24 Sie 2015, Pon 5:44, PID: 463868
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Sie 2015, Pon 5:51 przez anonimek3.)
Cześć, na imię mam Mateusz. Znalazłem to forum to od razu się zarejestrowałem, żeby się wygadać. Może lepiej się poczuję, zobaczymy. Ogólnie zacznę od tego, że od dzieciństwa do końca gimnazjum byłem normalnym człowiekiem, nie obawiałem się niczego. Dodam, że w podstawówce byłem, że tak powiem kozakiem i często pchałem się do bójek. Wraz z upływem czasu w gimnazjum zmądrzałem i wiem, że nie lubię przemocy i nienawidzę ludzi którzy biją bez powodu. W ogóle nie miałem problemów z wyjściem z domu na wyspę sam, gdzie wszyscy piją alkohol (teren prywatny, policja nie ma nawet wstępu). Ogólnie idzie się tam 20 minut i często wracałem nawet o 2 w nocy i byłem spokojny, nic się nie bałem, do czasu...
Ostatnio zauważyłem, że mam pecha bo trafiam na samych debili którym się nudzi i chcą mi jak najbardziej naprzykrzać w życiu. Tutaj przykład z marca tego roku, kiedy siedziałem z byłą na ławce pod moim blokiem i sobie rozmawialiśmy spokojnie. Było to jakoś o 21 także ciemno już było. Zawsze wiedziałem, że nic mi się nie stanie na osiedlu bo tu sami swoi itd. Szedł jakiś facet na oko 30 lat z psem amstafem bez kagańca i podszedł do mnie. Przyjrzałem mu się i rozpoznałem znajomego mojego brata, był dwa razy nawet u mnie w domu i to w normalnych zamiarach jako kolega. Przywitałem się z nim, na początku myślałem że chciał pogadać albo o coś spytać ale zauważyłem, że był naćpany i zaczął coś mówić, że niby go wyzywałem itd. Tłumaczyłem się jak głupi, że nic takiego nie było, że siedzę tutaj cały czas i rozmawiamy na spokojnie. Złapał mnie za nos i chciał mnie sprowokować. Pomyślałem, że mnie nie poznał, powiedziałem mu że zna mojego brata. Ten natomiast mi przerwał i powiedział, cytuję: "Tak znam Twojego brata, (tu wymienił imię i nazwisko mojego starszego brata), tak?". Wtedy już nie wiedziałem o co chodzi, pamiętam że strasznie bałem się tego amstafa bo znany z tego jest że pogryzł parę psów, a też się bałem o dziewczynę że coś jej się stanie. Wtedy dostałem z pięści w oko, po tym tylko się złapałem za ranę i znowu opuściłem ręce. Nic się nawet nie broniłem, nie chciałem żeby doszło do czegoś gorszego. Uderzył mnie drugi raz w zęby i połamał mi dwie jedynki. Poczułem że coś mi lata w jamie ustnej to spanikowałem i w szoku uciekłem do domu. Tam już tata był wkurzony, wyszedł z mieszkania i go szukał bo wiedział dokładnie kto to był. Na szczęście go nie znalazł bo bym miał problemy potem w sądzie, ale mniejsza. Od tamtej pory mam okropną traumę, jestem po prostu tchórzem że nawet jak dziewczynę odprowadzałem to się stresowałem i cały czas się rozglądałem. Zwłaszcza, że ona mieszka w takim miejscu, gdzie jest dużo patologii i tych dresów. Tata dobrze wiedział o mojej traumie, chciał mnie nawet podrzucać samochodem gdzie do domu miałem 5 minut, ale odmówiłem mówiąc że muszę z tym walczyć. Kupił mi na drugi dzień gaz pieprzowy i do tego czasu biorę go wszędzie. Była też sytuacja, że wracałem o 4 rano od dziewczyny, a wiadomo to taka pora że pijani wracają też. Szedłem sobie chodnikiem i zauważyłem jakieś 4 osoby, co głośno gadały i się śmiały. Chciałem zawrócić inną drogą, ale też wtedy postanowiłem że muszę stawić temu czoło. Poszedłem dalej niepewnie mając gaz pieprzowy w gotowości, a kiedy ich wyminąłem to usłyszałem swoją ksywkę i okazało się, że to był kumpel z treningów zapaśniczych. Pomyśleć, że jak mnie zawołał to już chciałem wyjąc gaz z kieszeni.
