13 Wrz 2009, Nie 19:53, PID: 175624
14 Wrz 2009, Pon 16:51, PID: 175837
żebym ja jeszcze z nim była na ''cześć'' i ''co slychać'' a nasze relacje wygladają delikatnie pisząc tak ''zejdź mi z oczu!'' ''chcesz w pysk?''. Nie ma co polegać na rodzicach,oni się nie spieszą,żeby mi pomóc.
12 Maj 2010, Śro 17:07, PID: 205302
Jestem na forum od niedawna i zauważyłam, że kilka osób powiedziało komuś o swoim problemie (poza psychiatrą, psychologiem). Powiedziałam już swojemu chłopakowi jakieś pół roku temu, bo znalazł u mnie tabletki ziołowe na uspokojenie i mnie zmusił żebym to wytłumaczyła. Pamiętam, że kosztowało mnie to wiele wysiłku, łez i sprzecznych emocji. Teraz zastanawiam się czy nie powiedzieć tego kumplowi, z którym moje relacje gdzieś kołują w pobliżu przyjaźni. Nigdy się z nim sama nie widuję, a jedyne dłużej spędzone chwile tylko we dwójkę były kiedy przynajmniej ja byłam pod wpływem alkoholu, więc fs było ujarzmione. Przeprowadziliśmy ze sobą parę rozmów na tematy bardzo osobiste, ale nie na żywo. Trochę dziwna jest ta relacja. On niejednokrotnie namawiał mnie na spotkanie we dwójkę, ale nigdy do tego nie doszło głównie przeze mnie i nie tylko, ale głównie z powodu mojej fobii społecznej. Sama nie wiem czy lepiej to ukrywać w nieskończoność czy powiedzieć. To zupełnie co innego niż przyznać się do tego partnerowi, z którym jest się tak długo, że wiadomo, że prędzej czy później i tak wszystko wróci do normy.
Mówiliście innym? Jaki to miało skutek? Żałujecie czy uważacie, że to był dobry krok?
12 Maj 2010, Śro 18:00, PID: 205309
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Maj 2010, Śro 18:00 przez pawel91.)
Ja mowilem matce i wtedy sie balem , ale teraz sie z tego smieje . Mozesz powiedziec tylko pamietaj i tak nikt tego nie zrozumie kto tego nie ma . Takze ty sie bedziesz bala przed ta rozmowa ze sobie ten ktos pomysli o tobie zle rzeczy , i na daremno bo ta osoba i tak tego nie ogarnie , bedzie myslala ze to stres czy cos . Bedzie myslala w kategoriach osoby zdrowej czyli ze to depresja albo cos takiego , o czym i tak nie ma pojecia . Nie wiem czy mnie rozumiesz ? I to nie jest zle , ze ona tego nie zrozumie ,mozna z tego wyciagnac dobre wnioski , ze inni nie widza fobi i nie mysla tak jak my
12 Maj 2010, Śro 18:01, PID: 205310
Uważam, że kiedy to powiesz to tak jakbyś zrzuciła maskę, a co za tym idzie zaczynasz stopniowo akceptować samą siebie. To najlepszy początek zmiany swojego życia. Oczywiście nie mówię, żeby klepać o tym na prawo i na lewo, ale osobom, które się zna i w miarę ufa. często można wyczuć czy ktoś z empatią przyjmie nasze zwierzenie czy nie.
Ja zdradziłem moim przyjaciołom co i jak. nikt mnie nie wyśmiał, ani nie odwrócił się ode mnie. Dzięki temu moje stresy przy spotkaniach z nimi zmniejszyły się, a i oni zaczęli pomagać mi w niwelowaniu nerwowych sytuacji.
13 Maj 2010, Czw 16:48, PID: 205418
Ja kiedyś zasugerowałem najlepszemu przyjacielowi, że mam fobię społeczną, zaśmiał się i powiedział, żebym sobie nie wkręcał.
Ze znajomymi to jest taki problem, że w ich towarzystwie zachowuję się zupełnie normalnie. Przy ludziach, których znam od lat jestem wyluzowany, pewny siebie. Do głowy im nie przyjdzie, co ja przechodzę w trudnych dla mnie sytuacjach. Więc nie wiem, jakbym miał się do tego zabrać. Co do rodziców. Ojciec zawsze powtarzał "jak byłem młody, też byłem nieśmiały, musisz się przełamać", nie mam siły z nim dyskutować, bo on tego nie zrozumie, zawsze wszystko wie najlepiej . Matce powiedziałem ostatnio, że mam poważne problemy w kontaktach z ludźmi, skwitowała to tak: "to idź do psychologa". Z siostrami to prawie nie rozmawiam, chyba mają mnie za dziwaka. Mówienie im o tym nie miałoby sensu.
