06 Kwi 2015, Pon 2:00, PID: 440734
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Kwi 2015, Pon 2:10 przez mql.)
Witam. Przed chwilą założyłam konto na tym forum, ponieważ widzę, że dużo osób się tutaj wypowiada, a pilnie potrzebuję porady.
Od 6 miesięcy regularnie biegam, chociaż raczej tego biegiem nazwać nie można, bo jest to po prostu męczenie się, ciągła walka o kolejny oddech i rozglądanie się naokoło, czy czasem ktoś nie nadchodzi.
Od dziecka wolałam spędzać czas sama, bo kontakty z innymi mnie nudziły. Dzieciaki ze szkół zawsze wydawały mi się dziecinne i jakieś dziwne. Zawsze ludzie uważali mnie za starszą, niż byłam, a i ja sama czułam się doroślej. Teraz mam 20 lat, a czuję się jakbym miała z co najmniej 40tke. Nie mam znajomych, co praktycznie mi nie przeszkadza, ale jednak czasem chcę gdzieś wyjść w wolnym czasie, a nie mam z kim. Jeśli już gdzieś idę, to do małego sklepu po zakupy, albo pod blok z psem.. no i co jakiś czas jeszcze do pracy.
Zakupy robię poprzez internet, bo jak wchodzę do jakiejś galerii, to od razu panikuję. Czuję jakby każda obecna tam osoba obserwowała każdy mój ruch i oceniała mnie (oczywiście negatywnie). Jak idę tam z kimś, to już tego uczucia nie mam.
Jeśli podczas spaceru z psem, albo stania w kolejce w sklepie, ktoś zaczyna ze mną rozmowę, to chcę, żeby to jak najszybciej się skończyło i żebym mogła się skupić na swoich myślach. Męczą mnie bezsensowne rozmowy i narzekania i nie mam wtedy zazwyczaj niczego do powiedzenia. Zanim coś powiem, to zastanowię się, czy się nie ośmieszę, więc zazwyczaj jest za późno na odpowiedź.
Podczas PRÓBY biegu ciągle mam wrażenie, że ludzie na mnie patrzą z okien. Nawet jak pójdę biegać o 4 nad ranem. Poza tym biegam tylko jak jest ciemno, bo inaczej wiadomo, że więcej ludzi będzie mnie mijać. Naprawdę nie wiem jak ja te 6 miesięcy przetrwałam. Na początku niby jest ok. Zaczynam biec, spokojny oddech nad którym mam kontrolę i pozytywne myśli, że jest wszystko w porządku i nikogo nie ma. Ale po tej myśli już jest gorzej. Wtedy zaczynają się myśli typu: "A co, jeśli ktoś za mną idzie?", "Dlaczego znowu mam nieregularny oddech, przecież na pół miasta mnie słychać.", "Ja dalej nie dobiegnę! Już w ogóle nie mogę złapać oddechu.".
Najpierw staram się nie myśleć o tym w jaki sposób oddycham, ale jednak po paru chwilach kończą mi się tematy do rozmyślań i słyszę tylko równy oddech, który po chwili przeradza się w zadydzkę, bo zaczynam panikować.
Podczas powrotu do domu z pracy/ze sklepu też tak czasem jest, kiedy kogoś mijam.
Na początku myślałam, że może mam coś z płucami, ale chyba jest większe prawdopodobieństwo, że jest to na tle nerwowym.
Kiedy stoję w kolejce i nikogo za mną nie ma, to jestem spokojna, ale jak widzę, że ktoś wchodzi i zaraz za mną stanie, to znowu panika. W tym momencie przesuwam się do przodu, żeby tylko oddalić się od tej osoby i czuję jak mam bardziej jakoś 'przyduszony' oddech.
To samo jest, kiedy słucham czegoś z telefonu. Mam wrażenie jakbym nie panowała wtedy nad tym, co się dzieje wokół mnie.
Odkąd pamiętam miałam myśli samobójcze, o których nikomu oczywiście nie mówiłam. Lata szkolne są najgorszym moim wspomnieniem. Wtedy nabawiłam się problemów z żołądkiem, przez które do tej pory nie mogę iść do pracy, do której chcę.
W zeszłym roku przywiozłam ze sobą psa, który trochę pomógł mi się pozbierać i czułam poprawę w samopoczuciu, ale znowu czuję się źle.
W tym roku zaczęłam medytować i widzę, że jestem w stanie lepiej panować nad problemami z żołądkiem, ale jestem przekonana, że pójście do pracy znowu tę sytuację pogorszy.
