o przegapieniu okresu dorastania, o zmarnowaniu swojej młodości, niezebraniu doświadczenia, nieprzeżyciu tego wszystkiego, co dla innych jest naturalne/. Zwykle dochodziliśmy chyba do wniosku, że nie da się przecież tego odzyskać, trzeba jakoś żyć dalej... No bo, czy to możliwe?
Zastanawiałem się nad tym bardzo długo i nadal nie widzę właściwie takiej możliwości. Tworzenie sie jakichś grup znajomych i przyjaciół, funkcjonowanie w ich ramach, spotkania, wspólne dorastanie. Bycie młodym! "Niech pan pomyslli, może jakiś kurs albo coś"
Kurs? Załóżmy że tak. Pomijając fakt, że pewnie gdyby to była nauka czegos znowu skupiłbym się tylko na nauce, bo tak zawsze musiałem terroryzowany przez matkę, to... kurs z ludźmi w moim wieku? Nawet z tego jak zmieniali sie ludzie podczas studiów albo z tego co widziałem na terapii grupowej wnioskuję, że nie da sie tak nadrobić tych lat. Jak dziecko ma przeżyć bycie nastolatkiem z dorosłymi? Ja wiem - nie dosłownie. Ale ludzie w moim wieku mają pracę, zazwyczaj są w związkach, maja obowiązki. Zwykle grono jakichś znajomych i niekoniecznie szukają kogoś nowego. Przede wszyskim jednak jeśli idą się czegoś uczyć, to dlatego, bo im o potrzebne, ale nie dlatego, by potem spotkać się na piwie. Nie mają czasu. Widziałem to, jest praca, potem rodzina, albo są zmęczeni. Poza tym oni mają za sobą całe to dojrzewanie...I nie ma tego czegoś, co normalnie jest dla młodych ludzi wspólne - szkoły, studiów... Te podyplomowe to też niej est już studenckie życie.
No to szukać czegoś z młodszymi od siebie? Nie mam pomysłu co by to mogło być.Przecież jakieś aktywności dla młodzieży są zwykle tylko dla niej. Nie wiem, nawet jak wygladam jak szczyl nie mam podrobionych dokumentów z fikcyjna datą urodzenia, gdyby były potrzebne...
Ale czy uważacie, że taka sugestia w ogóle jest w porządku, ma sens? Czy faktycznie można tak do tego podejść, że to trzeba nadrobić?
Zwłaszcza, gdy dochodzi sie do wniosku, że jednak rodzina słusznie się z ciebi podśmiewa, bo najbardziej żałosne obecnie jest może nieposiadanie pracy. Brak samodzielności.