16 Lip 2013, Wto 17:07, PID: 357406
Wypełniają moje codzienne życie, regularnie powodując utratę czasu, stres, spadek samooceny itp. itd.
Przykład:
Pakuję ubrania i inne niezbędne rzeczy, w celu wyjazdu na weekend do innego miasta. Jestem spięty, bo muszę zdążyć na autobus/pociąg. I wtedy atakują. "Czy na pewno spakowałem wystarczającą ilość rzeczy? Nie powinienem brać za dużo, w końcu to tylko dwa dni. Ale, cholera, to też się może przydać. I to. I to. Lepiej to spakuję... Nie, tego lepiej nie, nie przyda mi się i będę mieć za ciężką torbę. Ale jak nie wezmę, a nuż będzie mi to potrzebne i będę żałować że nie wziąłem... Generalnie nie jestem zadowolony z pakowania, ale jakoś dopiąłem tę torbę. Co wziąłem, to wziąłem, trudno. Cholera, kosmetyczka z łazienki! Zabiorę wychodząc. No to ostatni rzut oka na pokój, czy wszystko wziąłem... ("rzut oka" trwa około pięciu minut i obejmuje gapienie się po kilka razy w te same miejsca, w myśl idiotycznej zasady, że nie mogę ufać swoim własnym oczom).".
Inne przykłady: sprawdzanie po kilka razy czy zamknąłem samochód i wyłączyłem światła (bo gdy upewniałem się po raz pierwszy, mogło mi się tylko wydawać, że widzę to co widzę, i należy sprawdzić to ponownie), czytanie po kilkanaście/kilkadziesiąt razy e-maila wysyłanego np. do szefowej (czy nie ma błędów ortograficznych, gramatycznych, czy nie jest obcesowy), golenie się kilka razy dłużej od przeciętnego człowieka (bo bokobrody nie są dostatecznie dobrze zgolone, muszą być najkrócej jak tylko się da, idealnie, do skóry).
Wspólny mianownik wielu podobnych sytuacji: ukończenie czynności w ostatniej chwili, tuż przed "deadlinem", stresując się, że nie zdążę.
Znacie to? Proszę o opinie. Jak sobie z tym radzić?
Przykład:
Pakuję ubrania i inne niezbędne rzeczy, w celu wyjazdu na weekend do innego miasta. Jestem spięty, bo muszę zdążyć na autobus/pociąg. I wtedy atakują. "Czy na pewno spakowałem wystarczającą ilość rzeczy? Nie powinienem brać za dużo, w końcu to tylko dwa dni. Ale, cholera, to też się może przydać. I to. I to. Lepiej to spakuję... Nie, tego lepiej nie, nie przyda mi się i będę mieć za ciężką torbę. Ale jak nie wezmę, a nuż będzie mi to potrzebne i będę żałować że nie wziąłem... Generalnie nie jestem zadowolony z pakowania, ale jakoś dopiąłem tę torbę. Co wziąłem, to wziąłem, trudno. Cholera, kosmetyczka z łazienki! Zabiorę wychodząc. No to ostatni rzut oka na pokój, czy wszystko wziąłem... ("rzut oka" trwa około pięciu minut i obejmuje gapienie się po kilka razy w te same miejsca, w myśl idiotycznej zasady, że nie mogę ufać swoim własnym oczom).".
Inne przykłady: sprawdzanie po kilka razy czy zamknąłem samochód i wyłączyłem światła (bo gdy upewniałem się po raz pierwszy, mogło mi się tylko wydawać, że widzę to co widzę, i należy sprawdzić to ponownie), czytanie po kilkanaście/kilkadziesiąt razy e-maila wysyłanego np. do szefowej (czy nie ma błędów ortograficznych, gramatycznych, czy nie jest obcesowy), golenie się kilka razy dłużej od przeciętnego człowieka (bo bokobrody nie są dostatecznie dobrze zgolone, muszą być najkrócej jak tylko się da, idealnie, do skóry).
Wspólny mianownik wielu podobnych sytuacji: ukończenie czynności w ostatniej chwili, tuż przed "deadlinem", stresując się, że nie zdążę.
Znacie to? Proszę o opinie. Jak sobie z tym radzić?