Aktualnie pracuję jako korepetytor i naprawdę lubię to zajęcie, ale jeśli wiem, że dziecko jest spokojne i jest cisza podczas zajęć, to ponownie się stresuję i chce mi się jeść. Zazwyczaj wtedy odwołuję zajęcia i wszystko zależy od tego, czy dobrze się fizycznie czuję. Cisza mnie na tyle stresuje, że nawet nie chodzę na żadne szkolenia, na które zawsze chciałam iść. Od razu wiem, że nie wytrzymam tam psychicznie. Zanim cokolwiek zrobię, to najpierw przemyślę, co się może wydarzyć i czy nie zachce mi się jeść, czy po raz kolejny nie zacznie mi się przelewać (IBS) i czy nie dostanę skurczów... Dlatego też nie prowadzę zajęć z dorosłymi - jest za cicho i nie panuję nad sobą.
Za czasów szkolnych jadłam mało, bo po paru chwilach miałam bóle. Teraz jem dosłownie co chwila, a pomimo to mam niedowagę. To tak jakby każda bardziej stresująca sytuacja miała wpływ na spalanie tego. Już widzę sytuację, kiedy muszę wysiąść do klienta (PH) i za każdym razem muszę zjeść kanapkę, bo nie wytrzymam z głodu. Tak też robię teraz i mam tego dosyć.
-------------
Trochę długi ten tekst wyszedł, ale jedynie tutaj mam możliwość zadania pytań i (mam nadzieję) otrzymania odpowiedzi, bo wizyty u psychologów zawsze kończą się płaczem i wspominaniem o przeszłości, o której naprawdę chcę zapomnieć.
I teraz pytanie, czy wyżej wymienione sytuacje kwalifikują się pod fobię społeczną, czy to może jest jeszcze coś innego?
Co ja mam zrobić z tym bieganiem? Czy ktoś ma podobne objawy i jakoś sobie z tym radzi? Ja na pewno nie zrezygnuję z biegów, bo dopóki mogę biec czuję się rewelacyjnie i w żaden sposób nie zmuszam się do tego.. Chcę tylko dalej rozwijać się w tym kierunku, a to, przez co muszę przechodzić przeszkadza mi w tym.
Gdzie ewentualnie (w ostateczności) mogłabym się zgłosić, albo lepiej w jaki sposób wy sobie z tym radzicie? Ci wszyscy 'specjaliści' naprawę zbyt dobrego wrażenia na mnie nie zrobili..
Od 6 miesięcy regularnie biegam, chociaż raczej tego biegiem nazwać nie można, bo jest to po prostu męczenie się, ciągła walka o kolejny oddech i rozglądanie się naokoło, czy czasem ktoś nie nadchodzi.
Od dziecka wolałam spędzać czas sama, bo kontakty z innymi mnie nudziły. Dzieciaki ze szkół zawsze wydawały mi się dziecinne i jakieś dziwne. Zawsze ludzie uważali mnie za starszą, niż byłam, a i ja sama czułam się doroślej. Teraz mam 20 lat, a czuję się jakbym miała z co najmniej 40tke. Nie mam znajomych, co praktycznie mi nie przeszkadza, ale jednak czasem chcę gdzieś wyjść w wolnym czasie, a nie mam z kim. Jeśli już gdzieś idę, to do małego sklepu po zakupy, albo pod blok z psem.. no i co jakiś czas jeszcze do pracy.
Zakupy robię poprzez internet, bo jak wchodzę do jakiejś galerii, to od razu panikuję. Czuję jakby każda obecna tam osoba obserwowała każdy mój ruch i oceniała mnie (oczywiście negatywnie). Jak idę tam z kimś, to już tego uczucia nie mam.
Jeśli podczas spaceru z psem, albo stania w kolejce w sklepie, ktoś zaczyna ze mną rozmowę, to chcę, żeby to jak najszybciej się skończyło i żebym mogła się skupić na swoich myślach. Męczą mnie bezsensowne rozmowy i narzekania i nie mam wtedy zazwyczaj niczego do powiedzenia. Zanim coś powiem, to zastanowię się, czy się nie ośmieszę, więc zazwyczaj jest za późno na odpowiedź.
