11 Lip 2015, Sob 21:40, PID: 453560
Nie wiem jak nazwać takie zachowanie, więc je opiszę. Np. w dzieciństwie jak poznałam jakąś nową koleżankę i pisała do mnie smsy albo dzwoniła, to chciałam jak najszybciej zerwać z nią kontakt, bo nachodziło mnie takie uczucie paniki, że się ode mnie nie odczepi, będzie cały czas pisać. To samo dziś, jak ktoś mnie zaprasza na imprezę, to niby chcę iść, ale potem nie mogę się doczekać aż wyjdę. Jak koleżanka zabrała mnie na weekend ze swoimi znajomymi to wróciłam sama pociągiem po jednym dniu, chociaż nikt tam nie był dla mnie niemiły. Czułam się tam źle i chciałam jak najszybciej wrócić do bezpiecznego miejsca, do domu. Koleżanka wracała na następny dzień, ale ja przez ten lęk nie mogłam wytrzymać tam nawet kilkunastu godzin więcej.
Teraz poszłam na praktyki, nic mi się tam złego nie dzieje, większość ludzi jest uprzejma, a ja w pierwszym dniu podpisując umowę, wiedząc, że będę tam przychodzić 5 dni w tyg., na osiem godzin dziennie, mieć kontakt z innymi osobami to wpadłam w jakiś popłoch, czułam się jak zwierzę w pułapce, serce zaczęło mi szybciej bić i nawet bym się popłakała, ale na szczęście się opanowałam. Tak bardzo chciałam znaleźć pracę, albo praktyki to zamiast się z tego cieszyć to mam jakieś napady przerażenia, nie chcę tam chodzić, nie mogę się doczekać aż się skończą i będę wolna od przymusu chodzenia tam. Tylko co z tego, że poczuję wtedy pewnie ulgę, jak pracę trzeba mieć, żeby żyć i chodzić tam 5 dni w tygodniu do emerytury.
Sąsiad zaproponował mi, że będzie mnie tam podwoził (bo jeździ tamtędy do pracy na tą samą godzinę) to byłam zachwycona w pierwszym dniu, że nie muszę chodzić na autobus. A potem znowu przyszło uczucie lęku, że będę od niego zależna, i że wolałabym już tym autobusem jeździć i zaczęłam wymyślać, co mogę mu powiedzieć, żeby się wykręcić od wspólnego jeżdżenia.
To nie jest tylko tak, że nie czuję się swobodnie wśród innych, tylko, że nachodzi mnie nagle taki atak paniki, histerii, że muszę się jak najszybciej stąd wydostać, zerwać kontakt, chociaż nic złego mi się nie dzieje, nie rozumiem takiej reakcji swojego organizmu. Czasami w takich chwilach zaczynam płakać i nie mogę przestać.
Też tak ma ktoś z was? Co to jest? Lęk przed zaangażowaniem się w kontakt z innymi? Przed byciem zależnym od innych? Jak sobie z tym poradzić? Do pracy przecież muszę chodzić, a nie wyobrażam sobie bać się tam chodzić każdego dnia. I jak sobie poradzić w czasie takiego ataku paniki i płaczu, kiedy łzy lecą w najmniej odpowiednim momencie i nie chcą przestać...
Teraz poszłam na praktyki, nic mi się tam złego nie dzieje, większość ludzi jest uprzejma, a ja w pierwszym dniu podpisując umowę, wiedząc, że będę tam przychodzić 5 dni w tyg., na osiem godzin dziennie, mieć kontakt z innymi osobami to wpadłam w jakiś popłoch, czułam się jak zwierzę w pułapce, serce zaczęło mi szybciej bić i nawet bym się popłakała, ale na szczęście się opanowałam. Tak bardzo chciałam znaleźć pracę, albo praktyki to zamiast się z tego cieszyć to mam jakieś napady przerażenia, nie chcę tam chodzić, nie mogę się doczekać aż się skończą i będę wolna od przymusu chodzenia tam. Tylko co z tego, że poczuję wtedy pewnie ulgę, jak pracę trzeba mieć, żeby żyć i chodzić tam 5 dni w tygodniu do emerytury.
Sąsiad zaproponował mi, że będzie mnie tam podwoził (bo jeździ tamtędy do pracy na tą samą godzinę) to byłam zachwycona w pierwszym dniu, że nie muszę chodzić na autobus. A potem znowu przyszło uczucie lęku, że będę od niego zależna, i że wolałabym już tym autobusem jeździć i zaczęłam wymyślać, co mogę mu powiedzieć, żeby się wykręcić od wspólnego jeżdżenia.
To nie jest tylko tak, że nie czuję się swobodnie wśród innych, tylko, że nachodzi mnie nagle taki atak paniki, histerii, że muszę się jak najszybciej stąd wydostać, zerwać kontakt, chociaż nic złego mi się nie dzieje, nie rozumiem takiej reakcji swojego organizmu. Czasami w takich chwilach zaczynam płakać i nie mogę przestać.
Też tak ma ktoś z was? Co to jest? Lęk przed zaangażowaniem się w kontakt z innymi? Przed byciem zależnym od innych? Jak sobie z tym poradzić? Do pracy przecież muszę chodzić, a nie wyobrażam sobie bać się tam chodzić każdego dnia. I jak sobie poradzić w czasie takiego ataku paniki i płaczu, kiedy łzy lecą w najmniej odpowiednim momencie i nie chcą przestać...