16 Wrz 2013, Pon 18:41, PID: 363680
Próbowałam wyszukiwarką, ale nie znalazłam podobnego tematu.
Zastanawiam się, jak dużo osób tutaj zmaga się z nerwicą hipochondryczną (stwierdzoną), lub jeśli nie zdiagnozowaną, to po prostu ciągle dopatrują się u siebie jakichś chorób.
U mnie nerwica hipochondryczna zaczęła się od tego, że trochę ponad rok temu bałam się że... jestem w ciąży. Ciążę "klasyfikowałam" w głowie jako chorobę i ciągle doszukiwałam się objawów. Potem ciąża płynnie przeszła w chłoniaka, białaczkę, czerniaka (aż okłamałam chirurga onkologa byleby usunął mi pieprzyk, przez który dostawałam ataków paniki), aż w końcu "wyszukałam" sobie stwardnienie rozsiane i tak sobie w nim tkwię grubo ponad pół roku doszukując się różnych mrowień, niedowładów etc. Ciągle mnie coś mrowi, nie wiem czy sobie wmawiam zawroty głowy czy faktycznie je mam, czasem widzę podwójnie (...na jedno oko. Wtedy dopiero był szał, ale okazało się że to wina mojego astygmatyzmu) i mam chwile, gdzie maniakalnie sprawdzam czy różne kolory są tak samo intensywne patrząc raz jednym, raz drugim okiem.
Wszystko to wina chyba pójścia na studia i kompletnie nowych problemów, które często mnie przerastają psychicznie, oraz faktu że kompletnie nie umiem dogadać się z nowymi ludźmi- i tak po niecałym roku dostałam takiej nerwicy że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż o tym, że właśnie umieram, albo żre mnie jakaś okropna choroba która dopiero niedługo się ujawni, ale dla mnie samej i tak już będzie za późno.
Boję się chorób głównie dlatego, że myślę, że jak teraz zachoruję to wszyscy się ode mnie odwrócą (chociaż tych osób i tak mało jest) i nie będę miała szansy już więcej wyjść do ludzi i naprawić tej beznadziei która jest teraz.
Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach w tej materii, bo fajnie by było widzieć że nie jestem z tym sama. :-)
Zastanawiam się, jak dużo osób tutaj zmaga się z nerwicą hipochondryczną (stwierdzoną), lub jeśli nie zdiagnozowaną, to po prostu ciągle dopatrują się u siebie jakichś chorób.
U mnie nerwica hipochondryczna zaczęła się od tego, że trochę ponad rok temu bałam się że... jestem w ciąży. Ciążę "klasyfikowałam" w głowie jako chorobę i ciągle doszukiwałam się objawów. Potem ciąża płynnie przeszła w chłoniaka, białaczkę, czerniaka (aż okłamałam chirurga onkologa byleby usunął mi pieprzyk, przez który dostawałam ataków paniki), aż w końcu "wyszukałam" sobie stwardnienie rozsiane i tak sobie w nim tkwię grubo ponad pół roku doszukując się różnych mrowień, niedowładów etc. Ciągle mnie coś mrowi, nie wiem czy sobie wmawiam zawroty głowy czy faktycznie je mam, czasem widzę podwójnie (...na jedno oko. Wtedy dopiero był szał, ale okazało się że to wina mojego astygmatyzmu) i mam chwile, gdzie maniakalnie sprawdzam czy różne kolory są tak samo intensywne patrząc raz jednym, raz drugim okiem.
Wszystko to wina chyba pójścia na studia i kompletnie nowych problemów, które często mnie przerastają psychicznie, oraz faktu że kompletnie nie umiem dogadać się z nowymi ludźmi- i tak po niecałym roku dostałam takiej nerwicy że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż o tym, że właśnie umieram, albo żre mnie jakaś okropna choroba która dopiero niedługo się ujawni, ale dla mnie samej i tak już będzie za późno.
Boję się chorób głównie dlatego, że myślę, że jak teraz zachoruję to wszyscy się ode mnie odwrócą (chociaż tych osób i tak mało jest) i nie będę miała szansy już więcej wyjść do ludzi i naprawić tej beznadziei która jest teraz.
Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach w tej materii, bo fajnie by było widzieć że nie jestem z tym sama. :-)