13 Lip 2015, Pon 17:11, PID: 453928
Cześć, mam na imię Marcin i kończę w październiku 17 lat, teraz będę szedł do drugiej klasy liceum po wakacjach. To tak słowem wstępu.
Nie wiem co robić. Nie mam znajomych, dosłownie nikogo. Nie mam z kim wyjść w wakacje, nikt mnie nigdzie nie zaprasza, przez co nie mam okazji poznać nowych ludzi. Rozwiązanie wydaje się oczywiste i proste - wyjść, spróbować ludzi poznać. Ale... jak?
W szkole, w klasie jestem stosunkowo lubiany, nie mam problemów. Mimo to, zainteresowanie moich kolegów zupełnie pomijają się z moimi, nie lubię sztuk walki, samochodów czy picia na umór. Jestem raczej z tych co wolą jakieś spokojniejsze rzeczy, jak dobra książka, wędkarstwo czy... w sumie nie wiem co. Nic mnie specjalnie nie interesuje, wolny czas spędzam albo na chodzeniu bez celu (o tym zaraz), albo na ćwiczeniach fizycznych bądź trenowaniu swoich umiejętności w planowanym zawodzie (grafik komputerowy). W domu czuje się jak ryba w wodzie, bezpieczny, nikt mnie nie osądza.
Gdy już kogoś poznam, wszystko wydaje się bardzo proste. Lubię kontakt z ludźmi i czerpie satysfakcje z tej relacji, lubię rozmawiać, przebywać wśród nich. Ale to wszystko, gdy już kogoś poznam. Najpierw trzeba to zrobić. I tutaj zaczynają się schody.
Nie wiem jak mam poznać kogoś nowego. Wyjście z domu i przywitanie losowej osoby wydaje mi się takie głupie, ciągle mam wrażenie że wyszedł bym wtedy na nienormalnego. Poza tym, o czym miałbym z taką osobą rozmawiać? Czuje się nudny, niepotrzebny. Mam jej mówić ciągle o tym jak to wychodzę z domu bez celu, by przynajmniej nie gnić w domu, ale błąkam się samemu i nie mam nikogo do porozmawiania? Mało ciekawe. Boję się kogokolwiek poznać, bo czuje, że nie jestem wart poznania. Nie mam ciekawych zainteresowań, nie wychodzę co wieczór na imprezy, nie mam miliona śmiesznych historii z których ludzie się śmieją. Żeby tak mieć, trzeba mieć znajomych, a ja ich nie mam. Błędny krąg.
Naprawdę nie wiem już co mam robić. Czuję, że mam jakąś fobię czy inne , nie do końca wiem jak to ugryźć. Zazwyczaj tam gdzie chodzę spotykam ludzi na studiach, albo w grupie - o, właśnie. Strasznie boje się podchodzić do ludzi w grupkach/poznawać ich. Pojedynczo, mniejsze zło, ale w grupie... o zgrozo. I mam to nawet z ludźmi których znam i z którymi się dogaduje. Jest nas więcej, zamykam się. Totalnie. Przestaje istnieć, nie mogę się w grupie odnaleźć.
No a przecież nie będę podchodził i rozmawiał z osobami ze studiów, starszymi o parę lat, nie? O czym mają rozmawiać z takim dzieckiem? Inni których spotykam, tacy w moim wieku, są najczęściej w grupach albo z parą. Słaba okazja do poznania nowych znajomości. Naprawdę nie wiem co robić, proszę o pomoc. Cokolwiek, jakieś rady.
Nie wiem co robić. Nie mam znajomych, dosłownie nikogo. Nie mam z kim wyjść w wakacje, nikt mnie nigdzie nie zaprasza, przez co nie mam okazji poznać nowych ludzi. Rozwiązanie wydaje się oczywiste i proste - wyjść, spróbować ludzi poznać. Ale... jak?
W szkole, w klasie jestem stosunkowo lubiany, nie mam problemów. Mimo to, zainteresowanie moich kolegów zupełnie pomijają się z moimi, nie lubię sztuk walki, samochodów czy picia na umór. Jestem raczej z tych co wolą jakieś spokojniejsze rzeczy, jak dobra książka, wędkarstwo czy... w sumie nie wiem co. Nic mnie specjalnie nie interesuje, wolny czas spędzam albo na chodzeniu bez celu (o tym zaraz), albo na ćwiczeniach fizycznych bądź trenowaniu swoich umiejętności w planowanym zawodzie (grafik komputerowy). W domu czuje się jak ryba w wodzie, bezpieczny, nikt mnie nie osądza.
Gdy już kogoś poznam, wszystko wydaje się bardzo proste. Lubię kontakt z ludźmi i czerpie satysfakcje z tej relacji, lubię rozmawiać, przebywać wśród nich. Ale to wszystko, gdy już kogoś poznam. Najpierw trzeba to zrobić. I tutaj zaczynają się schody.
Nie wiem jak mam poznać kogoś nowego. Wyjście z domu i przywitanie losowej osoby wydaje mi się takie głupie, ciągle mam wrażenie że wyszedł bym wtedy na nienormalnego. Poza tym, o czym miałbym z taką osobą rozmawiać? Czuje się nudny, niepotrzebny. Mam jej mówić ciągle o tym jak to wychodzę z domu bez celu, by przynajmniej nie gnić w domu, ale błąkam się samemu i nie mam nikogo do porozmawiania? Mało ciekawe. Boję się kogokolwiek poznać, bo czuje, że nie jestem wart poznania. Nie mam ciekawych zainteresowań, nie wychodzę co wieczór na imprezy, nie mam miliona śmiesznych historii z których ludzie się śmieją. Żeby tak mieć, trzeba mieć znajomych, a ja ich nie mam. Błędny krąg.
Naprawdę nie wiem już co mam robić. Czuję, że mam jakąś fobię czy inne , nie do końca wiem jak to ugryźć. Zazwyczaj tam gdzie chodzę spotykam ludzi na studiach, albo w grupie - o, właśnie. Strasznie boje się podchodzić do ludzi w grupkach/poznawać ich. Pojedynczo, mniejsze zło, ale w grupie... o zgrozo. I mam to nawet z ludźmi których znam i z którymi się dogaduje. Jest nas więcej, zamykam się. Totalnie. Przestaje istnieć, nie mogę się w grupie odnaleźć.
No a przecież nie będę podchodził i rozmawiał z osobami ze studiów, starszymi o parę lat, nie? O czym mają rozmawiać z takim dzieckiem? Inni których spotykam, tacy w moim wieku, są najczęściej w grupach albo z parą. Słaba okazja do poznania nowych znajomości. Naprawdę nie wiem co robić, proszę o pomoc. Cokolwiek, jakieś rady.