16 Maj 2015, Sob 3:25, PID: 445858
Normalnie jestem całkiem zaradną osobą, potrafię szybko dostosować się do panujących warunków, załapać klimat, oswoić się z czymś... Oczywiście, jeśli tylko trafię na normalnych ludzi, z którymi miło mi rozmawiać. Wtedy przełamywanie lodów jest stopniowe i łatwe.
Mój problem polega na tym, że od zawsze, odkąd tylko pamiętam, panicznie bałem się nowego. Miało to swój start już w przedszkolu, kiedy zwyczajnie nie chciałem do niego chodzić, płakałem... Dalej było jeszcze gorzej, jednak z czasem kiedy dojrzewałem potrafiłem lepiej to znosić. Wiadomo, nie można być wiecznie dzieckiem.
Ciągle jednak mam w sobie tą pierdołowatość, nieporadność... normalnie radzę sobie w życiowych sytuacjach. Zauważyłem u siebie, że mam strach przed najprostszymi sytuacjami. Boję się, że będę miał do czynienia z czymś łatwym, nie poradzę sobie i wtedy zacznę być postrzegany jako łamaga lub ktoś kto ma ogromne braki. To może być cokolwiek - przeniesienie krzesła z punktu A do B, załatwienie czegoś, kupienie biletów do kina. Najlepsze jest to, że normalnie radzę sobie, nie mam w sobie żadnych symptomów typu drżą mi ręce albo nadmiernego się pocenia. Może lekki stres, to wszystko.
Takie spadki pewności siebie biorą się u mnie znikąd i nie wiem co jest tak naprawdę powoduje. Jestem człowiekiem raczej zamkniętym w sobie, jednak nie mam też trudności w poznawaniu ludzi. Nawet lubię poznawać przypadkowe osoby. Po prostu czasami mam napad panicznego strachu "a co jeśli...", staje się wtedy całkowicie wycofany, strachliwy.
Strasznie mi to przeszkadza, bycie taką ciotą życiową. Robię z igły widły prawie zawsze. A jak przychodzi co do czego, nic się nie dzieje. Nigdy nie byłem na koncercie, mam chęć wybrać się, bo akurat fajny zespół gra w moim mieście - i co? "No, fajnie byłoby pójść...", tylko, że zaraz po tym napada mnie myśl, że sobie nie poradzę z kupnem biletu, że mnie nie wpuszczą, że coś, że tłum mnie przygniecie, że coś się stanie...
"Fajnie byłoby iść na strzelnicę..." - tu to samo. Zaraz napada mnie myśl, że nigdy tam nie byłem, że pewnie większość to ludzie obeznani, a ja jako nowy będę budził tylko drwiny i śmiech.
Dodam tutaj, że zawsze wyglądałem młodziej. 19 lat, a wyglądam na 16, jestem stosunkowo niewysoki, jednak kompleksów na punkcie swojego wyglądu nie mam. No, może poza wyjątkiem, że jestem blond chudzielcem, ot takim chłopaczkiem, co jak wiatr zawieje, to 50 kilo żywej wagi zaraz się przewraca.
Mój problem polega na tym, że od zawsze, odkąd tylko pamiętam, panicznie bałem się nowego. Miało to swój start już w przedszkolu, kiedy zwyczajnie nie chciałem do niego chodzić, płakałem... Dalej było jeszcze gorzej, jednak z czasem kiedy dojrzewałem potrafiłem lepiej to znosić. Wiadomo, nie można być wiecznie dzieckiem.
Ciągle jednak mam w sobie tą pierdołowatość, nieporadność... normalnie radzę sobie w życiowych sytuacjach. Zauważyłem u siebie, że mam strach przed najprostszymi sytuacjami. Boję się, że będę miał do czynienia z czymś łatwym, nie poradzę sobie i wtedy zacznę być postrzegany jako łamaga lub ktoś kto ma ogromne braki. To może być cokolwiek - przeniesienie krzesła z punktu A do B, załatwienie czegoś, kupienie biletów do kina. Najlepsze jest to, że normalnie radzę sobie, nie mam w sobie żadnych symptomów typu drżą mi ręce albo nadmiernego się pocenia. Może lekki stres, to wszystko.
Takie spadki pewności siebie biorą się u mnie znikąd i nie wiem co jest tak naprawdę powoduje. Jestem człowiekiem raczej zamkniętym w sobie, jednak nie mam też trudności w poznawaniu ludzi. Nawet lubię poznawać przypadkowe osoby. Po prostu czasami mam napad panicznego strachu "a co jeśli...", staje się wtedy całkowicie wycofany, strachliwy.
Strasznie mi to przeszkadza, bycie taką ciotą życiową. Robię z igły widły prawie zawsze. A jak przychodzi co do czego, nic się nie dzieje. Nigdy nie byłem na koncercie, mam chęć wybrać się, bo akurat fajny zespół gra w moim mieście - i co? "No, fajnie byłoby pójść...", tylko, że zaraz po tym napada mnie myśl, że sobie nie poradzę z kupnem biletu, że mnie nie wpuszczą, że coś, że tłum mnie przygniecie, że coś się stanie...
"Fajnie byłoby iść na strzelnicę..." - tu to samo. Zaraz napada mnie myśl, że nigdy tam nie byłem, że pewnie większość to ludzie obeznani, a ja jako nowy będę budził tylko drwiny i śmiech.
Dodam tutaj, że zawsze wyglądałem młodziej. 19 lat, a wyglądam na 16, jestem stosunkowo niewysoki, jednak kompleksów na punkcie swojego wyglądu nie mam. No, może poza wyjątkiem, że jestem blond chudzielcem, ot takim chłopaczkiem, co jak wiatr zawieje, to 50 kilo żywej wagi zaraz się przewraca.