Minęło parę miesięcy i jakoś to się ustatkowało. Teraz drugi przykład taki, że właśnie po tych miesiącach miałem swoją osiemnastkę w lipcu na mojej działce. Wiadomo grill, dużo jedzenia jak i alkoholu. Nie powiem, zabawa bardzo udana. Dużo osób potem poszło, zostałem tylko ja z czterema kumplami - piliśmy wódkę do 7 rano i wspominaliśmy sobie. Wtedy przyszedł jakiś gość, czekał pod furtką i coś mówił. Kumpel mój, sporych rozmiarów(nazwijmy go wikingiem) wstał i zaczął go wyzywać żeby s+ł itd. Wtedy wyszedłem zobaczyć co się tam dzieje i poznałem takiego kolegę mojego brata, przeprosiłem go za mojego kumpla i jak na Polaka przystało zaprosiłem go do środka na flaszkę, żebyśmy na zgodę wypili. Kumpel też go przeprosił, bo nie wiedział że to swój. Pogadaliśmy chwilkę, znajomy brata potem wziął wikinga na spacer i tam z jego relacji dowiedziałem się, że chciał mu wcisnąć fetę. Wiking się podirytował z tego powodu i kazał mu spadać w niemiły sposób. Sprawa załatwiona, wróciliśmy do picia. Minęło parę minut, nagle słyszymy że ktoś krzyknął "tutaj są!". Wyszedłem zobaczyć co się znowu dzieje i co widzę? Spora ekipa, 7 osób z psem owczarkiem niemieckim po prostu weszło na moją działkę, przywitali się normalnie i się rozgościli jak u siebie... Zobaczyłem ich noże przy paskach to już spanikowałem, kumple tak samo siedzieli cicho i udawali miłych, tam sami zagadywali co by ich nie sprowokować. Pili moją wódkę i zabierali jedzenie z lodówki, żeby na grillu sobie zrobić. Ja latałem jak głupi za nimi, pytałem się czy czegoś im nie brakuje. Z tej grupy ledwo rozpoznałem też moją znajomą, z którą jakiś rok temu rozmawiałem przy piwie. Wtedy była ładną, porządną dziewczyną, a wtedy nie mogłem jej rozpoznać bo była zniszczona przez te ćpanie i sama musiała mi się przedstawić. Oczywiście pozornie ona niby zadowolona, bo dawno się nie widzieliśmy przytuliła się do mnie na powitanie i tam chwilę pogadaliśmy. A potem usłyszałem od niej coś w stylu "przejmujemy ten lokal". Byłem wtedy bezradny. Parę chwil potem wyszli na chwilę po coś to skorzystałem z okazji, żeby w końcu sięgnąć po telefon i zadzwonić do taty żeby szybko tutaj przyszedł. Wtedy byłem naprawdę załamany, z kumplami zacząłem rozkminiać że ta grupka w gangsterkę się bawi i wtedy zaczęły mi lecieć łzy bo najbardziej bałem się o życie moich znajomych jak i o swoje. Tata szybko przyszedł, a akurat ta grupka też wracała do nas. Zobaczyli tylko ojca to od razu wystraszeni byli i tłumaczyli się jak dzieci, że to nie oni. Że nic nie zrobili. Po wszystkim tata nas odwiózł do domu, każdego osobno. Wróciłem do domu to wtedy pierwszy raz w życiu się poryczałem jak dziecko za sprawą tego, że to mocno mi się odbiło na psychice i wpadłem w depresję. Od tamtej pory boję się wszędzie wychodzić gdzieś sam, zawsze trzymam się z kolegami ale nawet przy nich czuję się niepewnie. Zawsze mam wrażenie, że każdy obcy człowiek na mnie krzywo patrzy i zaraz mi coś zrobi, pobije itd. Wyobrażam sobie tylko, że wyciągnie nóż zaraz i mnie zacznie straszyć. Nawet niedawno na początku sierpnia jak szedłem o 5 nad ranem na PKP z torbami, bo nad morze jechałem to po drodze spotkałem jakiegoś pijanego w trzy d*py ukraińca, zaczął krzyczeć po ukraińsku do mnie. Kompletnie nie wiedziałem o co mu chodziło, widziałem tylko że ledwo szybkimi krokami do mnie podchodził. Wtedy ja, tchórz zamiast go w obronie uderzyć w twarz to uciekałem jak głupi w stronę PKP i co chwilę zaglądałem do tyłu, czy go nie ma. Zawsze mam z tym problem, że jak przychodzi co do czego to boję się podnieść na kogoś rękę w obronie. Z dwóch powodów:
