21 Lip 2015, Wto 19:56, PID: 454912
Więc tak... zacznę od początku... Moje życie kompletnie straciło sens. Pomijając już nawet tą głupią fobie. Prawie rok temu (dokładnie to w sierpniu) poznałam na skanie (taki jakby czat przez komórkę dla osób z plusa) pewnego chłopaka. Już po dwóch dniach pisał że będę jego żoną, chciał się spotkać, chciał żebym wysłała mu swoje zdjęcie. Odmówiłam. Wstydzę się tego jak wyglądam i bałam się jak zareaguje gdy zobaczy że się dziwnie zachowuję. Olałam go. Jednak we wrześniu coś mnie tknęło i napisałam do niego. Odpisał, poprosił o zdjęcie. Wysłałam mu je. Zaczął mówić jaka to ja piękna i w ogóle. Chciał się spotkać. No i znowu wyjeżdżał z tym że będę jego żoną. A że bałam się że może mnie nie polubić takiej jaką jestem, więc znowu przestaliśmy się do siebie odzywać. Jeszcze na początku znalazłam go na FB, ale nawet go do znajomych nie zaprosiłam. No i tak sobie żyłam dalej. W grudniu zobaczyłam że ma ustawione "w związku" z jego byłą dziewczyną. Byli ze sobą już kilka razy od 2008 roku. Załamałam się, całą noc przepłakałam. Obiecałam że do niego napiszę i wszystko naprawię. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Napisałam do niego na początku stycznia. Przeprosiłam go za to ze go tak olałam. Wybaczył mi, opowiadał jaka to ta jego dziewczyna cudowna i w ogóle. Zabolało. Pisaliśmy jakieś dwa tygodnie i przestał pisać, ja też nie pisałam. Do marca się męczyłam. Pod koniec lutego na tym samym czacie poznałam innego chłopaka. Był uroczy, powiedział że wybije mi z głowy tamtego. Na początku marca napisałam do tego pierwszego. Wyznałam mu co czuję, powiedział że jest miło zaskoczony, zaproponował piwo, tylko mówił ze się będzie musiał tej swojej zapytać, mówił że jestem jego koleżanką. Pokłóciłam się o niego z tym drugim. On powiedział ze go zraniłam, przestaliśmy się kontaktować. Ten pierwszy wiedział, ze była taka sytuacja, że przez niego dałam kosza tamtemu. A później było tak wspaniale... Mieliśmy się spotkać, miały być wakacje pod namiotem, mówił jak bardzo go kręcę i rozpalam, mówił że jest mój, że będziemy razem. Gdy zapytałam o jego dziewczynę wykręcał się, albo mówił wymijająco a raz powiedział ze nie wie co z nią, bo ja mu w głowie zawróciłam. Zaczął mówić do mnie: kotku, kochanie. Potrafiliśmy całą noc przepisać, byłam dzięki niemu szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa, że w ogóle nie brałam już pod uwagę jego dziewczyny. Przyszedł maj. Pewnego dnia przed wyjściem do szkoły napisałam do niego z pytaniem czy mogę dostać buziaka. Wysłał mi tego buziaka i powiedział że musi mnie zmarwić, ale wyjeżdża na 3 miesiące za granicę. Mówił ze damy radę, że uczcimy to lepiej. Dwa dni później pojechał. W połowie lipca miał urodziny. Weszłam na jego FB, a tam post ze z okazji urodzin czas wracać do domu. Minęło kilka dni a on się nie odzywał. wysłałam mu zaproszenie na FB. Usunął. Napisałam z pytaniem czego się nie chwali że wrócił. Nie odpisał. Napisałam mu ze tęsknie, że jak coś to niech wie że go kochałam i że przepraszam. Serio już chciałam sobie zrobić. Odpisał po północy, żebym nie pisała takich smsów, że jego życie się totalnie zmieniło, że dostał kontrakt w Niemczech. Napisałam mu że ciągle tylko płaczę, że się w nim zakochałam, ze nie śpię, nie jem. Nie odpisał. Rano zapytałam na ile teraz jedzie, a on że przez 2 lata tak będzie jeździł, że nie wie czy cokolwiek miałoby teraz sens. Gdy zapytałam go czy będziemy utrzymywać kontakt powiedział że tak, ale powinnam barć życie pełnymi garściami a nie siedzieć i się zamartwiać. Napisałam że spróbuję, ale bez niego dla mnie to nie to samo. To było 16. Od tamtego dnia pisałam do niego już kilka razy, ale nie odpisuje. Jak mamy więc do cholery utrzymywać ten kontakt? Ja go kocham, nie potrafię bez niego żyć... Nie wiem już co mam robić. Poszłabym gdzieś ze znajomymi, ale tych znajomych brak... Siedzę tylko w domu i modlę się by te pieprzone wakacje jak najdłużej się skończyły. Sorry, że tak długo ale musiałam się gdzieś wyżalić...