Podczas PRÓBY biegu ciągle mam wrażenie, że ludzie na mnie patrzą z okien. Nawet jak pójdę biegać o 4 nad ranem. Poza tym biegam tylko jak jest ciemno, bo inaczej wiadomo, że więcej ludzi będzie mnie mijać. Naprawdę nie wiem jak ja te 6 miesięcy przetrwałam. Na początku niby jest ok. Zaczynam biec, spokojny oddech nad którym mam kontrolę i pozytywne myśli, że jest wszystko w porządku i nikogo nie ma. Ale po tej myśli już jest gorzej. Wtedy zaczynają się myśli typu: "A co, jeśli ktoś za mną idzie?", "Dlaczego znowu mam nieregularny oddech, przecież na pół miasta mnie słychać.", "Ja dalej nie dobiegnę! Już w ogóle nie mogę złapać oddechu.".
Najpierw staram się nie myśleć o tym w jaki sposób oddycham, ale jednak po paru chwilach kończą mi się tematy do rozmyślań i słyszę tylko równy oddech, który po chwili przeradza się w zadydzkę, bo zaczynam panikować.
Podczas powrotu do domu z pracy/ze sklepu też tak czasem jest, kiedy kogoś mijam.
Na początku myślałam, że może mam coś z płucami, ale chyba jest większe prawdopodobieństwo, że jest to na tle nerwowym.
Kiedy stoję w kolejce i nikogo za mną nie ma, to jestem spokojna, ale jak widzę, że ktoś wchodzi i zaraz za mną stanie, to znowu panika. W tym momencie przesuwam się do przodu, żeby tylko oddalić się od tej osoby i czuję jak mam bardziej jakoś 'przyduszony' oddech.
To samo jest, kiedy słucham czegoś z telefonu. Mam wrażenie jakbym nie panowała wtedy nad tym, co się dzieje wokół mnie.
Odkąd pamiętam miałam myśli samobójcze, o których nikomu oczywiście nie mówiłam. Lata szkolne są najgorszym moim wspomnieniem. Wtedy nabawiłam się problemów z żołądkiem, przez które do tej pory nie mogę iść do pracy, do której chcę.
W zeszłym roku przywiozłam ze sobą psa, który trochę pomógł mi się pozbierać i czułam poprawę w samopoczuciu, ale znowu czuję się źle.
W tym roku zaczęłam medytować i widzę, że jestem w stanie lepiej panować nad problemami z żołądkiem, ale jestem przekonana, że pójście do pracy znowu tę sytuację pogorszy.
Aktualnie pracuję jako korepetytor i naprawdę lubię to zajęcie, ale jeśli wiem, że dziecko jest spokojne i jest cisza podczas zajęć, to ponownie się stresuję i chce mi się jeść. Zazwyczaj wtedy odwołuję zajęcia i wszystko zależy od tego, czy dobrze się fizycznie czuję. Cisza mnie na tyle stresuje, że nawet nie chodzę na żadne szkolenia, na które zawsze chciałam iść. Od razu wiem, że nie wytrzymam tam psychicznie. Zanim cokolwiek zrobię, to najpierw przemyślę, co się może wydarzyć i czy nie zachce mi się jeść, czy po raz kolejny nie zacznie mi się przelewać (IBS) i czy nie dostanę skurczów... Dlatego też nie prowadzę zajęć z dorosłymi - jest za cicho i nie panuję nad sobą.
Za czasów szkolnych jadłam mało, bo po paru chwilach miałam bóle. Teraz jem dosłownie co chwila, a pomimo to mam niedowagę. To tak jakby każda bardziej stresująca sytuacja miała wpływ na spalanie tego. Już widzę sytuację, kiedy muszę wysiąść do klienta (PH) i za każdym razem muszę zjeść kanapkę, bo nie wytrzymam z głodu. Tak też robię teraz i mam tego dosyć.
-------------
Trochę długi ten tekst wyszedł, ale jedynie tutaj mam możliwość zadania pytań i (mam nadzieję) otrzymania odpowiedzi, bo wizyty u psychologów zawsze kończą się płaczem i wspominaniem o przeszłości, o której naprawdę chcę zapomnieć.
I teraz pytanie, czy wyżej wymienione sytuacje kwalifikują się pod fobię społeczną, czy to może jest jeszcze coś innego?
Co ja mam zrobić z tym bieganiem? Czy ktoś ma podobne objawy i jakoś sobie z tym radzi? Ja na pewno nie zrezygnuję z biegów, bo dopóki mogę biec czuję się rewelacyjnie i w żaden sposób nie zmuszam się do tego.. Chcę tylko dalej rozwijać się w tym kierunku, a to, przez co muszę przechodzić przeszkadza mi w tym.
Gdzie ewentualnie (w ostateczności) mogłabym się zgłosić, albo lepiej w jaki sposób wy sobie z tym radzicie? Ci wszyscy 'specjaliści' naprawę zbyt dobrego wrażenia na mnie nie zrobili..