1. Boję się, że komuś coś zrobię - wyrządzę większą krzywdę.
2. Boję się, że źle uderzę albo nie trafię i wtedy sprowokuję tym oprawcę do większej agresji i aktu zemsty. Przecież nie potrafię się nawet bić!
Strasznie duże wypracowanie napisałem, nawet przy tym ręce mi się trzęsą i nie mogę zasnąć. Myślałem, że ten uraz psychiczny mi przejdzie, ale nie - do dzisiaj mam fobię społeczną, nawet coraz silniejszą. Nawet teraz z tego powodu oczy mi się lekko pocą. Na co dzień lubię towarzystwo, jestem otwarty. W szkole lubię być w centrum uwagi jak i na inscenizacjach historycznych, bo ogólnie jestem pasjonatem okresu II wojny światowej i biorę udział w rekonstrukcjach. Z nawiązywaniem kontaktów nie mam żadnych problemów, tak samo z dziewczynami. Przez te lęki właśnie często piję, bo jak jestem lekko wstawiony to jestem odważniejszy i szczęśliwszy. Mam nadzieję, że jakoś podniesiecie mnie na duchu. Za wszelakie błędy z góry bardzo przepraszam, nie jestem dobry w pisaniu takich rzeczy. Z góry także dziękuję ślicznie jeżeli ktokolwiek przeczyta te wypociny, naprawdę mi na tym zależy. Trzymajcie się.
Ostatnio zauważyłem, że mam pecha bo trafiam na samych debili którym się nudzi i chcą mi jak najbardziej naprzykrzać w życiu. Tutaj przykład z marca tego roku, kiedy siedziałem z byłą na ławce pod moim blokiem i sobie rozmawialiśmy spokojnie. Było to jakoś o 21 także ciemno już było. Zawsze wiedziałem, że nic mi się nie stanie na osiedlu bo tu sami swoi itd. Szedł jakiś facet na oko 30 lat z psem amstafem bez kagańca i podszedł do mnie. Przyjrzałem mu się i rozpoznałem znajomego mojego brata, był dwa razy nawet u mnie w domu i to w normalnych zamiarach jako kolega. Przywitałem się z nim, na początku myślałem że chciał pogadać albo o coś spytać ale zauważyłem, że był naćpany i zaczął coś mówić, że niby go wyzywałem itd. Tłumaczyłem się jak głupi, że nic takiego nie było, że siedzę tutaj cały czas i rozmawiamy na spokojnie. Złapał mnie za nos i chciał mnie sprowokować. Pomyślałem, że mnie nie poznał, powiedziałem mu że zna mojego brata. Ten natomiast mi przerwał i powiedział, cytuję: "Tak znam Twojego brata, (tu wymienił imię i nazwisko mojego starszego brata), tak?". Wtedy już nie wiedziałem o co chodzi, pamiętam że strasznie bałem się tego amstafa bo znany z tego jest że pogryzł parę psów, a też się bałem o dziewczynę że coś jej się stanie. Wtedy dostałem z pięści w oko, po tym tylko się złapałem za ranę i znowu opuściłem ręce. Nic się nawet nie broniłem, nie chciałem żeby doszło do czegoś gorszego. Uderzył mnie drugi raz w zęby i połamał mi dwie jedynki. Poczułem że coś mi lata w jamie ustnej to spanikowałem i w szoku uciekłem do domu. Tam już tata był wkurzony, wyszedł z mieszkania i go szukał bo wiedział dokładnie kto to był. Na szczęście go nie znalazł bo bym miał problemy potem w sądzie, ale