13 Maj 2010, Czw 20:29, PID: 205482
Jeśli się ma przyjaciół to rzeczywiście... Ja nie mówię o tym nikomu, kiedyś powiedziałam mojej mamie o koszmarach,ona powiedziała o tym mojemu bratu i ten przez długi czas się ze mnie z tego powodu wyśmiewał. Więc nawet przed mamą się zamknęłam
13 Maj 2010, Czw 22:01, PID: 205523
też nie mam co liczyć na rodziców... ojciec jest dla mnie prawie jak obcy i jest fatalnym ojcem i powalonym człowiekiem, a stosunek matki do mnie wskazuje na to, że powiedzenie jej to jakby wsadzić jej nóż w rękę by mogła mnie nim szczuć... z resztą wychodzę z założenia, że im mniej o mnie wiedzą tym lepiej
15 Maj 2010, Sob 11:55, PID: 205784
Nikomu nie powiedziałam, że mam fobię społeczną.
Z rodzicami mam dobry kontakt, ale wiedzą tylko że jestem nieśmiała, że nie lubię niektórych sytuacji, że często mówię, że ktoś coś powie itd. Znajomi też uważają, że jestem nieśmiała. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie, żebym miała komuś tłumaczyć, co to jest fobia społeczna i że boję się ludzi...
15 Maj 2010, Sob 16:06, PID: 205825
Ja powiedzilam a własciwie wykrzyczałam to matce podczas jednej z naszych kłótni. Wiem, ze to moze sie wydawac dziwne ale w inny sposob chyba bym nie umiała. Mimo wszystko raczej nie polecam
03 Cze 2010, Czw 18:21, PID: 208960
Powiedziałam bratu, zwierzyłam się mu jakie mam problemy, zainteresował się tym i często wymieniamy uwagi na temat tego co mnie spotkało i jak na to reagowałam.
Dziś powiedziałam przyjaciółce, którą znam niemal całe życie. Bałam się tej rozmowy. Stwierdziła, że "ten mój problem wydaje się nierzeczywisty". Hm...
04 Cze 2010, Pią 11:43, PID: 209061
Myślę, że mógłbym powiedzieć pewnym osobom, chociaż nie wiem czy akurat dokładne opisywanie fobii społecznej ma sens. Ale mój dobry znajomy wie, że byłem outsiderem, że prowadziłem takie życie, jakie prowadziłem i nie jest to dla niego żaden problem.
Ale muszę przyznać, że takich ludzi, którym można powiedzieć, nie jest chyba za dużo.
04 Cze 2010, Pią 15:58, PID: 209091
No u mnie akurat jest spory regres w porównaniu z tym, co było przed ponad rokiem (prosta sprawa - zmiana otoczenia), więc pewnie jest łatwiej powiedzieć o tym, co było głównie w przeszłości i ewentualnie teraz trochę rzutuje, niż w przypadku, gdy ktoś nie chce nawet wychodzić z domu.
04 Cze 2010, Pią 17:54, PID: 209099
Generalnie ostatnio staram się mówić o tym wszystkim i wszędzie gdzie się da - to mnie ośmiela, może trochę na zasadzie, żeby poznać wroga (czyli fobię), nie ukrywać, tylko mówić, mówić, tak żeby ktoś mógł potem powiedzieć: "ej, wcale nie jesteś taki nieśmiały skoro tyle o tym mówisz"
Tylko że mi łatwo mówić, bo moje "wszystko" i "wszędzie" ogranicza się praktycznie do internetu... w realu nie jest już tak łatwo... więc jak ktoś wie (komu powiedziałem przez internet), to spoko i nawet możemy o tym pogadać, w innym przypadku... np. mamie przebąkuję, ale nie wiem czy ona dokładnie rozumie w czym rzecz, dla ludzi często to po prostu (i tylko) "nieśmiałość".
05 Cze 2010, Sob 14:32, PID: 209139
Ja to w sumie nie wiem, jaki jest sens by to komuś powiedzieć. Żyć ze świadomością, że ktoś wie? Brrr... z resztą mógłbym to powiedzieć osobom, którym ufam - a przy nich nie mam lęków. Więc po co mówić?
05 Cze 2010, Sob 21:25, PID: 209180
Gdybym ponad rok temu nie powiedział mamie dzisiaj już pewnie bym nie żył.... rozmowa z dziewczyną z tego forum która przekonała mnie do tego żeby powiedziec mamie sprawiła ,że dzisiaj jestem innym człowiek, ZDROWYM CZŁOWIEKIEM !!
06 Cze 2010, Nie 11:51, PID: 209216
Empty Space napisał(a):Żyć ze świadomością, że ktoś wie? Brrr...Cóż... Jest takie powiedzienie, że prawdziwy przyjaciel to ten, który wie o Tobie wszystko, ale wciąż Cię lubi. Więc, jeśli by tego nie tolerował... to znaczy, że nie jest prawdziwym przyjacielem. Proste. Ale wiem, czasem trudne do wykonania.
08 Cze 2010, Wto 20:52, PID: 209490
Nie wydaje mi się, aby powiedzenie o tym coś wniosło.
Osoby, które nas znają jakiś czas, czy to rodzina, czy znajomi i tak wiedzą jacy jesteśmy- w ich oczach bardzo nieśmiali. I w jakiś sposób mają rację. Jeśli do tej pory widząc jacy jesteśmy nie potrafili nam pomóc, to po nazwaniu problemu raczej też nie będą mogli. A jeśli potrafią, to i tak tylko na pewnym zrozumiałym dla nich poziomie i powiedzenie o tym raczej nic nie wniesie. Chyba, że potrzebujemy rodziny jako sponsora aby iść do psychologa, wtedy widzę w tym jakiś sens. Co do przyjaciół, to raczej nie widzę siebie, jak mówię, że mam fobię społeczną. Różnie może być, ludzie potrafią przecież się ze sobą na dobre pokłócić, a wtedy nie chciałbym, aby mój rozżalony były przyjaciel miał taką wiedzę o mnie. A jeśli przyjaciel jest na tyle wrażliwy, że widząc, że jesteśmy nieśmiali nam pomaga wśród ludzi, to po co mu mówić o jakiś fobiach. Jeśli zaś nam nie pomaga, to znaczy o braku zainteresowania lub empatii z jego strony, wtedy wiadomość o fobii chyba niewiele wniesie, skoro do tej pory nie interesował się naszą widoczną nieśmiałością.
10 Cze 2010, Czw 0:48, PID: 209697
Hmm... chyba traktujecie fobię jako coś wstydliwego... i kto wie, może to i lepiej...
Ja traktuję bardziej jak chorobę: "mam fobię, to nie moja wina" i "wiedz, że ją mam, bo to znaczy że nie mogę/nie umiem tego, tego i tamtego" Trochę tak... trochę jest to dla mnie wymówka, ale lubię jasność, lubię też zaskakiwać ludzi w sposób pozytywny (jak wcześniej pisałem wolę usłyszeć: "hej, nie jesteś aż tak nieśmiały jak mówiłeś!") niż np. nic nie usłyszeć, bo ktoś nie przewidzi, ze jestem AŻ tak "nieśmiały" i sam się zmyje
25 Cze 2010, Pią 19:35, PID: 212060
Moja mama chce iść ze mną do spychologa, bo twierdzi, że mam zbyt niską samoocenę. To prawda, ale nie wiem jak powiedzieć jej o fobii...ona czasami myśli że sobie jaja robie jak zaczynam rozmowę na jakiś poważniejszy temat, więc nie wiem czego się spodziewać... Kiedyś była dokładnie taka rozmowa:
-Czemu ty wgl nie jesteś pewna siebie? To jest dla mnie dziwne... -Nie wiem....Ja poprostu nienawidze samej siebie -To idź się leczyć! I koniec rozmowy...Nie wiem jak to powiedzieć, ani od czego zacząć. Byłoby łatwiej jakby przestała mnie traktować jak dziecko.
26 Cze 2010, Sob 1:15, PID: 212152
Cytat:Nie wydaje mi się, aby powiedzenie o tym coś wniosło.Wierz mi, czasem powiedzenie o swoich problemach może dużo wnieść. A czasem niewiele
30 Cze 2010, Śro 11:29, PID: 212919
Mam bardzo duze problemy z mowieniem o tym co mi sie przytrafilo, o swoich uczuciach i problemach. Staram sie tego tematu unikac najbardziej jak sie da... moze przez, to ze nie porozmawialem o tym wczesnie z rodzicami, taki teraz jestem. W koncu im szybciej zaczal bym sie leczyc, tym lepiej, no ale przeszlosci nie zmienie. O tym ze jestem chory wiedza tylko moi rodzice, ale powiedzialem im za pozno bo po 4 latach meczarni. Z reguly nie placze - zdarza mi sie raz na pare lat. Ale wtedy peklem, nie wytrzymalem, rozplakalem sie jak male dziecko. Wylalem wszystko z siebie i powiedzialem im o wszystkim, nie bylo latwo. Na poczatku sie leczylem, chodzilem do psychologa. Po krotkim czasie doszedlem do wniosku ze psycholog, jak i nikt inny nie moze mi juz pomoc. Pozostaje tylko czekac w cierpieniu na zbawienie.
|
|