mniejsza. Od tamtej pory mam okropną traumę, jestem po prostu tchórzem że nawet jak dziewczynę odprowadzałem to się stresowałem i cały czas się rozglądałem. Zwłaszcza, że ona mieszka w takim miejscu, gdzie jest dużo patologii i tych dresów. Tata dobrze wiedział o mojej traumie, chciał mnie nawet podrzucać samochodem gdzie do domu miałem 5 minut, ale odmówiłem mówiąc że muszę z tym walczyć. Kupił mi na drugi dzień gaz pieprzowy i do tego czasu biorę go wszędzie. Była też sytuacja, że wracałem o 4 rano od dziewczyny, a wiadomo to taka pora że pijani wracają też. Szedłem sobie chodnikiem i zauważyłem jakieś 4 osoby, co głośno gadały i się śmiały. Chciałem zawrócić inną drogą, ale też wtedy postanowiłem że muszę stawić temu czoło. Poszedłem dalej niepewnie mając gaz pieprzowy w gotowości, a kiedy ich wyminąłem to usłyszałem swoją ksywkę i okazało się, że to był kumpel z treningów zapaśniczych. Pomyśleć, że jak mnie zawołał to już chciałem wyjąc gaz z kieszeni.
Minęło parę miesięcy i jakoś to się ustatkowało. Teraz drugi przykład taki, że właśnie po tych miesiącach miałem swoją osiemnastkę w lipcu na mojej działce. Wiadomo grill, dużo jedzenia jak i alkoholu. Nie powiem, zabawa bardzo udana. Dużo osób potem poszło, zostałem tylko ja z czterema kumplami - piliśmy wódkę do 7 rano i wspominaliśmy sobie. Wtedy przyszedł jakiś gość, czekał pod furtką i coś mówił. Kumpel mój, sporych rozmiarów(nazwijmy go wikingiem) wstał i zaczął go wyzywać żeby s+ł itd. Wtedy wyszedłem zobaczyć co się tam dzieje i poznałem takiego kolegę mojego brata, przeprosiłem go za mojego kumpla i jak na Polaka przystało zaprosiłem go do środka na flaszkę, żebyśmy na zgodę wypili. Kumpel też go przeprosił, bo nie wiedział że to swój. Pogadaliśmy chwilkę, znajomy brata potem wziął wikinga na spacer i tam z jego relacji dowiedziałem się, że chciał mu wcisnąć fetę. Wiking się podirytował z tego powodu i kazał mu spadać w niemiły sposób. Sprawa załatwiona, wróciliśmy do picia. Minęło parę minut, nagle słyszymy że ktoś krzyknął "tutaj są!". Wyszedłem zobaczyć co się znowu dzieje i co widzę? Spora ekipa, 7 osób z psem owczarkiem niemieckim po prostu weszło na moją działkę, przywitali się normalnie i się rozgościli jak u siebie... Zobaczyłem ich noże przy paskach to już spanikowałem, kumple tak samo siedzieli cicho i udawali miłych, tam sami zagadywali co by ich nie sprowokować. Pili moją wódkę i zabierali jedzenie z lodówki, żeby na grillu sobie zrobić. Ja latałem jak głupi za nimi, pytałem się czy czegoś im nie brakuje. Z tej grupy ledwo rozpoznałem też moją znajomą, z którą jakiś rok temu rozmawiałem przy piwie. Wtedy była ładną, porządną dziewczyną, a wtedy nie mogłem jej rozpoznać bo była zniszczona przez te ćpanie i sama musiała mi się przedstawić. Oczywiście pozornie ona niby zadowolona, bo dawno się nie widzieliśmy przytuliła się do mnie na powitanie i tam chwilę pogadaliśmy. A potem usłyszałem od niej coś w stylu "przejmujemy ten lokal". Byłem wtedy bezradny. Parę chwil potem wyszli na chwilę po coś to skorzystałem z okazji, żeby w końcu sięgnąć po telefon i zadzwonić do taty żeby szybko tutaj przyszedł. Wtedy byłem naprawdę załamany, z kumplami zacząłem rozkminiać że ta grupka w gangsterkę się bawi i wtedy zaczęły mi lecieć łzy bo najbardziej bałem się o życie moich znajomych jak i o swoje. Tata szybko przyszedł, a akurat ta grupka też wracała do nas. Zobaczyli tylko ojca to od razu wystraszeni byli i tłumaczyli się jak dzieci, że to nie oni. Że nic nie zrobili. Po wszystkim tata nas odwiózł do domu, każdego osobno. Wróciłem do domu to wtedy pierwszy raz w życiu się poryczałem jak dziecko za sprawą tego, że to mocno mi się odbiło na psychice i wpadłem w depresję. Od tamtej pory boję się wszędzie wychodzić gdzieś sam, zawsze trzymam się z kolegami ale nawet przy nich czuję się niepewnie. Zawsze mam wrażenie, że każdy obcy człowiek na mnie krzywo patrzy i zaraz mi coś zrobi, pobije itd. Wyobrażam sobie tylko, że wyciągnie nóż zaraz i mnie zacznie straszyć. Nawet niedawno na początku sierpnia jak szedłem o 5 nad ranem na PKP z torbami, bo nad morze jechałem to po drodze spotkałem jakiegoś pijanego w trzy d*py ukraińca, zaczął krzyczeć po ukraińsku do mnie. Kompletnie nie wiedziałem o co mu chodziło, widziałem tylko że ledwo szybkimi krokami do mnie podchodził. Wtedy ja, tchórz zamiast go w obronie uderzyć w twarz to uciekałem jak głupi w stronę PKP i co chwilę zaglądałem do tyłu, czy go nie ma. Zawsze mam z tym problem, że jak przychodzi co do czego to boję się podnieść na kogoś rękę w obronie. Z dwóch powodów:
1. Boję się, że komuś coś zrobię - wyrządzę większą krzywdę.
2. Boję się, że źle uderzę albo nie trafię i wtedy sprowokuję tym oprawcę do większej agresji i aktu zemsty. Przecież nie potrafię się nawet bić!
Strasznie duże wypracowanie napisałem, nawet przy tym ręce mi się trzęsą i nie mogę zasnąć. Myślałem, że ten uraz psychiczny mi przejdzie, ale nie - do dzisiaj mam fobię społeczną, nawet coraz silniejszą. Nawet teraz z tego powodu oczy mi się lekko pocą. Na co dzień lubię towarzystwo, jestem otwarty. W szkole lubię być w centrum uwagi jak i na inscenizacjach historycznych, bo ogólnie jestem pasjonatem okresu II wojny światowej i biorę udział w rekonstrukcjach. Z nawiązywaniem kontaktów nie mam żadnych problemów, tak samo z dziewczynami. Przez te lęki właśnie często piję, bo jak jestem lekko wstawiony to jestem odważniejszy i szczęśliwszy. Mam nadzieję, że jakoś podniesiecie mnie na duchu. Za wszelakie błędy z góry bardzo przepraszam, nie jestem dobry w pisaniu takich rzeczy. Z góry także dziękuję ślicznie jeżeli ktokolwiek przeczyta te wypociny, naprawdę mi na tym zależy. Trzymajcie się.